środa, 29 października 2014

Rozdział 21 - Stracony

Już wiem o co Wam chodzi z tą wełną! xD (odkryła Amerykę)
Dostaniecie na święta gryzące swetry! 


-Zapraszam -Jonny uchylił drzwi samochodu z mojej strony i zachęcająco skinął rękom bym wysiadł, po czym zatrzasnął je za mną.

Jak chciał, tak bez wahania zrobiłem. Momentalnie poczułem na skórze powiewy lodowatego wiatru. Jego płaszcz został w aucie. Otuliłem mocno swoje ramiona, kiedy mężczyzna prowadził mnie w stronę... hmm, no właśnie, w stronę czego?

Nie za bardzo potrafię opisać słowami budynek, który ujrzałem. Było to połączenie wielkiej rezydencji z nowoczesnymi kondygnacjami. Od frontu wejście wabiło zabytkowymi kolumnami umieszczonymi po bokach dwuskrzydłowych drzwi, a lewa część domu błyszczała wielkimi przeszkleniami. Bardzo kontrastowało to z prawym skrzydłem budynku, w którym prawie wcale nie było okien.

Brązowowłosy widząc moje starania ochrony przed zimnem podprowadził mnie szybko w stronę drzwi i od razu otworzył je wprowadzając do środka. Wtedy zamarłem zupełnie.

Trafiłem chyba do jakiegoś.... lobby? Hol był bardzo przestronny. Z prawej strony na podwyższeniu stał wielki, masywny kontuar zrobiony z ciemnego drewna. Na nim stał pulpit zapewne z jakimś grafikiem odwiedzin oraz leżały tam ustawione w schludnym stosiku broszury przypominające menu restauracji w twardej oprawie. Zaraz za kontuarem znajdowały się duże drzwi, a obok nich stała kanapa z białej skóry. Z lewej strony znajdowały się takie same drzwi tylko że ich nie chronił żaden kontuar. Na wprost mnie znajdowały się wielgachne, podwójne schody prowadzące na piętra położone wyżej domu. łączyły się one u szczytu i zbiegały się w podest który ciągnął się przez całą tylną ścianę pomieszczenia, dając dostęp do drzwi umieszczonych wyżej. Gdzie ja do cholery trafiłem?

Cały ten przepych musiał zrobić na mnie mocne wrażenie bo mężczyzna tylko ze śmiechem popchnął mnie w lewą stronę domu, tam gdzie nie stał kontuar.

-Przywykniesz. -skwitował ze śmiechem prowadząc mnie dalej.

Nagle zatrzymał się przed drzwiami z na wpół wyciągniętą ku klamce dłonią i spojrzał na mnie powątpiewająco.

-Przecież ty nie masz o niczym pojęcia... -cofnął rękę i zastygł na moment w bezruchu. -Ok, chodźmy najpierw do mnie. -O, czyli jednak przeleci mnie teraz.

I zamiast przejść przez drzwi ruszył w kierunku schodów. Kiedy weszliśmy na sam szczyt miałem wrażenie, że zaraz zassam całe płuca. Moja kondycja była po prostu w przerażającym stanie. Hm, zresztą nie tylko kondycja.

Kierując się na środek podestu pchnął drzwi z ciemnego drewna i przytrzymał je grzecznie przepuszczając mnie pierwszego. Huuh? Weszliśmy do jakiegoś gabinetu? A nie miała być to sypialnia? On chyba pomylił drzwi. Nie dziwię się, sam bym się pomylił...

-Siadaj -skinął na jedno z krzeseł przystawione przed wielkim biurkiem po czym okrążył je i zasiadł w dużym fotelu z czarnej skóry za biurkiem.

...chyba jednak się nie pomylił.

Posłusznie zająłem krzesło które mi wskazał i cierpliwie czekałem co ma mi do powiedzenia. Najwyraźniej ten facet woli rozmawiać niż się pieprzyć... Chyba go rozczaruję, nie jestem najlepszy kandydatem do ożywionych konwersacji.

-Przyznam szczerze, że po raz pierwszy czuję się niezręcznie w swoim gabinecie. -posłał mi przepraszający uśmiech i zerknął na zegar wiszący obok mojej głowy. -Ale skoro chcemy zdążyć na obiad przejdę do sedna sprawy.

Oj chcemy... zjadłbym w końcu coś konkretnego. Nie pogardzę soczystym hamsem, albo jakiś porządny kebab... Boże, jak ja dawno nie widziałem fast fooda!

-To nie ze mą będziesz uprawiał seks. -to jego przejście do sedna sprawy skutecznie rozwiało moje wizje o tańczącym hot dogu.

-Jak to... więc z kim? -zmarszczyłem brwi zbity z tropu.

To po co mnie tu sprowadzał? Mam być pomocą domową?

-Tak jak reszta, z klientami oczywiście.

Moment... znowu ta "reszta". I o co chodzi z klientami?

Dopiero po chwili mój umysł rozjaśnił się szukając odpowiedzi.

Rozmiary tego domu, ten kontuar na dole... ta cała reszta, zapewne innych chłopców czy dziewcząt, jeszcze ta wzmianka o klientach...

-Yuuki, to nie jest zwykł dom, to jest...

-..burdel. -przerwałem mu kończąc za niego wypowiedź.

Mężczyzna skrzywił się wyraźnie na to słowo.

-Wiesz, wolę nieco subtelniejsze określenia.

-Takie jak "dom rozkoszy"? -burknąłem opuszczając głowę w dół.

Czy trafiłem gorzej? Mam nadzieję że nie... o ile tymi całymi klientami nie będą psychole równi poprzedniemu czubkowi. Cholera, burdel! Świetnie!

W moich myślach kotłowała się sama gorycz.

Więcej kurwa perspektyw! Większa rozmaitość penisów rżnąca mój tyłek! Cudownie! Będę się kształcił! Hura!

Chyba jednak wolę być zamknięty w ciasnej klitce i posuwany przez jednego, niż żeby mój tyłek oglądał codziennie inny facet.

Kasztanowowłosy westchnął tylko i splótł ręce na piersi.

-Mniejsza, ty i tak wyjścia nie masz.

-A są tacy co mają? -ponowni mnie zaintrygował.

-Owszem, niektórzy są tu z własnego wyboru, po prostu pracują. W każdej chwili jeśli chcą mogą odejść.

-Więc... ilu tu ich jest?

-Razem z tobą będzie teraz dziewięciu. W zeszłym miesiącu trzech odeszło, dlatego bardzo się teraz przydasz.

Chociaż raz jestem potrzebny... nieważne że do wypinania tyłka, zawsze coś.

-Ok... więc... -jakby to ująć w słowa? -Jak to wszystko wygląda?

-Cóż, nic skomplikowanego, zwłaszcza dla ciebie. Twoje prawa, że tak się wyrażę, będą trochę inne od reszty, która nie jest tu z przymusu. Rozumiesz oczywiście, że nie mogę cię tak po prostu wypuścić?

Nie pomyślałem nawet o tym...

-Niby dlaczego?

-Po pierwsze: zapłaciłem za ciebie. Po drugie: tym światkiem rządzą dziwne zasady. Gdybym od razu po odkupieniu cię po prostu wypuścił było by to bardzo nie w smak dla domu aukcyjnego, na którym kupił cię Hartlieb i ogólnie nie miło widziane w towarzystwie. Ludzie jak to ludzie snuli by plotki o naszej miłości, przez którą podarowałem ci wolność i inne takie. Sam rozumiesz. Po za tym nie na rękę mi wypuszczać cię, kiedy się przydasz.

-Więc... jest jakaś szansa, że kiedyś...? -nie musiałem kończyć, doskonale rozumiał o co mi chodzi.

-Nie wykluczam tego ale lepiej nie zawracaj sobie tym głowy, ponieważ nie należy to do twojej najbliższej przyszłości. -spojrzał na mnie lekko karcącym wzrokiem. -Wracając do sprawy... Nie lubię was dzielić na gorszych, lepszych, ale niestety jesteś w troszkę gorszym położeniu niż pozostali. Po pierwsze, co zresztą powinno być dla ciebie oczywiste, masz kategoryczny zakaz opuszczania murów tego domu, rozumiesz?

-Rozumiem, rozumiem... -mruknąłem cicho kiwając dla spokoju głową.

-Dodatkowo to do ciebie będą kierowani klienci... bardziej wymagający. Wiesz co mam na myśli?

Ts... pejcze, kajdanki i inne sprawy? Dzięki cholera, przywykłem. Czego innego mogłem się spodziewać?

Widząc, że nie protestuję kontynuował.

-Oczywiście nie ty jeden zajmujesz się takimi klientami. Ale jeśli inny chłopcy, którzy są tu z własnej woli odmówią, niestety... obowiązek pada na ciebie.

Obowiązek... pff, jak on to ładnie ubrał w słowa.

Hej, chwila...

-To ilu jest takich jak ja?

-Teraz trzech.

-Aha.... -też mi duża gromadka... -I tylko chłopacy?

-Tak, jesteśmy raczej nastawieni na serwowanie... męskiej przyjemności.

-Więc klienci to sami mężczyźni?

-Nie, zdarzają się czasami kobiety.

Westchnąłem cicho przymykając oczy. Jestem zmęczony, szczęściem że jestem daleko od tego psychola, natłokiem nowych wiadomości... tym wszystkim. Wysiadam powoli, za dużo tego.

-Zbierajmy się, chodź na obiad, potem pokażę ci twój pokój, następnie wizyta lekarza. Jest was nieparzyście więc póki nie znajdę kolejnego chłopca chwilowo będziesz sypiał sam.

Będę miał swój pokój? Tak cały dla siebie? Chociaż jeden pozytywny promyczek w tej motaninie.

-Em... więc... -zacząłem nieco skrępowany nie wiedząc jak się do niego zwracać.

-Mówiłem ci już, po prostu "Jonny". -uśmiechnął się pokrzepiająco przepuszczając mnie w drzwiach.

-Ok... em... nie umiem tak, przepraszam.

-No dobrze, dobrze. Więc może mów panie Cole jeśli tak ci lepiej. -ustąpił widząc, że się z tym męczę. -Chociaż będę się przez to czuć starzej. -posłał mi łagodny uśmiech kiedy schodziliśmy po schodach.

Nagle zatrzymałem się w połowie bo mijaliśmy właśnie wysokie lustro, którego wcześniej nie zauważyłem. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałem swoje odbicie w całej okazałości. Ale to co zobaczyłem spowodowało, że niemal nogi ugięły się pode mną. Nie spodziewałem się, że całość prezentuje się aż tak makabrycznie.

Krzywo obcięte blond włosy zaczęły już odrastać co jeszcze bardziej podkreślało katastrofę, którą miałem na głowie. Ale nie to w tym wszystkim było najgorsze, to tyko dodawało pikanterii całości.
Ubrania wisiały na mnie jak na wieszaku, nie... to nie tak, że były o wiele za duże. To ja byłem przeraźliwie chudy. Nad białym T-shirtem obojczyki wystawały jakby miały zaraz rozerwać skórę lub połamać się przy najlżejszym dotyku. Dodatkowo niemal na każdym odkrytym kawałku ciała, ręce, szyja, twarz... wszędzie rozmieszczone były siniaki, zadrapania czy blizny. I te podkrążone oczy, nie... to nie było takie złe. Moje spojrzenie... nie miałem pojęcia, że tak wygląda. Matowe i nijakie. Niby stałem spokojny i nie rozmyślałem nad niczym ważnym ale mój wzrok lekko podrygiwał jakbym bał się jakiegoś nadchodzącego znikąd ciosu.

Nie miałem pojęcia, że na zewnątrz jest chyba gorzej niż w środku. Ale spokojnie, na razie jestem z kimś, jest dzień i nijako mam zajęcie. Koszmar zaczyna się kiedy odpływam w niebyt...

I który klient będzie chciał mnie takiego? Komedia! Chyba ślepiec! Ha ha! Dobre! Cole się chyba przeliczył co do mnie. Ciekawe czy wie, że niezależnie od sumy jaką za mnie dał i tak przepłacił...

-Coś nie tak? -wyrwał mnie z zamyślenia.

-Nie... Więc proszę pana, czy już dzisiaj będę musiał... mieć klienta?

Chwilkę przypatrywał mi się jakby na coś czekał lecz po chwili położył mi rękę na ramieniu  i pociągnął w dół schodów.

-Nie, skądże. Najpierw obejrzy cię lekarz. Potem zrobimy coś z tą tragedią którą masz na głowie. -nagle wyraźnie spochmurniał. - Doprawdy nie wiem co odbiło Hartliebowi, żeby ścinać ci włosy. Wyglądałeś wtedy tak uroczo...

Ta, też nie wiem co mu odbiło. No i co z tego? Po prostu ich nie ma... nie ma! Przepadły!

Wszystko mi zabrali.

Mężczyzna widząc moje pogłębiające się otępienie nie kontynuował tego tematu i w milczeniu przeprowadził mnie przez drzwi, które prowadziły do lewej części domu.

-Obiad się już zaczął, chodź, zapoznam cię z tą ferajną. Spodziewają się ciebie od rana. -posłał mi pokrzepiający uśmiech.

Cóż, ta informacja raczej nie uczyniła mnie szczęśliwszym... wręcz przeciwnie. Nie poznałem jeszcze tej całej reszty, ale coś mi mówi, że nie będzie wesoło.

Za drzwiami ukazało mi się kolejne przestronne pomieszczenie. W rogu stał stół z sześcioma krzesłami, na nim porozrzucane były jakieś magazyny, komiksy i dwa laptopy. Na środku królowała wielka zakręcająca kanapa z białej skóry, która pomieściłaby z dziesięć osób. Skierowana była na wielki telewizor ledowy, który stał na niskiej szafce z ciemnego drewna, a na niej stała konsola do gier. Przed telewizorem umieszczony był ogromny i puchaty dywan w kolorze kości słoniowej, zaś naprzeciwko niego, na przeciwległej ścianie rozciągała się wielka, wysoka półka z przeróżnymi książkami.

-To jest salon. Tutaj kiedy masz wolne możesz dowolnie spędzać czas z innymi. Tego ci nie zabraniam.

-Dziękuję. -mruknąłem cicho.

-A teraz chodźmy w końcu do jadalni, przedstawię cię wszystkim.

Poprowadził mnie przez kolejne dwuskrzydłowe drzwi znajdujące się obok telewizora i pchnął je energicznie robiąc mi przejście.

- A o to i cała głośna ferajna. -machnął na chłopców siedzących przy długim stole i jedzących smacznie wyglądający obiad.

Na sam zapach jedzenia wszystko mnie skręcało w środku.

Em, momencik, miało być dziewięciu... jest ich mniej.

Przejechałem po twarzach obecnych i nagle mój wzrok zatrzymał się na najwyraźniej najstarszym wśród obecnych w jadalni. Był bardzo wysoki i wyglądał jakby każdą wolną chwilę poświęcał na pakowanie. Tylko że on na mnie nie patrzył, on po prostu miażdżył mnie wzrokiem. Jakby spojrzenie mogło zabijać, właśnie byłbym martwy.

-To ten chłopak od Halcóna? Wygląda jakby miał się rozsypać. Co z nim nie tak? -odezwał się nagle właściciel jadowitego spojrzenia.

Kiedy usłyszałem nazwisko, które starałem się jak najskuteczniej wymazać z pamięci miałem wrażenie, że coś we mnie pęka tworząc mi w brzuchu czarną dziurę, po czym ta zassysa całe moje wnętrzności.

Nie, nie... panuj nad sobą, panuj! Nie pokazuj się przy ludziach z tej strony!

-Jared! Hamuj się. -Cole niemalże syknął na niego obdarzając go srogim spojrzeniem. -To jest Yuuki... i dlaczego na boga jest was tak mało? Gdzie reszta?

-Gen i Darren są na mieście. -fuknął ten od wścieklizny i odwrócił głowę wbijając swoje mordercze spojrzenie w talerz.

-A Leo i Michio nie wrócili jeszcze ze szkoły. -tym razem odezwał się ktoś inny.

Co? Szkoły? Mogą tak po prostu chodzić do szkoły?

Była to burza krótkich, rudawych loków. Odsunął się od stołu i podbiegł do nas wyciągając od razu rękę w moją stronę. Wyglądał na mój wiek, w dodatku ta ruda aureolka dodawała mu dziecięcej urody i beztroskości w spojrzeniu.

-Jestem Danny -powoli uścisnąłem delikatnie jego rękę i zabrałem ją szybko.

-Ok, widzę że nie wszyscy chcą cię tu pożreć. -mężczyzna odetchnął głęboko. -Zaraz dostaniesz swoją porcję, usiądź gdzieś sobie. -Cole poklepał mnie po ramieniu i wszedł do jeszcze innego pomieszczenia, do którego drzwi były połączone z jadalnią.

-Chodź, obok mnie jest dużo miejsca. -rudowłosy pociągnął mnie za rękę i zanim zdążyłem zaprotestować usadzał mnie naprzeciwko Wściekłego Jareda. No nie...

-Więc jesteś Yuuki, tak? -przybliżył do mnie swoją rozradowaną twarz przez co mimowolnie odsunąłem się od niego.

-Emm.. tak.

-Jestem Hayato. -zza rudzielca wychylił się kolejny chłopiec na oko o wiele młodszy ode mnie i pomachał uśmiechając się szeroko.

 Jego mocne azjatyckie rysy od razu zdradzały pochodzenie. Posiadał też połyskujące, hebanowe włosy do karku, które przy twarzy radośnie zawijały mu się na policzkach. Jezu.... przecież on ma z dwanaście lat! Jak można takich młodych trzymać w takim miejscu!?

-A za Hayato siedzi sobie Blaise. I chyba znowu przysnął. -Danny wzruszył energicznie ramionami.

Wychyliłem się żeby zobaczyć o kogo chodzi i niemal rozdziawiłem usta. Chłopak wyglądał na około osiemnaście lat i miał niemal że elfią urodę. Ale najbardziej zaskakujące w nim były bielusieńkie włosy sięgające mu do łopatek. Chłopak przysypiał sobie w najlepsze wsparty na własnej dłoni.

-On... on je farbuje? -szepnąłem cicho do Dannego.

Zanim zdążył mi odpowiedzieć Wściekły Jared obdarzył mnie prychnięciem po czym z kpiarskim uśmieszkiem wstał gwałtownie od stołu i wyszedł z jadalni.

-Nie przejmuj się nim. -mruknął tym razem Hayato. -O, twój obiad idzie. -machnął głową w kierunku jakiejś starszej pani niosącej na tacy mój posiłek.

-Dziękuję. -kiwnąłem jej głową kiedy z serdecznym uśmiechem, kiedy postawiła tacę przede mną.

Czyli mają tu kucharkę?

Odprowadziłem ją wzrokiem do pomieszczenia za którym zniknęła.

-Smacznego. -rzucił rudowłosy. -A jeśli chodzi o Blaisa to oczywiście, że je farbuje. -zaśmiał się. -Nie jest albinosem ani coś w tym stylu. No, szamaj! -wetknął mi widelec w dłoń. -Sama skóra i kości, musisz się trochę podpaść bo czuję się przy tobie grubo... -jęknął teatralnie dźgając się w brzuch.

No... zapowiada się na bardzo urozmaicony pobyt w tym burdelu.






A co do holu... nie umiem opisywać... ale wiecie o co mi chodzi... prawda? ^^"

Coś w ten deseń... no, tylko bez tych ozdobnych kuć na barierkach.....
Oj, wiecie o co chodzi <3

9 komentarzy:

  1. Poprzedniego wpisu nie mogłam skomentować, bo... Coś mi dziwnego wyskoczyło i się laptop zawiesił, kurna ;-;
    Tak strasznie mi szkoda Yuukiego (dobrze napisałam? ._.). Ale przynajmniej uwolnił się od tego dupka, pfi!
    Już lubię tych chłopców tylko... Już nie lubię Jereda. Gdyby wiedział co się działo z Yukim to by całował mu stopy, o!
    Weny życzę ~

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja tez poprzedniego rozdziału nie mogłam skomentować - więc napiszę to teraz:P Hurra wróciłaś, nie spodziewałam się tego :) Naprawdę dzięki tobie uśmiech nie schodzi mi z buzi :D wiec wielkie DZIĘKUJE że wróciłaś : )
    Co do rozdziału to genialny (oba). Czekam na więcej i życzę weny :DDD
    Mika :) "szczęśliwa"

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak mi się to podoba! Jak ja się cieszę, że wróciłaś! O matko, super:3 Czeeekam na dalej, ale nie poganiam :D Nyu~~

    OdpowiedzUsuń
  4. Wełna :3 czekam na sweter. <3
    Mówiłam, że burdel XD
    Super. Będzie ciekawie. Notka świetna :*
    MIMO TO, NIGDY NIE WYBACZE CI, ŻE YUUKI STRACIŁ WŁOSY. NIGDY.
    A Cole wydaje się być w porządku c:
    Nie zdziwiłabym się jakby Yuuki trafił do pokoju z Jeredem. Aczkolwiek mię spodobałby mi się ten splot wydarzeń.

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy *-*
    Cierpliwości, czasu i we(ł)ny :*

    *Twoja Hopie/KareN*

    OdpowiedzUsuń
  5. Omo, właśnie zdobyłaś kolejną czytelniczkę tego opowiadania <3
    Tyle emocji ;o
    Nie zliczyłam, ile razy się przy tym opowiadaniu popłakałam...
    No, życzę weny i pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli ten komentarz uda mi się dodać to to będzie cud...
    Super że wróciłaś *-*
    Tak się cieszę. Kocham nowe wydarzenia. Burdel......... będzie ciekawie :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    więc jednak dobrze myślałam, że Yuuki teraz trafi do burdelu, choć dla mnie to trochę za szybko zmienił swoje zachowanie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś czuje że będzie jeszcze gorzej
    Ale nastanie wybawienie
    Kiedyś

    OdpowiedzUsuń