wtorek, 24 grudnia 2013

Skazaniec

Wybaczcie, że tak długo nic nie dodawałam, choć obiecałam. 
Ale za to macie tu ode mnie prezent ^^ Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
No i wybaczcie za jakiekolwiek błędy, niejasności i to, że jakieś szczegóły mogą się nie zgadzać... pisałam to małymi fragmentami przez kupę dni.......


    To twoja wina. Przez ciebie nie mogłem spać w nocy, nie mogłem pozbyć się obrazu twojej twarzy z moich myśli. Za bardzo wryłeś się w moją psychikę. Przez ciebie prawie wylali mnie z pracy. Trzęsły mi się ręce, psułem wszytko, nie mogłem się skoncentrować. Co chwilę słyszałem twój karcący i wyśmiewający mnie głos. To z twojej winy prawie wpadłem pod samochód, wydawało mi się, że stoisz na drugim końcu. Przez ciebie nie mogę wyrzucić z mojej głowy twojej osoby. Twoja wina. 
    Oh... nie! Nie! Przepraszam, wybacz mi! Nawet nie mogę zrozumieć jak mogłem cię tak za wszystko obwiniać! Wybacz! Przecież to nie twoja wina... Moja... to ja! Ja jestem niegrzeczny! Ile razy, gdy tylko słyszałem cię w myślach, widziałem cię za oknem... ah, ile razy miałem ochotę pójść do łazienki i ulżyć sobie mając twój obraz w głowie. Ale nie mogę. Zabroniłeś mi. Widzisz? Umiem być jednak grzeczny. Bądź ze mnie dumny... proszę. 
    To już dziś. Z niecierpliwością przekręcam klucz w zamku do mojego mieszkania z chaosem w środku. Zrzucam z siebie pospiesznie spocone ubrania i wręcz biegnę pod prysznic. Przepraszam, znowu o tobie myślałem gdy wodziłem rękami po moim ciele rozsmarowując żel pod prysznic. Ale to nie to samo co twoje dłonie, te palące lecz delikatne, drażniące się ze mną przy każdym zetknięciu z moją skórą. Jesteś okropny! Oh, przepraszam... moja dłoń zbyt zapędza się ku dołowi. Przecież zabroniłeś... nie chcę być niegrzeczny. Dla ciebie. Bądź ze mnie dumny. Zabieram dłoń i wychodzę z kąpieli. Wycieram się i nagi idę do sypialni. Naciągam na siebie czarne, podarte jeansy, nie zakładam bielizny. Taki mały prezent dla ciebie. Ucieszysz się? A może jednak powinienem ją założyć. Może pomyślisz, że jestem niewyżyty i ukarasz mnie... Nie, nie założę jej. Wkładam na siebie starą już koszulkę z Evanescene, niedługo i tak się jej pozbędę. W pośpiechu podsuszam mokre włosy i tylko roztrzepuję je. Wiem, że lubisz jak są w nieładzie. Dlatego je zapuszczam, dla ciebie. Chcę ci się podobać, czy to coś złego? Lubisz mnie takiego prawda? Roztrzepanego, w nieładzie? Powiedz, że tak, proszę, powiedz...!
   Stoję przed drzwiami do swojego mieszkania i wpatruję się w zniszczone glany. Jest za wcześnie, zbyt się pospieszyłem... Ale ja tak bardzo nie mogę się doczekać żeby cię zobaczyć! Dlaczego nie mogę przyjść wcześniej, tak bardzo chce...
Wkładam buty i nie spiesząc się wychodzę. Gdy staję przed budynkiem rozglądam się, może gdzieś cię zobaczę? Było by cudownie. Jednak nigdzie cię nie widzę, no tak. Po co miałbyś kręcić się w mojej okolicy? No po co?
Idę do pobliskiego parku, zaczyna się już ściemniać. Jeszcze trochę... Wybieram sobie najbardziej odsuniętą na uboczu ławkę i wyciągając z kieszeni paczkę fajek siadam na niej. Hmm, nie lubisz jak palę, mimo że sam to robisz. Niesprawiedliwe, ale ty wiesz o tym, prawda?
Z zadowoleniem zaciągam się dymem i uśmiecham się do siebie gdy wiatr wieje mi w oczy zwiewając zapach papierosów w moją stronę. Nie możesz zabronić mi czegoś takiego. A może jednak możesz... Nieważne.
Dopalam spokojnie papierosa i wzdycham rzucając pod nogi peta. Przydeptuję go z ociąganiem i przyglądam się resztką. Też tak robisz... niszczysz mnie z taką łatwością, nie sprawi ci to żadnych problemów. A jednak tak ciągnie mnie do ciebie... chyba mam w głowie kisiel zamiast mózgu, może to przez ciebie?
    Biegnę przez park biorąc z trudem hausty powietrza. Przez ciebie! Tak się zamyśliłem, że zaraz się spóźnię! Do ciebie! Jak ja mogę zrobić coś takiego?!
Wpadam na twoją ulicę o mało nie lądując pod kołami samochodu. Biegnę dalej pozostawiając za sobą klnącego na mnie kierowcę i biegnę w kierunku wieżowca z apartamentami. No tak, przecież nie będziesz mieszkał w jakichś slamsach, dla ciebie luksus i wygoda to podstawa. Wpadam na twoją klatkę zdyszany i wbiegam do windy, która alleluja, była na dole. Już jestem spóźniony... Przepraszam! Wciskam numer ostatniego piętra i gdy drzwi windy zamykają się osuwam się po lustrze w środku biegnącym przez całą ścianę. Mam parę sekund... odwracam się do tyłu i spoglądam na swoją lekko zarumienioną twarz i straszny nieład na głowie, mimo że naprawdę jestem rozczochrany nie poprawiam nic, zostawiam tak jak jest.
   Gdy winda staje na twoim piętrze wybiegam z niej przeciskając się szybko przez jeszcze nie do końca otwarte drzwi i biegnę pod twój apartament. Staję przy drzwiach i z głębokim wdechem naciskam przycisk od dzwonka. Wstrzymując powietrze w płucach czekam aż mi otworzysz. Gdy drzwi się odchylają i po chwili widzę ciebie zastygam w bezruchu z zachwytu. Ach, jak dawno cię nie widziałem... Zachłannie wpatruję się w ciebie, w twoją wysoką, smukłą sylwetkę, twoje kuszące ubranie i to co jest pod nim... czarne spodnie i rozpięta koszula w tym samym kolorze. Mam ochotę przylgnąć do twojego wyrzeźbionego torsu i nie odkleić się już nigdy. Sunę wzrokiem w górę i dostrzegam, że zza twoich ciemnych, kasztanowych loków spoglądają na mnie twoje czekoladowe oczy. Gdyby nie fakt, że wyraźnie jesteś zły, rozpłynąłbym się prawdopodobnie w twoim spojrzeniu.
Otwierasz drzwi na oścież i bez słowa odwracasz się podążając w głąb mieszkania. No tak, spóźniłem się, naprawdę nie chciałem...
Wchodzę do środka i zamykam za sobą drzwi. Zdejmuję szybko glany i rzucam obok nich kurtkę,  znoszoną, czarną skórę. Stoję i czekam. Czekam na twoje przyzwolenie. Mam wrażenie, że zaraz eksploduję ze szczęścia. W końcu mogę się tobą nacieszyć!
Roznoszony przez pragnienie ciebie stoję i czekam na twoją komendę. Nagle wyłaniasz się z głębi mieszkania z kieliszkiem wina w dłoni i niemalże niezauważalnym skinieniem głowy zapraszasz mnie. W pośpiechu podążam za tobą wchodząc do pięknego salonu, czerń i biel, czego innego można się po tobie spodziewać? Przechodzisz niespiesznie do swojej sypialni całkowicie mnie ignorując. Nieważne... i tak zależy mi tylko na tobie!
Pomieszczenie jak zwykle zachwyca mnie klimatem. Tu w odróżnieniu do salonu plasują się ciemnoczerwone akcenty i przede wszystkim główny punkt programu: wielkie... to już nie jest łóżko, to po prostu zabytkowe łoże z ciemnego drewna z czarną, aksamitną pościelą. Ileż wspomnień od razu wraca...
-Radość cię roznosi. -nagle rozległ się jego dźwięczny głęboki głos, który tak uwielbiam.
Spojrzałem na niego, siedział wygodnie w fotelu sącząc wino z kieliszka z tą jego prowokującą miną.
-Powinieneś być skruszony, spóźniłeś się. Marnujesz mój czas.
Widząc jego minę niemal automatycznie klękam w miejscu gdzie stałem.
-Wybacz Panie. -mówię z udawaną skruchą w głosie.
Tak! Tak, tak tak! Panie! Jesteś MOIM Panem! Niczyim więcej!
Machasz na mnie ręką bym podszedł bliżej co czynię od razu, oczywiście na czworakach. Siadam przy twoich nogach i spoglądam na ciebie w wyczekiwaniu.
-Powinieneś się cieszyć, gdybym nie miał dzisiaj dobrego humoru ukarał bym cię dość boleśnie. -Ach! Dlaczego gdy mówisz, twój głos przeobraża się w to cholernie seksowne mruczenie?! Oszaleję.
-Dziękuję Panie... -mówię cicho.
A kto powiedział, że nie chcę być karanym...?
Kładę głowę na twoim udzie lecz strącasz ją z surowym spojrzeniem. No tak, mimo wszystko spóźniłem się, marnuję twój czas.
-Rozbieraj się. -słyszę komendę, którą oczywiście zamierzam spełnić. -Powoli. -dopowiadasz widząc jak rzucam się do swojego paska od spodni.
Przełykam ślinę i wstaję. Dobrze... Zdejmuję powoli przez głowę koszulkę i rzucam ją gdzieś w kąt. Dopiero gdy ta leży już spokojnie stopami ściągam skarpetki i odtrącam je gdzieś na bok. Nie patrzę na ciebie, wpatruję się w jakiś skrawek ciemnych paneli i wracam dłońmi do paska od spodni. Rozpinam sprzączkę i powoli odpinam guzik, potem zamek. Gdy spodnie spadają na podłogę Podnoszę lekko wzrok i spoglądam nie ciebie. Najwyraźniej na razie jesteś zadowolony ze mnie. Zrzucam już trochę szybciej bieliznę i staję prosto wracając do maltretowania wzrokiem paneli.
Po minucie ciszy słyszę twój głos.
-Podejdź do mnie.
Odkładasz pusty kieliszek na szafkę obok naruszonej butelki wina i czekasz na mnie, gdy podchodzę łapiesz w biodrach i sadzasz na kolanach. Siedzę sztywno zaciskając zęby. Boże... mam ochotę wczepić się w twój tors i nie puszczać... w szczególności gdy twoja klata wystaje zza, prawdopodobnie specjalnie, rozpiętej koszuli. Chcę ciebie.
-Więc... -zaczynasz -na co mam dzisiaj ochotę? -mruczysz cicho.
Na mnie?! Powiedz że na mnie!
Nagle marszczysz lekko brwi i przysuwasz mnie do swojej twarzy. Pociągasz nosem i odsuwasz od siebie. Wpatrujesz się we mnie z coraz bardziej niezadowoloną miną. Spychasz mnie po chwili ze swoich kolan a ja już wiem co wyczułeś. No tak, w sumie z tej euforii zapomniałem. Więc jednak mnie ukarzesz.
Patrzę na ciebie z wyczekiwaniem lecz twój wzrok skierowany jest gdzieś w bok. O co ci chodzi? Nagle spoglądasz na mnie ze złością w oczach.
-Czego tu jeszcze chcesz? Wynoś się.
Prze parę pierwszych sekund analizuję twoje słowa. O co ci...?
Gdy dociera do mnie sens twoich słów wmurowuje mnie w podłogę. Nie.... nie nie! To nie może tak być!
Nagle wstajesz a ja rzucam się do twoich nóg jak małe dziecko i trzymam najmocniej jak mogę. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem płakać. Z tak głupiego powodu? Bo mój Pan chce mnie wyrzucić? Nie, bo jasno dałeś mi do zrozumienia, że mnie nie chcesz. Mój najgorszy koszmar właśnie się ziścił.
-Azusa. -gdy słyszę swoje imię wypowiadane przez ciebie automatycznie unoszę głowę i wpatruję się w ciebie zapłakanymi oczami. Rzadko zwracasz się do mnie używając mojego imienia.
Jestem żałosny. Nagi, zapłakany i roztrzęsiony trzymam się kurczowo twoich nóg jakbym miał pięć lat. To właśnie widzisz?  Gdzie podziałem się prawdziwy ja? Cięty język, wyrachowany egoista. Gdzie to wszystko się podziało?
-Puść mnie. -mówisz cicho a ja tylko mocniej zaciskam palce na materiale twoich spodni.
Ale tego bardzo nie lubisz. Nie posłuszeństwa. To właśnie przez to kazałeś mi wyjść. Proste "Nie pal więcej", oczywiście musiałem zapalić, przed spotkaniem z tobą na dodatek.
No tak, więc jednak stary ja nadal jest obecny. Mimo że lecę do ciebie na każde zawołanie nie chcę ci pokazać jak całkowicie jestem ci oddany. Musi przedzierać się mój egoizm. Nie masz całkowitej władzy nade mną. To właśnie chcę ci udowodnić.
Ale ty to już wszystko doskonale wiesz. Widzę to właśnie w twoim spojrzeniu. Spojrzeniu które mówi, że może sobie przywłaszczyć i zapanować nad każdym fragmentem mojego ciała, a nawet umysłu. I zaraz mi to udowodnisz.
Łapiesz mnie za nadgarstek i pociągasz mocnym szarpnięciem w górę, popychasz w stronę łóżka i już po chwili leżę na brzuchu z rękami wyciągniętymi i przywiązanymi do ramy łóżka, z wypiętym tyłkiem. W dodatku przy moich stopach zamocowałeś jakiś cholerny drążek przez co nie mogę złączyć nóg dając ci niezłe pole do popisu.
To co? Teraz mnie podręczysz tak? Spoglądam na ciebie zły z czerwonymi od płaczu oczami, a ty tylko zdegustowany odwracasz wzrok i siadasz na skraju łóżka. Odgarniasz z twarzy włosy i spoglądasz po chwili na mnie.
-Nadal nie rozumiesz? -pytasz rozczarowanym wzrokiem. -To będzie twoja prawdziwa kara.
Mówisz to takim głosem, że zaczynam się powoli martwić o siebie. Przecież wiele razy już mnie karałeś... O co ci chodzi?
Widząc moje zdezorientowanie wstajesz i podchodzisz do "magicznej komody". Odwracam głowę od ciebie i zamykam oczy. Doigrałem się?
Czuję jakiś dziwny ucisk w klatce piersiowej. No tak, przecież jestem tylko zabawką, twoim psem, nie mam prawa oczekiwać od ciebie czegoś więcej. Głupi ja... Po co te wszystkie złudne nadzieje?
Wzdrygam się nagle gdy czuję oddech na karku, nie zauważyłem nawet kiedy podszedłeś do mnie. Odgarniasz mi powoli włosy i gładzisz moją szyję.
-I po co to wszystko? -mruczysz cicho na co tylko mocniej zaciskam oczy.
Nie chcę słuchać twoich karcących słów. Zrób co musisz i po prostu sobie pójdę.
Twoje palce suną w dół wzdłuż kręgosłupa i mimowolnie wyginam się mocniej czując delikatny dreszczyk.
Słyszę charakterystyczne kliknięcie otwieranej buteleczki z lubrykantem. Lekko muskasz palcami moje wejście lecz po chwili zabierasz je. Nie dajesz mi czasu na zbędne zastanawianie się bo nagle wyrywasz z mojego gardła krzyk. Rzucam się na marne starając się uwolnić czując przeraźliwe rozdzieranie. Przecież tak dawno nie byłem u ciebie, a ty ładujesz na pierwszy ogień do mojego tyłka taką wielką rzecz?
-Panie! -jęczę wykręcając głowę by na ciebie spojrzeć. Przyciskasz tylko dłonią moją twarz do pościeli i szybkim ruchem wpychasz głębiej owe cholerstwo. Gdy zaczynasz posuwać mój tyłek tym czymś jęczę głucho w poduszkę. To zdecydowanie mi się nie podoba.
Kiedy rozciągasz mnie na tyle że zabawka gładko wchodzi wyciągasz ją i odrzucasz gdzieś na bok. Gdy spoglądam na ciebie nagle ostro policzkujesz mnie otwartą dłonią.
-Za co?! -krzyczę patrząc na ciebie niezrozumiale, lecz ty tylko ponownie mnie uderzasz.
Koniec! Wybacz Panie! Ale co ty sobie do cholery wyobrażasz?!
-Rozwiąż mnie! -posyłam ci wyzywające spojrzenie. -Rozwiąż, słyszysz?!
Patrzysz na mnie tylko z kpiącym uśmiechem. Z niedowierzaniem i strachem w oczach patrzę jak smarujesz swoją dłoń lubrykantem. Gdy zbliżasz ją do mojego wejścia chcę uciec, cofnąć biodra jak najdalej mogę lecz twoje mistrzowskie unieruchamianie mnie jest idealne. Twoje trzy palce wchodzące z małym oporem to nic w porównaniu gdy od razu zaczynasz wpychać całą dłoń. Krzyczę przeraźliwe w pościel z bólu. Przecież dawno nie uprawialiśmy seksu, dobrze o tym wiesz!
-Panie...! -skomlę chlipiąc w poduszkę gdy czują twoją dłoń coraz głębiej.
Nagle wyciągasz ją lecz nie na długo jest mi cieszyć się ulgą. Podchodzisz do szafki i zabierasz z niej półpełną butelkę wina. Co?
-Może napiłbyś się ze mną, co Azusa? -nie poznaję cię Panie, ten szyderczy ton to nie ty.
Otwartą szyjkę butelki wsuwasz w moje wejście, a ja piszczę gdy wino wlewa się do mojego wnętrza. Kręcę biodrami chcąc uciec. Za dużo! Czując jak coraz więcej cieszy wypełnia mnie w środku,  szlocham błagając byś wyciągnął butelkę.
-Panie, proszę... Wyciągnij proszę!
Ty tylko cmokasz  z rozbawieniem i wpychasz butelkę mocniej tak, że wchodzi do połowy.
Jest mi nie dobrze...  Początkowe podniecenie na twój widok dawno już przeszło, Czuję odrazę...okropne uczucie. To nie tak zawsze wyglądało... co się z tobą dzieje?
Upewniasz się, że butelką nie wyleci ze mnie i z zadowoleniem spoglądasz na mnie z pogardą.
-Panie... -kwilę cicho lecz policzkujesz mnie znowu.
-Zamknij się suko!
Bierzesz do ręki jakiś mały przedmiot lecz nie potrafię określić co. Muskasz palcami moje podbrzusze lecz po chwili zaciskasz boleśnie palce na moim członku.
-Co jest? Nie podoba ci się? -znowu mnie uderzasz. -Powinien stać na baczność! Zero wdzięczności! Jesteś prawdziwą kurwą!
Twoje słowa bolą. Wiesz o tym?
Szybkimi ruchami stawiasz mojego penisa lecz trochę ci to zajmuje. Gdy czuję już nieznośne pulsowanie u nasady mojego przyrodzenia zaciskasz metalową obręcz. Ach, więc to był ten mały przedmiot...
Mimo założonej obręczy, która uniemożliwi mi dojście dalej stymulujesz mojego członka. Chcesz mnie doprowadzić do załamania?
Gdy poruszam lekko biodrami nieznośny ucisk cieczy w moim wnętrzu daje o sobie znać. Brzuch zaczyna mnie boleć, nadal jest mi niedobrze, do tego ty... Dlaczego się tak zachowujesz? Nie rozumiem... Chcę znaleźć w twoich oczach odpowiedź lecz ponownie uderzasz mnie w twarz.
-Pozwoliłem patrzeć, psie?
Przekręcam głowę w bok by na ciebie nie patrzeć.
-Dobra, dosyć tego... -mruczysz cicho i pochylasz się by wyciągnąć ze mnie butelkę i rozpiąć moje nogi.
Co? Uwalniasz mnie? Gdy moich nóg i rąk nie krepuje żadne cholerstwo, chcę się podnieść lecz bardzo skutecznie uniemożliwia mi to butelka wina. Uh... Krzywię się czując mocny napór cieczy na moje mięśnie. Nagle szarpiesz mnie za ramię przysuwając do siebie i po chwili podnosisz, po czym jak worek ziemniaków przerzucasz mnie sobie przez ramię. W oczach pojawiają mi się łzy, twoje ramię naciska nieprzyjemnie na mój obolały brzuch. Dość.
    Kiedy wchodzisz do łazienki zaczynam się coraz bardziej obawiać. Jestem niemal na skraju załamania.
Sadzasz mnie na toalecie i uśmiechasz się do mnie kpiąco. Chyba sobie żartujesz... Przyznam, że z chęcią pozbyłbym się zalegającego we mnie wina, ale nie przy nim, niech chociaż wyjdzie.
-Na co czekasz? -ponagla mnie z szyderczą nutą w głosie. -Mam ci pomóc?
-Panie... -skomlę. Upokarzające, stoczyłem się na samo dno. -Proszę, wyjdź...
-Chyba się przesłyszałem. -odpowiadasz ostro.
-Ale ja... Panie, nie mogę przy tobie, proszę... -po moich policzkach lecą już swobodnie łzy.
-Brzydzisz się mną? Nie odpowiadam ci? -rzucasz cierpko i podchodzisz w moim kierunku. -Odpowiadaj! -Chwytasz mnie i przyciskasz do ściany. Twoja ręką zjeżdża w dół i zaciska się na moim członku wywołując mój jęk bólu. -Nie podoba ci się coś?! -naciskasz na mój brzuch dłonią, moje mięśnie pod naporem ustępują i w pomieszczeniu rozlega się chlupot wina wylatującego ze mnie.
Szlocham cicho pozwalając by wszystko ze mnie wyciekło i zamykam oczy, ty zaś stoisz triumfalnie nade mną i podziwiasz.  Bawi cię to?
Chwytasz mnie po chwili za rękę i ciągniesz do siebie, policzkujesz i prychasz.
-Powinieneś podziękować. -warczysz mi w twarz.
Nie mam za co. Nie podnoszę nawet wzroku, to nie ty.
-Suko... pożałujesz jeszcze tego. -syczysz mi do ucha i wyciągasz do sypialni.
Rzucasz mnie brutalnie na łóżko i z zadowoleniem pochylasz nade mną. Widząc twoją przerażającą minę zaciskam mocno oczy. Nie chcę na to patrzeć.
Słyszę twoje zirytowane sapnięcie, chwytasz mnie i przekręcasz na brzuch. Ciche rozpinanie zamka od spodni, unosisz moje biodra i wchodzi we mnie bez żadnego ostrzeżenia. Cóż, przynajmniej jestem rozciągnięty...
Gdy ty dość ostro posuwasz mój tyłek ja leżę z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami na pościeli. Mam dość, naprawdę, nawet nie masz pojęcia jak w tym momencie bardzo żałuję, że tu dzisiaj przyszedłem. Co ty chcesz tym osiągnąć? Nastraszyć mnie? To boli, nie tyle co fizycznie, a psychicznie. Byłeś zawsze taki szarmancki, taktowny, dbałeś bardziej o moją przyjemność niż swoją, gdzie się podziałeś, Panie? Nie poznaję tego nadzwyczaj prostackiego zachowania. Nie poznaję cię.
    Nawet nie zauważam kiedy dochodzisz. Sprawiło ci to w ogóle przyjemność? Takie chamskie upokarzanie mnie? Gdy odchodzisz ode mnie i znikasz w łazience staram się podnieść. Powoli siadam krzywiąc się z bólu, tak, chyba mnie troszkę uszkodziłeś. Ale to nic, już sobie idę. Zaraz zniknę. Na trzęsących nogach dochodzę do drzwi sypialni gdy nagle twoja dłoń oplata się wokół mojego nadgsrtka i przyciąga do ciebie.
-Przepraszam! -krzyczę od razu bojąc się, że znowu przyjdzie ci do głowy jakiś okropny pomysł. -Myślałem, że mogę już odejść... Panie... -to na pewno mój pan?
-Azusa. -szepczesz tylko spokojnie i mocno oplatasz mnie sowimi ramionami.
Unosisz ostrożnie i kierujesz się ze mną w stronę łóżka.
Ok. Teraz to nie rozumiem już twojego zachowania. Chcesz mnie znowu na jakiś wyszukany sposób upokorzyć?
Odchylasz kołdrę i kładziesz mnie delikatnie. Wsuwasz się obok mnie i nakrywasz nas kołdrą. Jak zahipnotyzowany wpatruję się w sufit bojąc cokolwiek zrobić. Panie? Wytłumacz?
Znowu chce mi się płakać. Nie rozumiem, nie rozumiem już nic do cholery!
-Azusa. -powtarzasz spokojnie i przygarniasz mnie mocno przyciskając do swojej klatki piersiowej.
Gdy zaciągam się twoim zapachem wybucham płaczem. Ten kojący tors, ten zapach. Chcę wiedzieć co się dzieje. Ale mam dość, jestem wyczerpany.
-Panie... -jęczę w twoją pierś. -Ja...
-Mów, mów. -gładzisz uspokajająco moje włosy.
-Panie... -na ten gest zanoszę się mocnym szlochem. -Ja naprawdę jestem zdezorientowany... Przecież ok... -pociągam głośno nosem -Karałeś mnie, wiązałeś, ale nie tak... Nie tak... Nagrodą było kiedy pozwalałeś mi dotykać siebie, delektować się tobą, twoim ciałem i sprawiać ci przyjemność. A teraz było inaczej, było okropnie.. Panie proszę cię, powiedz mi o co ci chodzi... Błagam! -niemal wyję błagając o wyjaśnienie.
- Nadal nie wiesz? Twoja postawa... Chciałeś mi udowodnić, że nie mam władzy nad tobą, że to ty zawsze panujesz nad sytuacją, ty jesteś panem, to nie tak. Myślisz, że nie potrafię nad tobą panować? Spójrz na siebie. Co z tobą zrobiłem? Wystarczyło bym gorzej cię potraktował. Czyżbyś uzależnił się ode mnie? -uśmiechasz się pokrzepiająco i czule po czym cmokasz moje czoło. -Niech do ciebie w końcu dotrze, że jesteś moją własnością.
"Jego własnością" to słowo pobrzmiewa mi w głowie i nie mogę się uspokoić.
-Azusa, nie przeproszę cię, ale jestem winien ci orgazm. -uśmiechasz się znowu i ocierając mi łzy z policzków zsuwasz się w dół pod kołdrę. Gdy nagle czuję twój język na moim przyrodzeniu momentalnie o wszystkim zapominam. Boże... Czuję jak powoli zataczasz kółka na mojej prężącej się męskości, długie przeciągnięcie po trzonie i już czuję twoje usta. Zaciskam mocno dłonie na poduszce. Oh...
-Panie... -jęczę zaciskając palce u stóp.
Twój język, twoje usta... czysta rozkosz. To cudowne... nawet nie wiesz co dla mnie to oznaczasz... Robisz mi dobrze swoimi ustami... ty! Nie ja tobie.
Gdy wyczuwasz, że mój koniec juz bliski zdejmujesz strasznie przeszkadzającą mi obręcz i lekko przygryzasz moją główkę. Wyginając się w łuk z jękiem dochodzę ci na usta i szyję. Kiedy rozkoszne skurcze mijają i rozluźniają się moje mięśnie wynurzasz się z pod kołdry z szelmowskim uśmieszkiem. Zadziornie oblizujesz usta.
-Mniam -mruczysz zalotnie i przyciągasz sobie moją twarz wpijając się w moje usta.
-Panie... -szepczę... -Pozwól mi cię dotknąć...
Kiwasz głowę i kładziesz się spokojnie na plecach z rękami pod głową. Dobrze wiesz, że to uwielbiam, badać twoje ciało.
Ostrożnie kładę głowę na twojej piersi i zamykam oczy. Tak, twoje serce bije, twoje cudowne serce. Wyciągam dłoń do twojej twarzy i ścieram z niej moje nasienie. Zamykam oczy i błądzę palcami po twoim torsie, ramionach. Jesteś taki doskonały, pięknie wyrzeźbiony i piękny. Widzisz? Nawet już zapominam co dzisiaj mi zrobiłeś. Jesteś cudowny. Nie mam cię dość.
-Azusa. -zwracasz na siebie moją uwage i podciągasz do góry.
Odnajdujesz moje usta i zamykasz w kleszczowym uścisku ramiona. Nie bój się Panie, i tak się nigdzie w tym momencie nie wybieram.
    Ale czy przyjdę następnym razem? Będę mieć odwagę wrócić tu jeszcze? Nie umiem żyć bez ciebie, jakkolwiek duża odległość, odstep czasu miałby nas dzielić... Ja nie wytrzymam bez ciebie. Nie wytrzymam. Potrzebuję cię. Nie ty mnie. To ty mnie obdarowujesz. Prawda jest taka, że sam rwę się do ciebie. Jestem twoją własnością. A może jednak nie przyjdę więcej...
Co ja się oszukuję...
I tak wrócę. Jestem skazany na ciebie.


Uf... nareszcie. Dużo tego wyszło... bardzo jak na moje standardy...  Wybaczcie mi jednak, że tak bez ładu i składu... pisałam to małymi fragmentami przez wiele dni... No cóż, podobało się? Więcej one-shotów? *nadal z rozwojem opowiadania ciężko jej idzie* ^,^"
A przy okazji chcę wam złożyć najlepsze życzenia, ciepłych świat i zabójczego sylwestra, niech was Mikołaj nie wydyma, a jeśli będzie przystojny to niech wam się przyśni (Tak, tak, wiem wy moje zboczki co wam się tak w głowach wykluwa ^o^)

Wesołych, yaoistycznych
życzy Sabate

niedziela, 8 grudnia 2013

Gomen...

Na wstępie uspokajam, że blog zawieszony nie jest i w najbliższym czasie coś takiego się nie wydarzy. Notek nie ma nieco z mojej winy... mam niezłe urwanie głowy i z rozdziałami mi nie idzie... Jednak od razu mówię, że pomysły są, lecz gdy zaczynam pisać rozdziały nie mogę ich skończyć. W wolnej chwili postaram się skupić na dokończeniu czegoś by wkrótce wstawić tu coś co choć na chwilę zaspokoiło by wasze yaoistyczne zapotrzebowanie.
Mam nadzieję, że jeszcze tu zajrzycie.
Sabate 

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 7 - Stracony

Wybaczcie, że ponad tydzień nie było nowej notki. Siła wyższa.

Rozdział 7

    Z zadowoleniem patrzyłem jak dzieciak próbuje znaleźć sposób na miarowe branie oddechów. Hmm, knebel nie nieumożliwia mu tego, tylko troszkę utrudnia... No, ale nie będę przecież tylko patrzeć na niego, o nie. Są ciekawsze rzeczy...
Położyłem dłoń na jego piersi i pchnąłem by położył się na plecach. Chwyciłem jego ręce i wyciągnąłem nad jego głowę po czym za pomocą kajdanek przypiąłem je do ramy łóżka. Świetnie, mam gwarancje, że mi nie zwieje nagle na drugi koniec pokoju.
-Wygodnie? -mruknąłem z zadowoleniem przyglądając się chłopakowi.
W odpowiedzi dostałem tylko parę nieco wzburzonych jęków, no tak. Knebel. Z chichotem dłonią przewędrowałem przez jego korpus w dół do podbrzusza zjeżdżając na delikatną skórę na jego udach. Mniam. No ale przecież go nie zjem...
Hmm, a może by tak urozmaicić nieco dzisiejszy wieczór? Yuuki co jakiś czas stawia opór, nikł ale jednak. Nie było by złym pomysłem pomóc mu się rozluźnić, rozkoszować chwilą.
Podniosłem się do pionu i podszedłem do uwielbianej przez chłopaka szafy wyciągając z niej malutki flakonik płynnego cudeńka. Ot tak specyficzny afrodyzjak... nielegalny, ale osiągalny.
Podchodząc do łóżka odkorkowałem buteleczkę i z uśmiechem jedną ręką uniosłem białowłosemu głowę i podsunąłem pod jego nos flakonik.
-No Yuuki, dwa wdechy. -zakomenderowałem, knebel nosa mu nie zatyka.

* * *

    Co on znowu kombinuje? I dlaczego ta szafa? Jest straszna... Hm? Co on tam ma w ręce? Przyglądałem się mężczyźnie z po wątpieniem, po nim chyba mogę spodziewać się wszystkiego. Nie za dobrze.
Spojrzałem w jego oczy gdy unosił mi głowę, czaiły się w nich jakieś dzikie chochliki. To też nie wróży nic dobrego. Gdy nagle podsunął mi jakiś flakonik pod nos i kazał głębiej oddychać momentalnie odwróciłem głowę i starając się nie oddychać, co z kneblem nie było takie łatwe.
-Nie, nie, nie... -mruknął czarnowłosy nakierowując ponownie moja twarz do flakonika.
Wstrzymywałem rozpaczliwie oddech, bez sensu... Przecież zaraz nie wytrzymam...
Jęknąłem ochryple przez knebel gdy nagle wziąłem głęboki urywany oddech. Do moich nozdrzy momentalnie doleciała ostra, słodka woń, zacząłem szarpać się i kręcić głową jęcząc w to cholerstwo w moich ustach. On chce mnie odurzyć! Przerżnie mnie jak będę nieświadom! Nie!
-Yuuki, spokojnie... jeszcze trochę.... -przytrzymał stanowczo moją głowę tak bym brał oddechy z tą przeraźliwą słodką wonią. Siłą rzeczy ze łzami w oczach wdychałem to paskudztwo. -Starczy... -mruknął jakby do siebie mężczyzna i zabrał flakonik z pod mojego nosa, i zakorkował go odstawiając na szafkę obok łóżka.
Leżałem ze łzami w oczach wpatrując się w sufit. Drań... jest okropny! Zaraz zacznę tracić świadomość? Będzie czekał dopóki nie odlecę? Jest okropny...
Mężczyzna pochylił się nade mną z uroczym uśmieszkiem i pocałował moje powieki. Co, teraz uspokaja mnie bo zaraz zgwałci bez mojej świadomości? Świnia nie człowiek...
Zamknąłem oczy gdy zaczął leniwie pieścić skórę na mojej szyi. Tyran... odskoczyłem lekko w bok na tyle, ile pozwalały mi kajdanki i obróciłem głowę w bok. Jest okrutny...
Pisnąłem w knebel czując ugryzienie. No nie! Teraz mnie wpierdzieli jeszcze! Jęknąłem z protestem zaciskając pięści na łańcuchu od kajdanek. Mam być posłuszny? Byłbym! Gdyby nie chciał mnie tu podtruwać...
-Yuuki, nie bądź taki... -mruknął z rozbawieniem czarnowłosy przejeżdżając językiem po mojej szyi.
Niech będzie cicho... niech nic nie robi... niech stąd wyjdzie.
Spojrzałem na niego już nieco przymulony, wyraźnie na coś czekał. No tak, aż stracę przytomność...
Jednak z upływem czasu nic się nie działo, mężczyzna dalej z rozbawieniem pieścił moją szyję, a ja pozostawałem świadom. Jednak... strasznie gorąco zaczęło się robić. Tak, ciepło... przyjemnie.
Zerknąłem na mężczyznę i nagle jęknąłem cicho gdy jego usta zamknęły się na moim sutku. Co on robi...? Nie tam...
Pisnąłem jeszcze raz gdy jego zęby przygryzły sutek i zacząłem kręcić głową. Niech tak nie robi... Dziwnie się czuję. Czy ja na pewno jestem do końca świadom? Nie ważne...
Zamknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu powoli zatracając się w dotyku mężczyzny. Zrobiło się miło... To jak leniwe pieścił ustami i językiem moja klatkę piersiową nie przeszkadzało by mi, gdyby nie robił tego wbrew mojej woli. No bo przecież nadal się stawiam... Tak?
Po jakimś czasie jego dotyk przestał mi przeszkadzać, wręcz przeciwnie. Jęknąłem po chwili czując jak jego dłoń oplata moje przyrodzenie i spojrzałem na niego. Moment... dlaczego jestem w pełni "postawiony na baczność"? Nawet nie zauważyłem... Co jest?
Jęknąłem ponownie kręcą lekko głową i patrząc na mężczyznę bez zrozumienia. Co on... Z tłumionym przez knebel westchnieniem uniosłem lekko biodra gdy jego dłoń zacisnęła się na moim przyrodzeniu. Nie... gorąco.
-Wyglądasz cudownie z tą rozanieloną twarzą. -spojrzałem na mężczyznę, gdy się odezwał. Co on ode mnie chce?
Poczułem coś wilgotne w okolicy podbrzusza i spojrzałem w dół. O rany... dlaczego język czarnowłosego znajduje się w tak dziwnym miejscu...? Nie... Jęknąłem nagle wyginając się w łuk gdy polizał czubek mojego przyrodzenia. Ohh...
-Mhmhm... -wydałem z siebie dziwny dźwięk i spojrzałem z żałością na mężczyznę. Niech ściągnie mi ten knebel. Już mam dość. Nie chcę, niech ściągnie.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Czyżbyś chciał pozbyć się knebla? Przeszkadza ci, że nie możesz mówić? -zapytał z drwiącym tonem.
Pokiwałem twierdząco głową. Niech ściągnie, źle mi z nim.
-No dobrze ale... -sięgnął do pasków z tyłu mojej głowy i ku mojej uldze odpiął w końcu to cholerstwo. -Zadowolony?
Pokiwałem głową zamykając oczy. Teraz dobrze, ciepło... tylko tam w dole nieznośnie pulsuje...
-Ale... -zaczął kończyć wcześniej zaczętą wypowiedź z radosnym uśmieszkiem. -...teraz mów.
-Cooo? -spojrzałem na niego niezrozumiale. Niech będzie cicho.
-Mów co czujesz.
-Cieeepłoo...
-Gorąco? -uśmiechnął się zabójczo przez co odwróciłem wzrok.
-Goorącoo... -zamknąłem oczy. Boziuu...
Nagle poczułem ruch blisko siebie i gdy otworzyłem oczu moją twarz od twarzy mężczyzny dzieliło parę centymetrów. Po chwili przybliżył się jeszcze bardziej i docisnął swoje usta do moich. Jęknąłem cicho w jego wargi gdy rozwarł swoimi moje, a jego język znowu znalazł się w moich ustach. Gorąco. Zamknąłem oczy już nie myśląc o niczym. O niczym. Tylko o cieple.
Poczułem jak jego dłoń zjeżdża po moim boku do bioder. Miałem wrażenie jakby z pod każdego jego palca wychodziły małe wyładowania elektryczne, które łaskotały moją skórę.
-Więc? -ponaglił mnie mężczyzna.
-Łaskocze... -mruknąłem patrząc mu w oczy.
Zjechał dłonią niżej na moje podbrzusze i już po chwili musnął palcami moje przyrodzenie. Drgnąłem na ten gest.
-Tu też łaskocze? -zachichotał.
-Taaak... -burknąłem odwracają wzrok.
-Ciekawe...
Powiódł językiem przez moją klatkę piersiową i brzuch do członka zatrzymując się przy trzonie. Cmoknął główkę i po chwili powiódł językiem po całej długości.
-A teraz? -zapytał ponownie.
-Przyjemniej... -odpowiedziałem zamulonym głosem.
-Już nie łaskocze?  -mruknął z nieco drwiącym tonem.
-Nieee....
Zaczął powoli jeździć językiem wokół mojego penisa od czasu do czasu liżąc czubek. O boziu...
-Więc co czujesz? -mruknął unosząc głowę do góry z kpiącym uśmieszkiem.
Uh? Przecież mu nie powiem...
Zamknąłem oczy przygryzając wargę. Może jak się nie będę odzywać...?
-Więc? -czarnowłosy przygryzł nieco boleśnie moje przyrodzenie.
-Ał.... -jęknąłem żałośnie otwierając oczy i patrząc na niego. -Już nie łaskocze....
-To wiem. -znowu poczułem jego zęby i uciekłem biodrami w górę lecz przytrzymał mnie skutecznie.
-Odpowiadasz grzecznie czy mam założyć ci z powrotem knebel?
-Odpowiadam.... -zakwiliłem mając już łzy w oczach. Dlaczego płaczę?
-Więc? -mężczyzna był na skraju cierpliwości.
-Przyjemnie... tam... mi... no... -zacząłem plątać się w słowach. Nie umiem tego powiedzieć! -Ciepło i miło... nie wiem! -krzyknąłem cichutko zamykając oczy.
-Hm...
Nie przestawiając wodzić językiem po moim penisie poczułem jak ugina mi nogi i przyciska do mojej piersi. Nagle podskoczyłem z piskiem czując wdzierające się coś do mojego wnętrza.
-Już nie miło!
-Co ty nie powiesz. -zakpił napierając palcami mocniej na mój odbyt.
-Boli! -starałem wyrwać się mężczyźnie. -Nie rób! Proszę! -zakwiliłem kręcąc głową.
-Oj Yuuki.
Popatrzyłem na czarnowłosego jak zbity pies i odwróciłem głowę gdy brał w rękę jakąś buteleczkę. Nagle chwycił mnie i przekręcił na brzuch i uniósł moje biodra do góry i klepnął w wypięty pośladek. Poruszyłem niezadowolony skutymi nadgarstkami. Co jest?
-Teraz też masz mówić co czujesz, rozumiesz? -zaczął dość stanowczym głosem.
-Rozumiem.... -burknąłem wtulając twarz w poduszkę lecz po chwili znowu starałem się uciec biodrami czując jak tym razem coś śliskiego i zimnego wdziera się we mnie tym razem z łatwością.
-Dziwnie teraz mi... -już nie tak ciepło i miło jak wcześniej... już nie tak fajnie. Ja chcę tak jak wcześniej.
-Czyli jak?
-Mokro? -zapytałem odwracając głowę i spoglądając na to co robi mężczyzna.
Dwa palce... wcześniej by bolało... Nie ważne.
-A teraz? -dodał kolejne dwa na co skrzywiłem się.
-Za dużo.... -jęknąłem. -Mniej... proszę... Nie możesz...?
-Przyzwyczaj się. -uciął moją niedoszłą prośbę i nieco brutalnie wepchnął głębiej swoje palce.
-Ał!
Nagle dostałem mocnego klapsa na co spojrzałem tylko niezrozumiale na mężczyznę. Uśmiechał się zadowolony i beztrosko poruszał palcami w moim wnętrzu.
-A teraz co czujesz?
-Piecze... -burknąłem komentując piekący pośladek. -I nadal dziwnie... -poruszyłem biodrami.
-Dobra, dosyć tego. Znudziło mi się.
Nagle poczułem pustkę w sobie i gdy nic nie nastąpiło dalej szarpnąłem skutymi rękami i spojrzałem na czarnowłosego wyginając się w jego stronę.
-Dlaczego przestałeś?
-Bo tak chcę.
-Ale... -zacząłem chcąc powiedzieć... co? No właśnie, co? Chciałem błagać żeby nie przestawał? Tak bardzo mi się podoba? Yh... nadal tak miło i ciepło mi tam w dole... i zaczyna mnie boleć przez to pulsowanie!
Czarnowłosy widząc moje wahanie uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do mojej przejeżdżając palcami po moim policzku.
-Tak? -zachichotał.
-No bo... przestałeś... -odwróciłem wzrok.
-Miałem nie przestawać?
-No nie... -zamknąłem oczy nie mogąc wyrwać głowy z jego uścisku.
-Patrz na mnie jak do mnie mówisz... -zganił mnie delikatnym uderzeniem w twarz.
Otworzyłem posłusznie oczy i spojrzałem na niego z cisnącymi się łzami. Nie chce ryczeć z takiego powodu!
-Jeśli powiesz co chcesz i poprosisz ładnie to dostaniesz to, czego tak bardzo pragniesz... -zaśmiał się gładząc kciukiem mój policzek.
Raz kozie śmierć.
-Czy mógłbyś robić tak... znowu?
-Nie zapomniałeś o czymś przypadkiem? -zganił mnie wzrokiem.
-Panie...
-Jeszcze raz. -lekkie uderzenie w policzek.
-Panie rób tak jeszcze.
Znowu uderzył mnie ganiąc wzrokiem.
-Sprecyzuj.
-Nie... -nie powiem tego.
Tym razem uderzył mnie o wiele mocniej.
-Teraz odwrotu nie masz.
Chyba się zdenerwował... Ale ja nie nie mogę tego powiedzieć! Yhh! Ale jest mi coraz mniej przyjemnie... i cieplej... już nawet nie gorąco. No dobra!
-Panie! -krzyknąłem nagle już nawet za bardzo nie wiedząc co mówię. -Włóż tam znowu palce we mnie! -szybko dopowiedziałem zanim zareagował na mój poprzedni krzyk.
-Jak chcesz to umiesz. -zachichotał lecz po chwili znowu dostałem w twarz. -Za krzyczenie na mnie. -mruknął z uśmiechem i zaczął odpinać pasek od spodni.
Co? Ale ja mówiłem o palcach... on jest wielki! Zamknąłem oczy z powrotem wciskając twarz w poduszkę. O nie nie nie...
Poczułem jak jego dłonie zaciskając się na moich biodrach i delikatne ciepło na karku, jego oddech?
 -Muszę częściej używać tego małego słodkiego cudeńka... -mruknął odgarniając włosy z mojego karku.
Co?
Nie zdążyłem zadać pytania bo zaciskałem zęby z bólu gdy czarnowłosy wchodził we mnie dość ostrym ruchem.
-Boli...
-Przestanie... -mruknął gładząc moje plecy i od razu zaczynając się poruszać powolnymi lecz głębokimi ruchami. Gdy natrafił na moją prostatę znowu wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Wraz z wracającym ciepłem zaczęła rosnąć niewyobrażalna przyjemność.
-Yuuki, miałeś mówić... -mruknął mi nad uchem mężczyzna.
-Bardzo ciepło...
-Tak?
-Tak... i przyjemnie, jeszcze bardziej. -jęknąłem niecierpliwie ruszając biodrami prawie wychodząc naprzeciw ruchom czarnowłosego.
Chcę, żeby to się nie skończyło! Tak dobrze! Ale może być chyba lepiej...
-Panie... mocniej.... -jęknąłem cichutko, tak żeby mnie nie słyszał. Po prosu musiałem o sobie powiedzieć...
-Z przyjemnością... -zachichotał i przyspieszył swoje ruchy, sięgając ręką do mojego członka zaczął stymulować mnie dość ostrymi posunięciami dłoni.
-Ooh...! -zacisnąłem dłonie na ramie łóżka i wręcz bezczelnie zacząłem jęczeć dziko na każdy jego ruch. Czułem jak pot spływa mi po czole, moje ciało było tak rozgrzane, że oddech mężczyzny na moim karku wydawał się wręcz lodowaty.
-Tak... dobrze...!
-Tak? -wbił się mocniej we mnie.
-Tak! -krzyknąłem rozpaczliwie czując kumulując się przyjemność tam w dole.
Sapiąc jak niewyżyty pies w poduszkę i już niekontrolowanie poruszać biodrami w przeciwnym kierunku niż mężczyzna jęczałem coraz głośniej błagając o więcej. W pewnym momencie nie wytrzymałem i z krzykiem doszedłem czarnowłosemu w dłoń. Z błogim wyrazem na twarzy spinałem mięśnie przez przechodzące mnie dreszcze dalej pieprzonym przez mężczyznę. Po chwili usłyszałem ciche mruknięcie przemieszane z jękiem zadowolenia i poczułem jak puszcza moje biodra dzięki czemu mogły swobodnie opaść.
Leżałem dysząc z zamkniętymi oczami gdy nagle mężczyzna pochylił się nad moją twarzą i odpinając moje ręce pocałował mnie w czoło.
-To mała nagroda za bycie grzecznym. -mruknął po czym wszedł do łazienki.
Bezwładnie wpatrywałem się w przestrzeń gdy powoli zaczęło do mnie dochodzić to co się właśnie stało. Obraz znowu robił się ostry, a ja myślałem coraz bardziej racjonalnie.
-Cholera! -jęknąłem zamykając na powrót oczy.
Uderzyłem pięścią w poduszkę wkurwiony na siebie, na czarnowłosego i na wszystko co znajduje się w tym pokoju. Co ja zrobiłem!?


Niuch... i to by na razie było na tyle. Mam nadzieję, że nieco zaspokoiłam wasze zapotrzebowanie i podobało się ^^.
I patrząc na liczbę wejść to ja powinnam mówić, że jesteście okrutni... Tyle wejść... tak mało komentarzy... Ale wierzę w was i mam nadzieję, że postaracie się. ;3

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 6 - Stracony



No, nareszcie udało mi się dokończyć ten rozdział.


Jeśli chodzi o charakter Yuukiego, mam nadzieję, że nie zagmatwam wszystkiego...


Rozdział 6



Mam dość... Słyszysz ty draniu! Mam dość! -krzyczałem we własnych myślach. Nie mam pojęcia jak długo już tu leżę z tym cholerstwem w tyłku. Nie dość, że jestem zmęczony, ryczę co chwilę to mięśnie bolą strasznie. Mam dość...


Otarłem ponownie twarz o poduszkę pozwalając łzą wsiąknąć swobodnie w materiał. On chce mnie złamać? To brawo... szantażuje mnie przecież wie, że zrobię co w mojej mocy by ochraniać pamiątkę po matce, nie dam sobie ściąć włosów... Nie dam!


Jęknąłem żałośnie użalając się nad sobą. Niech wróci... proszę... Mam dość. Wygrał, znowu wygrał. Ale boli, niech wróci...


Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna, ku mojemu większemu wkurzeniu, cały w skowronkach.


-Jak ci minął czas? -podszedł do mnie i musnął pośladek, jęknąłem na ten gest.


-Panie... -zaskomlałem od razu. Jestem żałosny. Brzydzę się sobą. -Wyciągnij....


-Więc poproś ładnie.


-Panie proszę... wyciągnij... -obróciłem twarz w jego stronę, nie Yuuki, nie płacz już!


-No nie wiem, nie wiem... -zamiast pomóc wręcz przeciwnie, utrudniał mi wszystko. Poczułem jak napiera palcem na wibrator wpychając go nieco głębiej.


Jęknąłem uciekając od niego biodrami i zanurkowałem twarzą w pościel kręcąc przecząco głową.


-A może masz mi coś do zaproponowania w zamian za spełnienie twojej prośby -mruknął nonszalancko gładząc dłonią dół moich pleców.


Co? Czego on chce?


-Nie... nie rozumiem.... -odwróciłem znowu do niego twarz chcąc widzieć jego minę. Jego mina była jak zwykle zbyt pewna siebie. Nie dobrze dla mnie.


-Obiecaj, że dzisiaj wieczorem całkowicie będziesz grzeczny, zero protestów, żadnych narzekań, wręcz przeciwnie... będziesz błagał o więcej... -mruknął sunąć palcem między moimi pośladkami.

-Nie! -krzyknąłem zaciskając dłonie w pięści na pościeli.

Poczułem jak mocniej wpycha ten cholerny wibrator w moje wnętrze i uciekłem gwałtownie od niego lecz nim dotarłem do końca łóżka złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Szybkim ruchem usadził mnie na swoim kolanie tak, że jeszcze bardziej dociskał zabawkę. Trzymał mnie stanowczo za ramiona świdrując zimnym wzrokiem.

-Zaczynasz mnie irytować... -mruknął.

Ał ał ał! Boli! Teraz naprawdę boli! Mam wrażenie że rozrywa mnie w środku. Po chwili wpatrywania się w jego złą twarz zacząłem niekontrolowanie szlochać cicho. To naprawdę boli... Nie Yuuki! Nie płacz... Pogrążam się tylko, boję się, nie zrobię nic z tym, nie mam tu nic do gadania. Po co ja w ogóle staram się stawiać? To tylko pogarsza wszystko.

-Przepraszam... przepraszam... -powiedziałem zaciskając zęby by powstrzymać płacz. Tylko mu pokazuje jaki jestem słaby...

-Dlaczego wy zawsze do cholery jesteście skruszeni dopiero po fakcie? Jak widzicie że się wkurwiam? To nudne! -puścił mnie rzucając na łóżko.

Wstał i ze zdegustowaną miną spojrzał na mnie po czym nachylił się unosząc moją nogę i bez ostrzeżenia wyciągnął w końcu to okropieństwo ze mnie. Jęknąłem z bólu lecz po chwili odetchnąłem z ulgą. Spojrzałem na czarnowłosego podejrzliwie.

-Dziękuję... -powiedziałem cicho nie będąc pewnym co on teraz zamierza.

Prychnął tylko na moje słowa i obdarzając mnie pogardliwym spojrzeniem obrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.

-Zastanów się nad sobą. -powiedział i znowu wyszedł zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.

Czego on ode mnie oczekuje? Posłuszeństwa? No dobra, to wiem. Ale... cholera! Raz jestem grzeczny, bo po prostu się boję bólu, tak, boję się! Czy to dziwne?! Niech on zrozumie w jakiej jestem sytuacji... To że się boję, nie oznacza, że nie chcę się wszystkiemu poddać... to upokarzające. Co ja mam zrobić?




* * *




Cholerny dzieciak. Większość do tego czasu już godziła się z losem i dawała mi pracować, a ten białowłosy uparciuch? Ma straszne wahania nastroju. Tss, szkoda mi czasu aż oswoi się z tym co ma być. Jak do dzisiejszego wieczory nie zmieni swojego nastawienia będę robił wszystko na siłę. Robotę odwalić muszę. Rany, ale potem będzie ryczał i możliwe że załamie się...

Rzuciłem dokumenty trzymane w ręce na biurko i westchnąłem łapiąc w dwa palce mostek nosa. Mam być złym gliną czy dobrym? Cholerny dzieciak...




* * *




Nie chcę tu być... tak bardzo nie chcę. Rozrywa mnie wszytko w środku z bezsilności. Nie tak chce żyć, nie tak ma to wszystko być. Jak ja skończę? Na pewno nie zbyt dobrze.

Trudno. Mimo wszystko postaram nie utrudniać sobie wszystkiego... Ja... podporządkuje się. Mam inne wyjście?

Jak na zawołanie wrócił czarnowłosy z nieodgadnionym wyrazem twarzy. No po prostu cudownie. Patrzyłem jak siada w fotelu w kącie pokoju i przygląda mi się wyczekująco.

-Emm.. -zacząłem chcąc przekazać mu cudowne wieści. Usiadłem na krańcu łóżka krzywiąc się leciutko z minimalnego bólu jaki pozostał po cholernej zabawce.

Nic, żadnego słowa czy gestu z jego strony. No nie pomaga mi...

-Panie... -ponowiłem próbę nawiązania jakiegoś kontaktu z nim. Nic, dalej po prostu gapił się na mnie. Grry... -Panie, co do twojej wcześniejszej "oferty"... -spojrzałem na niego by chociaż odnaleźć w jego wyrazie twarzy jakiejś płomyki zainteresowania z jego strony. Nic. -Chcę powiedzieć, że przestanę utrudniać... -wybełkotałem do końca cicho wlepiając wzrok w podłogę. Najwyżej sobie stąd pójdzie. Jakoś mi już nie zależy...

Zarejestrowałem kątem oka ruch i gdy podniosłem głowę mężczyzna pochylał się już nade mną. Pchnął mnie lekko i w efekcie leżałem na łóżku z nogami po za jego krańcem. Przełknąłem zalegającą mi w gardle gulę gdy zawisł nade mną i dalej przypatrywał mi się bez słowa z twarzą nie wyrażającą niczego. Chyba że obojętność.

-Panie...? -zagaiłem trochę niepewnie.

Moment... dlaczego ja do cholery nazywam go "Panem"?! Od kiedy ja... nie, nieważne... w tym momencie to już nieistotne, za późno.

Zacisnąłem usta w cienką linię i postanowiłem także przypatrywać się mężczyźnie bez celu. Ale on chyba jakiś cel miał... Nagle pochylił się mocniej i bez żadnego ostrzeżenia dosięgnął moich usta przyciskając do nich swoje. Wbiłem odruchowo mocniej głowę w pościel jakbym chciał uciec od tego lecz po chwili zreflektowałem się co robię. Miałem nie stawiać oporu... Ale dlaczego on się nie odzywa?!

Westchnąłem z rezygnacja w jego usta i przestałem zaciskać wargi. Najwyraźniej było to dla niego jak zielone światło bo jego dłoń powędrowała po mojej szyi gładząc ją z zadowolonym pomrukiem. Mam to odebrać jako pochwała? Ych.. Rozumiem, że chce mnie tu przerżnąć... Powinienem się przyzwyczajać.

Podciągnął mnie nagle do siadu i usadził na swoich kolanach.

-Nareszcie zmądrzałeś... -mruknął z irytującym uśmieszkiem powracając do pocałunku tym razem był bardziej nachalny. Rozwarł swoimi ustami moje wargi i zaczął językiem wdzierać się do środka. Zacisnąłem mocno oczy. Boże... to tak cholernie dziwne uczucie. Jego język nie powinien się tam znajdować, a jednak to tak cholernie... przyjemne?

Czy ja właśnie zatracam się w przyjemności? W TEJ przyjemności? Jestem nagi więc czarnowłosy szybko zauważy że... ulegam jego pieszczotą, zachętom... Nie ważne. Miałem się nie opierać. Czy ja właśnie usprawiedliwiam swoją radość z seksu z tym mężczyzną zasłaniając się przymusem bycia posłusznym, strachem przed karą? Co się ze mną dzieje...?

Jęknąłem cicho gdy jego język zrobił coś dziwnego i po niedługiej chwili zacząłem odwzajemniać pocałunek naśladując jego ruchu. No brawo Yuuki...

Widząc moje poczynania mężczyzna zaśmiał się cicho w moje usta i podtrzymując za uda podniósł się ze mną nie przerywając pocałunku. Po chwili ułożył mnie na środku łóżka i odsunął się podchodząc do tej szafy, której zawartości wolałem raczej nie znać. Ku mojemu zaniepokojeniu wyciągnął z niej jakąś buteleczkę, parę kajdanek i... knebel!? Co!?

Uniosłem się gwałtownie do siadu i spojrzałem na czarnowłosego z prawdopodobnie strachem wymalowanym na twarzy.

-Co taki zdziwiony... Nie będę musiał słuchać twoich protestów...

-Ale... Panie...

-O tym właśnie mówię. -przerwał mi podchodząc do mnie i siadając na łóżku. -Otwieraj pyszczek. -Powiedział unosząc do poziomu moich ust czerwoną kulkę.

Pokręciłem przecząco głową zaciskając mocno usta.

-Przed chwilą twoje usteczka były nieco bardziej chętne... -mruknął. -Ostatnia szansa, otwieraj usta. Nie żartuję. -powiedział stanowczym tonem.

Przełknąłem ślinę i delikatnie rozwarłem usta. Knebel... naprawdę?!

-No... -otworzył je palcami szerzej i umieścił między moimi wargami kulkę po czym z tyły głowy zapiął skórzane zamki. Czując, że ciężej mi się oddycha sięgnąłem od razu dłońmi do knebla by go zdjąć lecz dostałem po rękach i czarnowłosy obdarzył mnie karcącą minę. Ale prawie nie oddycham! Zacząłem z paniki kręcić głową wyrywając dłonie lecz stanowczo je przytrzymał.

-Uspokój się Yuuki, przecież możesz oddychać. Uspokój się. -powtórzył, spojrzałem na niego już ze łzami w oczach i postarałem się wziąć głębszy oddech. Uff... gdy udało mi się choć nieco trudniej zamknąłem oczy. Teraz mi głupio za tą chwilową panikę. Chciałem coś powiedzieć lecz wyszły z tego tylko stłumione jęki.

-Już dobrze?

Pokiwałem twierdząco głową i znowu cicho jęknąłem w knebel. No to się doczekałem...




Wybaczcie, że tak mało... Pracuję nad czymś innym i nie wiem czy coś z tego wyjdzie.

czwartek, 17 października 2013

Rozdział 5 - Stracony

Młah! Jednak ktoś czyta ^^ Nie macie pojęcia jak te komentarze mnie cieszą. Naprawdę doceniam to, że postanowiliście pozostawić po sobie ślad w postaci paru zdań, bardzo mnie to podnosi na duchu.
Joshua, jeśli chodzi o zachowanie Yuukiego to nadal się waham. Mam ułożony plan jak potoczy się fabuła, lecz nadal nie wiem jak mam "sterować" chłopakiem. W mojej głowie jest osobą o dość skomplikowanym charakterze, w którym jedno przeczy drugiemu. Niestety czasami nie umiem ubrać swoich myśli w słowa. Wybacz, mimo to, postaram się w końcu ustabilizować jego osobowość.
So, miłego czytania.


Rozdział 5


Już nie mam takich dobrych wspomnień związanych z tym łóżkiem. Nie chcę tu na nim leżeć, nie chcę tu być.

Żałośnie leżałem z rozsypanymi nadal mokrymi włosami na łóżku. Poruszyłem się podkulając pod siebie nogi i skrzywiłem się gdy poczułem, że coś ze mnie wycieka. Drań. Mógł mnie chociaż rozkuć.

Znowu rozpłakałem się jak małe dziecko szlochając w pościel. Zadowolony mam być z siebie? Mogłem trzymać język za zębami, nie prowokować go, a teraz?

-Jesteś żałosny. -usłyszałem mruknięcie za plecami przez co jeszcze bardziej starałem się skulić. -I na co ci to było? Czujesz się lepiej bo stawiasz opór? Zbędny zresztą? -podszedł do mnie i gdy zobaczyłem go w moim polu widzenia zamknąłem oczy.

Nie chce na niego patrzeć, niech stąd wyjdzie. Niech mnie zostawi.

Poczułem jak majstruje coś przy moich wyciągniętych nadgarstkach. Rozpiął mi dłonie. Schowałem je od razu pod siebie łapiąc włosy i skuliłem się już swobodniej. Czuję się brudny, chcę spać, chcę zniknąć.

-Słuchaj Yuuki -zaczął czarnowłosy siadając przy mnie. -Nie bawi mnie gwałcenie kolejnego beczącego dzieciaka, dałem ci wybór, wybrałeś gorszą opcję. Nie moja wina. -rozłożył ręce.

Nie mogę go już słuchać, niech stąd wyjdzie.

-Zresztą złamałeś obietnicę, miałeś być grzeczny, nie pamiętasz? -kontynuował -Po za tym... -złapał nagle mój podbródek i nakierował moje załzawione oczy na niego. -Patrz na mnie jak mówię. -mruknął już bez emocji i z westchnieniem wstał biorąc mnie na ręce.

Już nie mam sił szarpać się, może mnie nawet wyrzucić stąd, zabić. Cokolwiek. Moja godność poszła pieprzyć się z moim honorem.

Zaniósł mnie z powrotem do łazienki i włożył do letniej już wody w wannie. Obmył mnie szybko, co mi nie pomogło. Nadal czuję się brudny. Wyciągnął mnie jak małe dziecko z wody i opatulił ręcznikiem po czym posadził na blacie.

-Nie musisz być taki bierny... -mruknął. -Nie byłem jakiś okrutny, mogłeś skończyć gorzej. Nawet ran nie masz... -prychnął i wyciągnął z jakiejś szafki suszarkę.

Gdy mężczyzna suszył mi włosy w międzyczasie przyglądałem mu się z twarzą bez emocji, bez żadnych słów. No bo po co mam się odzywać?

Gdy skończył rozczesał mi je spryskując jakąś odżywką i zaplótł we wzorowy warkocz. Nagle oparł się o blat tak, że siedziałem między jego podpartymi dłońmi i z bliska przyglądał się mojej twarzy. Przełknąłem ślinę i powoli odchyliłem się do tyłu.

-Yuuki, nie rób ze mnie tyrana, nie jestem nim. Może pierwsze wrażenie nie było zbyt piękne, ale naprawdę mam serce, staram się dbać o moich "podopiecznych", więc proszę, nie utrudniaj mi pracy. -spojrzałem na niego opuchniętymi oczami i kiwnąłem nieznacznie głową.

No i co? Dziwicie mi się? Nie chcę więcej być tak upokorzony. Może jak naprawdę zacznę z nim współpracować będzie lepiej? Chodź odrobinę?

-Mimo wszystko nieco moje zaufanie do ciebie zmalało, a nuż jakbyś od razu wybrał tę lepszą opcję, cała nasza współpraca potoczyłaby się inaczej? -odsunął się ode mnie i wypuścił wodę z wanny.

Wrócił do mnie i biorąc z powrotem na ręce poklepał mnie po głowie.

-No już, nie bocz się tak. -zachichotał i wyniósł mnie z łazienki.

-To nie traktuj mnie jak małe dziecko... -mruknąłem cichutko. -Mam nogi, mogę iść. -dokończyłem odwracając głowę w bok. -mężczyzna tylko mocno z chichotem przycisnął mnie do siebie i wyniósł do sypialni.

Ku mojemu zdziwieniu łóżko z przebraną pościelą było schludnie posłane, a na szafce nocnej stałą taca z jedzeniem, którego zapach roznosił się po całym pokoju. Dla mnie bomba, chociaż nie wiem skąd się tu to wzięło.

Mężczyzna posadził mnie na łóżku i od razu podał mi tacę z jedzeniem.

-Jak mniemam, jesteś głodny. -mruknął i usiadł obok z ciekawością przyglądając się moim ruchom.

-Dziękuję. -powiedziałem cicho i zacząłem pałaszować. Naprawdę byłem głodny... kiedy ja ostatni raz jadłem coś porządniejszego? Huh...

Jadłem w ciszy nie patrząc na mężczyznę i kiedy skończyłem odstawiłem tacę na szafkę. I co teraz?

-Emm... -zacząłem nie wiedząc jak się mam do niego zwracać.

-"Panie..." -podpowiedział mi czarnowłosy z uśmiechem.

-Yh, tak, Panie... czy dostanę... mogę... -czy nie jest nienormalnym, że się o to chcę zapytać? -...jakieś ubrania? Chociaż bieliznę... -mruknąłem cicho spuszczając wzrok.

-Masz do wyboru lateks albo nic. -uśmiechnął się do mnie uroczo na co skrzywiłem się.

Lateks? Nie dość, że mnie pieprzy to mam wyglądać jak dziwka? Nie ma mowy.

-Spasuję...

-Jak zmienisz zdanie lewa strona szafy. -kiwnął głową w stronę mebla.

Ta, nie skorzystam, dzięki.

Wstał i bezceremonialnie wpakował się do łóżka nakrywając kołdrą. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie obejmując szczelnie ramionami.

-Nie...czekaj... nie chce... -jęknąłem zacząłem rozplątywać jego ramiona by się uwolnić.

-Yuuki. -zgromił mnie spojrzeniem i stanowczym wzrokiem. -Jak nie przestaniesz to przelecę cię raz jeszcze na uspokojenie.

-Przepraszam... -skuliłem się i przestałem wyrywać.

Mam z nim spać? Tak razem, przy nim? Ciężka noc. Zasnę w ogóle?

-Przestań się zadręczać tylko zamknij oczy i śpij. -mruknął znudzonym głosem.

Ten facet ma szeroką gamę nastrojów... Raz stanowczy, brutalny... potem chichocze i dogryza mi... "Mój Pan"? Jak tak się zacznę zwracać do niego w myślach to znaczy, że oszalałem.

Cóż, mimo wszystko problemów w tak wygodnym łóżku, mimo przykrych wspomnień z nim związanych bardzo szybko się zasypia...


* * *


Tak miękko, tak wygodnie. Mogę tu umierać. Otworzyłem oczy gdy nagle poraziło mnie światło słoneczne. Skąd ono się tak nagle wzięło?

-Wstawaj Yuuki! -usłyszałem głos mężczyzny odsłaniającego zasłony. -Przespałeś już całe południe. -mruknął z dezaprobatą w głosie.

Spojrzałem na niego, ubrany był w czarne jeansy i białą koszulę, zestaw jak poprzedniego dnia, a jego włosy jak zwykle w artystycznym nieładzie.

-Śniadanie na szafce obok ciebie, masz się rozbudzić i najeść, za trzydzieści minut tu wrócę. -nakazał i wyszedł z pokoju.

Wyszedł! Wyszedł! Więc teraz szansa na...! -moje nadzieje rozwiał szczęk zamka z drugiej strony. Zamknął mnie... Drań .

Rany... Jestem nienormalny? Postradałem zmysły? Nie uda mi się uciec. Nawet nie wiem co mnie czeka za drzwiami. Zresztą nie mam sił, nie mam nerwów na ucieczkę. Boję się czarnowłosego, po prostu się boję. Czy to dziwne? Ja boję się samego uczucia strachu! Przeraża mnie to, to wszystko... Ale ja tak nie potrafię! Boję się go, nie chcę bólu i upokorzenia, ale nie mogę się tak dać! Nie umiem być tak posłuszny! Znoszę to bo mnie straszy, mam wrażenie, że stać go na wiele gorsze rzeczy.. Cóż, moze to i dobrze, że się boję? Będę bardziej potulny wbrew sobie... Oszczędzę swoją skórę. Cholera! Nie chce tak!

Z prychnięciem ruszyłem się z zamiarem dotarcia do łazienki lecz wyplułem tylko przekleństwo. Cholera... mój tyłek! Uch! Dobra... bez przesady... Nie jest tragicznie.

Zwlokłem się powoli z łóżka. Rany, może to się da rozchodzić? Kiedy dotarłem do wnętrza łazienki moja teoria o rozchodzeniu uciekła tak szybko jak przyszła. Po prostu cudownie...

Umyłem twarz i stwierdzając, że niewiele mi to dało wróciłem powoli do pokoju. Boże... powiedz, że ból tyłka minie...

Usiadłem na mięciutkim łóżku i przysunąłem sobie na kolana tace z pysznym śniadankiem. Kiedy spałaszowałem śniadanko odłożyłem tace i odchyliłem się do tyłu wyciągając się na łóżku. Hmm, jeszcze mam z 15 minut do powrotu mężczyzny. Może tak sobie utnę naprawdę króciutką drzemkę... Tak dla spokoju...

Ledwo co zamknąłem oczy usłyszałem krzyk mężczyzny.

-Czy ja nie mówiłem czegoś o rozbudzeniu? -warknął podchodząc do mnie i splatając ręce na piersi zmierzył mnie złym wzrokiem.

-Przee... -nie dokończyłem, ponieważ mimowolnie ziewnąłem mu w twarz. -Przepraszam... -mruknąłem cicho siadając i opuszczając głowę.

-Jestem na ogół cierpliwy... lecz ty marnujesz swoje szanse jedna po drugiej, Yuuki. -skarcił mnie spojrzeniem. -Masz wykonywać moje nawet najdziwniejsze polecenia bez zawahania. Rozumiesz to?

-Rozumiem...

-Zabrakło czegoś...

-...Panie. -dokończyłem wzdychając.

-Co "panie"?

-Rozumiem Panie.

-Sprawdźmy. -usiadł w masywnym fotelu ze złotymi zdobieniami stojącym w kącie pokoju. -Podejdź do mnie. -powiedział spokojnie podpierając głowę na wyprostowanym przedramieniu opartym o podłokietnik fotela.

Nie chcąc podpadać mu kolejny raz posłusznie podszedłem do niego. Rany, przez niego nawet nie przeszkadza mi już tak bardzo fakt, że stoję przed nim nagi

Dobra Yuuki, bądź dzielny.

-Dobrze, a teraz wyprostuj się. -zrobiłem jak chciał, nic wielkiego. -Stań tyłem do mnie. -mruknął co też zrobiłem bez szemrania. -Grzeczny, chodź do mnie. -poklepał swoje kolano.

Rozumiejąc, że mam mu usiąść na jego kolanach wykonałem polecenie, ale już mniej chętniej.

-Tak wczoraj cię nastraszyłem, że zrobisz wszystko o co proszę? -uśmiechnął się kpiąco.

-Nie wszystko... -burknąłem przekręcając głowę w bok.

-To źle, bo do tego właśnie dążę... -mruknął z niezadowoleniem i wstał zrzucając mnie ze swoich kolan.

Prychnąłem wstając i otrzepując się. Jako że spadłem na tyłek nie było to za miłe w moim obecnym stanie. Spojrzałem naburmuszony na mężczyznę, który przeszukiwał wnętrza wielkiej komody. Moje zdegustowanie i strach gdy wyciągnął jakieś dziwne zabawki nie mogło równać się z tym , które ogarnęło mnie gdy wyciągnął srebrne nożyczki. Na co mu one?! Wrócił na fotel i usiadł wygodnie przywołując mnie z powrotem gestem. Z naprawdę wielkim ociąganiem podszedłem do niego na nogach jak z waty i usiadłem na jego kolanach.

-Widzisz? -podsunął mi nożyczki pod twarz. -Za każde twoje przewinienie, nie trzymanie się zasad i nieposłuszeństwo ścinam pięć centymetrów twojego warkocza. -uraczył mnie złośliwym uśmieszkiem.

Co? Warkocz? Moje włosy?

-Nie! -krzyknąłem nagle. -Nie! Panie proszę! Błagam cię, będę grzeczny, obiecuję, przepraszam Panie! -zacisnąłem dłonie na jego koszuli i ze łzami w oczach zacząłem go błagać.

-Takiej reakcji się spodziewałem... -odłożył nożyczki na stolik obok i złapał mój warkocz. -Gdybym nie znał twojej matki i nie widział jak śpisz, i zachowujesz się w chwilach smutku ściął bym go za karę już na samym początku.

-Panie... -puściłem jego koszulę ocierając wierzchem dłoni łzy. -Przepraszam... -jęknąłem.

-Śpisz wtulony we własne włosy Yuuki. -mruknął cicho puszczając warkocz. -Przypominają ci matkę?

Pokiwałem żałośnie głową. Już wie o mnie wszystko? Ma na mnie haka. Cholera! On mnie niszczy! I jak ja mam... Aghr! Nie da się! Po prostu się nie da! Mam być posłuszny?! Ale boję się, boje sie jego i tego co mi może zrobić, nie chcę tego... Ta sprzeczność! Muszę być posłuszny ale nie chcę! Rany... z innej strony jednak wolałbym być posłuszny... Bo boję się...

-Hmm, mimo wszystko nadal podtrzymuję tą karę. Mam nadzieję, że czujesz się bardziej zmotywowany do posłuszeństwa.

-Tak Panie.

W tym momencie, mimo wszystko, byłem mu po prostu cholernie wdzięczny, nie wiem... umarłbym w żałości jakby ściął mi całe włosy.

-Więc przestań płakać... -przetarł palcami moje oczy, mimowolnie wzdrygnąłem się. -Zaczniemy może w końcu twoją seksualną edukację? Rozluźnisz się...

Jak to "seksualną edukację" ?! Nie!

-Ale jak to?

-A tak to. -mruknął. -Wstań. -posłusznie spełniłem polecenie. -A teraz... wyciągnął monetę z kieszeni. -Orzeł czy reszka?

Co? Losujemy coś? Może moją wolność?

-Reszka... -powiedziałem z powątpiewaniem.

Skinął głową z uśmieszkiem i podrzucił monetę, złapał ją po czym wyłożył na otwartą dłoń.

-Wiesz Yuuki, ty to masz pecha. -spojrzałem na monetę i przełknąłem ślinę. Wypadł orzeł. -W takim razie połóż się na łóżku.

Co? Przecież dopiero co wczoraj mnie przeleciał? Znowu... Ja nie chce jeszcze... tyłek mnie boli... Ze łzami w oczach doczłapałem się do łóżka, a czarnowłosy ze śmiechem podążył za mną z ekwipunkiem wyciągniętym z szafy.

-Ale Panie... -zacząłem chcąc się wymigać.

-Mam chwycić za nożyczki?

-Nie... -mruknąłem kładąc się posłusznie.

-Nie tak, Yuuki, nie tak. -powiedział po czym obrócił mnie na brzuch wypinając moje pośladki.

Tak jest jeszcze gorzej. Czerwoną ze wstydu twarz schowałem w pościeli, niech robi co chce.

-Cóż, masz naprawdę drobną posturę i co za tym idzie jesteś nieco ciasny... -zaśmiał się słysząc mój żałosny jęk. -Zróbmy coś z tym. Ale najpierw... Mam cię związać czy będziesz grzeczny?

-Będę grzeczny Panie... -wymamrotałem w poduszkę.

O wiele lepiej czułem się gdy nie miałem skrępowanych nadgarstków. Choć trochę wolności...

-Rozluźnij się. -mruknął cicho przeprowadzając dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa w dół i w górę. Wtuliłem twarz w poduszkę i zacisnąłem dłonie na pościeli.

Rozluźnić się? No tak... Zamknąłem oczy i zacząłem miarowo wdychać i wydychać powietrze.

-Dobrze... -powiedział cicho czarnowłosy nie przestając gładzić moje plecy. -Cóż, nie wiem jeszcze gdzie trafisz później, moim zadaniem jest przygotować cię nie różne ewentualności.

Och... nie pomyślałem o tym. Przecież ja tu nie zostanę na wieczność, zresztą w ogóle nie myślałem o przyszłości. Co będzie dalej? Czy będę choć trochę przypominał siebie? Stracę wszystko? Co dalej?

-Yuuki, nie myśl teraz tak dużo. -poczułem dłoń na boku twarzy i wzdrygnąłem się. -Po prostu nie myśl o tym.

Kiwnąłem lekko głową i wziąłem głęboki oddech.

-Ufasz mi? -usłyszałem jego cichy głos i poczułem oddech na odsłoniętej stronie twarzy.

-Nie bardzo Panie... -odpowiedziałem w sumie bez większego zawahania. Mam kłamać? Wątpie by tego chciał.

-Zmieńmy to. Zaufasz mi, jeśli będzie tak jak powiem? -zaczął dziwnie odmienionym głosem.

-Nie wiem... -jęknąłem. Czego on ode mnie chce? Niech robi co ma i da mi spokój. -A jak będzie, Panie?

-Przyjemnie. -mruknął dziwnie kuszącym głosem przez który przeszedł mnie niepokojący dreszcz. -Przede wszystkim, jeśli chcesz uniknąć nieprzyjemnych odczuć musisz się rozluźnić. To naprawdę pomaga. -pogładził mnie po karku, a ja pokiwałem głową dają mu znać, ze rozumiem. -I nie bój się. -szepnął cicho.

Teraz to tylko jeszcze bardziej się obawiam. Dlaczego tak mnie uspokaja? W sumie...

-Panie? -zacząłem cicho odsuwając usta od poduszki.

-Tak? -teraz jego dłoń zjeżdżała coraz niżej i już nie wracała wyżej.

-Dlaczego tak... chcesz żebym był spokojny? -powiedziałem starając się wymówić to zdanie w miarę spokojnie.

-Już mówiłem, nie w moim interesie, żebyś cały czas cierpiał. Będziesz posłuszny, będę miły. Na razie nie mam ochotę na oglądanie twojego cierpienia... -mruknął z rozbawieniem. I jego to cieszy? I jak to "na razie"?!

Spiąłem się nagle gdy jego dłoń wylądowała między moim pośladkami. Cmoknął z rozdrażnieniem.

-Co ja mówiłem?

-Że mam być rozluźniony... -jęknąłem wciskając twarz w poduszkę. Niech zabiera rękę.

-Ale nie jesteś.

-Przepraszam Panie...

Westchnął z irytacją i sięgnął po jedną z rzeczy, które wcześniej wyciągnął z komody.

-Boli cię jeszcze po wczorajszym? -zapytał dziwnie łagodnym głosem mężczyzna.

-Jak nie chodzę... -odpowiedziałem cicho.

Wysunąłem nieco głowę w bok by widzieć co robi. Czarnowłosy widząc, że chcę obserwować jego poczynania uśmiechnął się nonszalancko.

-Mogę ci opowiadać. -otworzył jakąś tubkę. -Teraz zamierzam użyć lubrykanta byś nie czuł wielkiego dyskomfortu, na ogół zawsze go używam...

-Panie.... -zaprotestowałem. -Nie musisz mówić... Proszę.

Zachichotał tylko w odpowiedzi, a ja dalej obserwowałem jak nanosi żel na dwa palce. Przełknąłem ślinę i w myślach poprosiłem, żeby nie trwało to długo.

-Tylko się zrelaksuj, chcę by dla ciebie też było to przyjemne. Uznaj to za wynagrodzenie, za zniszczenie twojego pierwszego razu. -mruknął i zaczął krążyć nawilżonym palcem wokół mojego wejścia.

Wdech, wydech. Rozluźniony... Spiąłem się nagle nieco gdy poczułem jak wsuwa we mnie koniec palca i powoli zagłębia go coraz dalej. Uhh....

-I jak? -zapytał z chichotem.

-Dziwnie... -jęknąłem. -Ale nie boli.

Nie odpowiedział mi tylko wyciągnął palec i włożył go jeszcze raz. Następnym razem, gdy powtórzył tę czynność poczułem większy nacisk. Dwa palce? Chyba zgadłem. Robi się jeszcze dziwniej. Yhh... To strasznie niemiłe uczucie...

Jęknąłem cicho w poduszkę czując jeszcze większy napór, kolejne palce? Starczy...

-Yuuki, naprawdę jesteś spięty. Irytuje mnie to. -mruknął mężczyzna. -Zróbmy coś z tym...

Co?

Spojrzałem na czarnowłosego, wtulił się lekko w moje plecy swoim ciałem nie wyciągając ze mnie palców. Cofnąłem się nieznacznie mimowolnie, za blisko, jest za blisko.

Nagle sięgnął ręką pode mnie i musnął palcami moje przyrodzenie.

-Panie... -jęknąłem z protestem. -teraz będzie mnie tu napastował ze wszystkich możliwych stron?

-Cii... -mruknął tylko całując mnie w kark, zadrżałem ponownie na ten gest.

Ponownie przejechał palcami po moim członku, a nosem po karku. Dość!

Ja nie chcę powtórki! Jeszcze nie jestem gotów! Boże... boję się! Nie chcę stracić włosów .. niczego nie chcę! Nie chcę, żeby mnie dotykał, pieścił i całował. Nie chcę żadnych gestów czułości z jego strony. Odrzuca mnie. Nie tylko na zewnątrz, ale w środku aż cały drżałem.

-Panie... -szepnąłem cicho chcąc się wyrwać.

Warknął tylko ostrzegawczo i ścisnął moje przyrodzenie przez co pisnąłem tylko w poduszkę. Ze zrezygnowaniem opuściłem spięte ramiona z jękiem. Teraz śmielej poruszał palcami i stanowczo zaczął pobudzać mojego członka.

Krzyknąłem nagle czując... tam... coś. Przeszyło moje nerwy cholernym dreszczem.

-I jak? -zamruczał mi do ucha kusicielskim głosem wsuwając mocniej palce we mnie i znowu to samo.

Sapnąłem zirytowany. Więc tak ma być? On mi to specjalnie robi?

-To mój kochany, jest prostata. -mruknął zadowolony.

Co on mi tu o biologi... O cholera... -spiąłem się cały gdy znowu zaczął drażnić to miejsce.

Jest źle... znaczy jest dobrze, dlatego jest źle. Nie potrzebuję przyjemności, nie chcę jej. Chcę tylko żeby mnie zostawił w końcu.

-Och... ulegasz mojemu zgubnemu urokowi? -zachichotał widząc "gotowość" mojego przyrodzenia.

Nawet ciało mnie zdradza! Czy wszystko musi być tak, jak ja tego nie chcę?

Wyciągnął nagle ze mnie palce i odetchnąłem z ulgą, dodatkowo gdy odsunął się ode mnie.

Koniec? ... W co ja głupi wierzę?

Jęknąłem widząc jak bierze do rąk dwa wibratory, jeden standardowej wielkości, drugiej już nieco bardziej okazałej. Czy on zamierza?

-Nie miej takiej przestraszonej miny. Przecież jesteś zrelaksowany. -posłał mi zadziorny uśmiech.

Zrelaksowany i nie tylko przez niego!

Obserwowałem jak wyciska żel na mniejszą zabawkę i wcisnąłem twarz w poduszkę nie chcę tego widzieć. Poczułem mocny napór na moje wejście i z jękiem mimowolnie spiąłem mięśnie.

-Nie, nie... -cmoknął z dezaprobatą. -Utrudniasz. -mruknął znowu sięgając ręką do mojego członka i stymulując mnie.

Niech w końcu skończy! Z wibratorem przytkniętym do wejścia leżałem pobudzany przez czarnowłosego, co jakiś czas podgryzał skórę na mojej szyi, gdy tego nie robił zataczał leniwe kółka językiem po skórze.

Nie chcę... jest za dobrze. Tak ma nie być, wariuję. Jest mi przyjemnie? Z tym mężczyzną? Oszalałem?

Sapnąłem cicho, jest mi dobrze. Okropnie się z tym czuję ale nie to jest ważne w tej chwili.

Zamroczony pieszczotami po krótkiej chwili przestałem już logicznie myśleć. Oddychałem tylko ciężej sapiąc i pojękując tak, żeby nie słyszał. Jeszcze trochę...

Krzyknąłem nagle piskliwym głosem czując wdzieranie się we mnie. Czarnowłosy zabrał rękę z mojego członka i posłał mi triumfalny uśmieszek wciskając głębiej wibrator.

-Myślałeś, że dam ci tak po prostu dojść? -oblizał dwa palce z zadowoleniem i zaczął poruszać zabawką.

Nie, nie, nie! Nie tak głęboko... nie teraz gdy jestem tak... podniecony?

-Widzę, że umiesz się rozluźniać. -mruknął kierując ruchy wibratorem w "ten" punkt.

Z mojego gardła wydobył się niemal jęk rozpaczy. Znowu ten sam dreszcz, z tym, że o wiele mocniejszy, bardziej zniewalający. Tak nie może być.

Po chwili przestał posuwać mnie tym cholernym wibratorem lecz zostawił go we mnie. Wręcz ze zgrozą w oczach obserwowałem jak wylewa żel na drugą. większą zabawkę. Chyba nie chce tego we mnie...?

Moją odpowiedzią na pytanie była dość szybka zamiana wibratorów. Jęknąłem przeciągle wciskając głowę w poduszkę.

-Panie... za duży...

-Nie, to jeszcze nie jest duży. -zachichotał złowieszczo dociskając go mocniej i wywołując u mnie jęk bólu.

Zaczął poruszać tą cholerną zabawką, ale na moje nieszczęście po niedługiej chwili ból przestał mi doskwierać tak bardzo, a przez ten wachlarz odczuć zaczęło przeciskać się podniecenie. Gdyby nie drażnił chociaż prostaty... jeszcze bym to zniósł psychicznie. Jak mam normalnie tłumaczyć sobie czerpanie przyjemności z bycia porwanym niewolnikiem? Chore.

Czarnowłosy widząc jak prawdopodobnie jestem bliski szczytu przyspieszył nieco ruchy zabawką i dołożył do tego stymulowanie mojego członka. On żartuje? Ja nie wytrzymam... niech przestanie! Nie!

Z jękiem ubrudziłem mu nasieniem dłoń i po chwili brudnej rozkoszy opadłem zmęczony zamykając oczy.

-Grzeczny chłopiec. -powiedział cicho całując mnie w czubek głowy.

-Panie... -jęknąłem -wyciągnij.

Nie mam zamiaru spędzać wieczności z wibratorem w tyłku!

-Nie teraz. -ponownie pocałował mnie tym razem w czoło zasłane spoconą grzywką. -Możesz położyć się normalnie tylko nie wyciągać.

Usiadł na skraju łóżka obdarowując mnie złośliwym uśmiechem. Westchnąłem ze łzą w oku. Wszystko jest nie tak... Uniosłem się na drżących dłoniach i kładąc się na boku opuściłem biodra. Uwiera.... nie wygodnie.

-Panie... -zaprotestowałem.

-Jak wyciągniesz, pięć centymetrów warkocza, nie zapominaj. -rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie kierując się do drzwi.

Jak to? Wychodzi? Zostawi mnie tu tak? Uśmiechnął się nad wyraz uroczo i po prostu sobie wyszedł. Drań.





Jak na moje standardy to długi rozdział...

Przepraszam za ewentualne błędy, jeśli jakieś się pojawiły.

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 4 - Stracony


Rozdział 4


Ja tego nie pojmuję... Czy już zwariowałem? To wszystko nie prawda. Czysta fikcja? To niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie moje życie legło w gruzach, zostało zdeptane i splugawione.

A jednak...

Po dłuższym czasie odrętwienia przeniosłem się ociężale na to okropne łóżko, nie to co tamte w pokoju czarnowłosego... Dlaczego muszę być takim idiotą? Nie dość, że wszystko jest nie tak, to jeszcze pogarszam sprawę. Nie nadaję się do niczego...

Leżałem tak na wpółświadomy głaszcząc swój roztargany warkocz, kiedy nagle do pomieszczenia wszedł mężczyzna. Skuliłem się mocniej i zacisnąłem oczy. Może jak nie będę go widział to zniknie? Rozpryśnie się jak mydlana bańka, tak o.

-Na kolana szczeniaku. -ciszę zakłóciły wibracje jego świdrującego głosu.

Nie wiele myśląc o minusach i plusach zszedłem z łóżka i zrobiłem co chciał lecz nie patrzyłem mu w oczy. Będzie jak chce on... nie chce, boję się bólu. Wystarczy już.

-Widzę, że zmądrzałeś... -prychnął i przykucnął przede mną. -Bez zbędnego gadania postawię sprawę jasno. -zaczął z twarzą niewyrażającą żadnych emocji. Jak lód... -Swoją robotę, czytaj wytrenowanie cię psie i tak muszę wykonać. Mam więc pewną propozycję... -złapał mnie za podbródek i uniósł moją twarz by lepiej się jej przyjrzeć. -Jesteś nadal nieposłuszny i niezdyscyplinowany, ja nie przejmuję się twoimi uczuciami, zdrowiem, robię z ciebie niemal roślinkę, ale posłuszną... -posłał mi kpiący uśmieszek, a ja skrzywiłem się i poczułem napływające łzy. Ta wizja mnie przerażała, tym bardziej, że jestem dość blisko wybrania tej pierwszej opcji... -Albo wariant drugi, dostosujesz się do zasad, będziesz grzeczny i posłuszny, w zamian będę lepiej cię traktować. Więc jak?

I ja się jeszcze zastanawiam? Chcę żyć... i to w jakiś godny sposób. Co prawda bycie niewolnikiem trochę mi w tym przeszkadza...

-Będę grzeczny. -szepnąłem opuszczając wzrok.

Tak, mogę się pożegnać z godnością, o ile zachowałem jej resztki stawiając jakiś nikły opór teraz już sięgnę dna.

-Nie słyszałem.... -on sobie kpi ze mnie?

-Będę grzeczny Panie... -powiedziałem głośniej z płaczliwym tonem.

-Cieszę się. -mruknął cicho.

Mężczyzna z zadowoleniem wstał i wziął mnie na ręce.

-Nie chcę cię już trzymać tutaj, dość się wyziębiłeś. A po za tym, skoro obiecywałeś być posłuszny... Mam plany co do ciebie. -zachichotał co uwierzcie, cholernie mi się nie podobało.

Wyniósł mnie z pokoju, a ja starając się ani nie zlecieć z jego rąk, ani nie przylegać do niego zbyt mocno, zaciskałem zęby i modliłem się by ktoś normalny przyszedł i po prostu mnie stąd zabrał.

Mężczyzna wszedł ze mną do tego samego pokoju, w którym obudziłem się w tym cudownym łóżku... Ale moment! Nie nie nie! Nieświadomie wyciągnąłem dłoń w kierunku mięciutkiego posłania. Gdzie on mnie niesie?! Usłyszałem nad głową chichot i zgrzytnąłem zębami. Drań.

Wszedł przez drzwi znajdujące się w pokoju i oto tak magicznie znaleźliśmy się w łazience przez którą opadła mi szczęka. Wow... Czarny, błyszczący marmur na ścianach i podłodze, wielka wanna z prysznicem, złote krany, blaty prawdopodobnie zrobione z jaśniejszego odcienia marmury... Ile ten facet ma pieniędzy?! I co w łazience robi wielki kryształowy żyrandol?!

Nagle nieco za ostro moim zdaniem zostałem postawiony na podłodze. Czarnowłosy bez zwracania na mnie uwagi pochylił się nad wielką wanną i odkręcił wodę dolewając z małej buteleczki coś o korzennym zapachu. Gdy rozpiął swoją koszulę zmarszczyłem brwi. Co? On się tu teraz będzie kąpać? W sumie nie przeszkadza mi to, nie poświęca mi uwagi, mogę więc dyskretnie ulotnić się stąd i zwiać...

-A ty na no czekasz? Wskakuj. -odezwał się czarnowłosy rozwiewając moje nadzieje.

Spojrzałem na niego z niezadowoleniem akurat w momencie gdy pozbywał się bielizny. Oburzony i prawdopodobnie czerwony bardziej niż pospolity burak odwróciłem gwałtownie głowę. Nie zważając na mnie usiadł wygodnie w pełnej już wannie opierając się o krawędź i zakręcił kran.

-Wchodzi czy mam się pofatygować po ciebie? -zapytał cicho spoglądając na mnie z rozbawieniem na twarzy.

Prychając wszedłem do wanny siadając w niej na drugim krańcu. Ok, to że ja przez niego muszę być nagim już czyni, że naprawdę czuję się niezręcznie. A to, że on w tym momencie też nie ma nic na sobie... to wykracza po za moje granice. Ale... wiem, będzie gorzej. Sama nagość to w moim przypadku coś błahego...

-Chodź tu... -wskazał palcem przestrzeń przed swoimi nogami.

Ech? Przełknąłem zalegającą mi w gardle gulę i przysunąłem się powoli do niego, tak że dzieliło mnie od czarnowłosego jeszcze jakieś pół metra. Dobra... jestem grzeczny...

Bez uprzedzenia objęły mnie nagle ręce mężczyzny i zostałem przysunięty bliżej i obrócony do niego plecami Huh?

-Nadal cię boli? -zapytał wodząc ręką po moich plecach.

-Nie-ee.. -zadrżałem lekko na jego dotyk i przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

-Dobrze. -mruknął i przysunął mnie jeszcze bardziej tak, że opierałem się plecami o jego tors. Za blisko! -Nie spinaj się tak, nie gryzę, jeszcze... -pochylił się tak, że czułem jego oddech na karku.

Zacisnąłem oczy, nie ma mnie, nie widzi mnie...

Poczułem jak powoli zaczyna rozplatać mój roztargany warkocz po czym moczy mi włosy.

-Naprawdę nie masz potrzeby w tym momencie bać się mnie, Yuuki. -mruknął cicho nabierając jakiegoś szamponu na dłoń. -Nie w moim interesie krzywdzić cię na każdym kroku, nie to chcę osiągnąć. -zaczął wmasowywać mi w moje włosy szampon o przyjemny zapachu. Truskawki?

Nie odzywałem się tylko dałem myć się jak małe dziecko, a szczerze powiedziawszy sam się sobie dziwię, że mnie to uspokoiło i zrelaksowało. W tej chorej sytuacji... gdzie zostałem pozbawiony wolności i godności kąpiel z obcym, gołym mężczyzną mnie odpręża. Czy tylko ja mam wrażenie, że moje miejsce jest w zakładzie z wesołymi ludźmi, w pokoju bez klamek?

Na ziemię sprowadziło mnie nie spłukiwanie piany z włosów, ale ręka mężczyzny sunąca przez moją klatkę piersiową w dół.

-Nie bój się. -mruknął mi do ucha i polizał je, w tym samym czasie jego dłoń dotarła już do mojego podbrzusza i zachłannie je gładziła.

Gdy zacisnąłem nogi cmoknął z dezaprobatą i bezceremonialnie rozszerzył mi je.

-Bez takich zagrań... Masz być posłuszny, pamiętasz? -odsunąłem dalej głowę gdy mruczał mi tak wulgarnie nad uchem

-O, no proszę, co my tu mamy za mały okaz... -zachichotał obejmując moje przyrodzenie.

Dość! Odsunąłem się gwałtownie od niego na drugi koniec wanny i wlepiłem w niego wzrok z prawdopodobnie płaczliwym wyrazem twarzy.

-Wracaj tu. -jego zimny głos przeciął ciszę.

-Nie! -wyskoczyłem z wanny i chwytając pierwszy lepszy puchaty ręcznik owinąłem się nim. Stanąłem daleko od wanny i zacisnąłem dłonie na ręczniku.

-Masz pięć sekund na powrót do mnie inaczej wyciągnę konsekwencje.

I co? Jestem największą bezmózgą istotą jaką kiedykolwiek świat widział. Stałem jak słup soli i wstrzymując oddech wpatrywałem się w niego bez zrozumienia.

-Ale ja nie chcę... -jęknąłem zaciskając oczy.

W sekundzie czarnowłosy doskoczył do mnie i złapał za rękę wykręcając ją nad moją głową. Przycisnął mnie do ściany tak gwałtownie, że uszło mi powietrze z płuc.

-Mam gdzieś co chcesz, a czego nie chcesz. Nie jestem dobrym samarytaninem. -warknął mi w twarz.

A ja? Stałem starając się nie kulić ze strachu i patrzeć mu prosto w oczy, rzucam mu wyzwanie? Coś jest ze mną nie tak.

-Nie masz prawa tak mnie traktować! Puszczaj! -szarpnąłem się próbując wyrwać-bez skutku.

-Chyba się nie zrozumieliśmy szczeniaku. -prychnął -Jak będę cię chciał przelecieć zrobię to, jak karzę ci obciągnąć mi, masz zrobić to bez szemrania. Rozumiesz to mały?

-Mały to jest twój ptak! -krzyknąłem szarpiąc się i nie zważając na jego słowa. Kij mu w oko!

-Doigrałeś się... -mruknął.

Szarpiąc mnie wywlekł z powrotem do sypialni i rzucił na łóżko przygniatając mnie swoim ciężarem.

-Zejdź ze mnie! Zejdź! -zacząłem wydzierać się i szarpać.

Ja nie chcę, on mnie tu zaraz zgwałci, ratunku! W tym momencie naprawdę byłem przerażony.

Wykręcił mi nagle ręce nad głowę i spiął je kajdankami do łóżka. Nie! Ja chce móc się ruszać! Niech mnie zostawi!

-Puszczaj mnie! Zostaw! Nieee-eee! -krzyknąłem przeraźliwie gdy przekręcił mnie na brzuch i uniósł moje biodra.

-Chciałem być miły, delikatny, wybrałeś te drugą opcję, szkoda, będziesz miał złe wspomnienia ze swojego pierwszego razu... -przejechał dłonią po moim kręgosłupie kierując się w dół.

-Zabieraj łapę... -kiedy zacząłem płakać?

Poczułem jego palce nie tam gdzie trzeba zachłannie wodzące między moim pośladkami.

Dotarło właśnie do mnie co ja nawyprawiałem. Gdybym powstrzymał się, nie obrażał go i był posłuszny nie doszło by do tego... może chociaż później... i delikatniej...

-Niee... -zaszlochałem, tak, teraz będę skruszony, idiota ze mnie -Przepraszam, nie będę więcej, przepraszam...

Nagle poczułem jak wsuwają się we mnie jego palce, krzyknąłem szarpiąc się i zalewając łzami, nie!

-Dobrze... więc w ramach przeprosin skradnę sobie twój pierwszy raz. -zachichotał i wsunął kolejny palec dość brutalnie.

-Przestań! Przestań!!! Boli! -szlochając bezradnie błagałem o litość. Gorzej upokorzyć sie nie mogłem.

-Rzeczywiście jesteś prawiczkiem... ciaśniutki jesteś. -zadrwił ze mnie mężczyzna, a ja na moje szczęście nie byłem wstanie skomentować. Nie chcę już... starczy.

Czarnowłosy sięgnął do szafki nocnej i wyciągnął z niego jakąś tubkę. Schowałem twarz w pościeli. Niech zrobi swoje i będzie koniec. Byle szybko.

Poczułem coś wilgotnego, niestety nie miałem czasu na zastanawianie się. Czując przeraźliwe rozdzieranie zawyłem szarpiąc się. Nie, Yuuki, nie... nie ruszaj się... jest jeszcze gorzej...

Znieruchomiałem i tylko płakałem żałośnie gdy mężczyzna posuwał mnie w miarowym tempie. Z czasem ból mijał, może to przez żel? Powinienem mu dziękować, że nie brał mnie na sucho.

Niech to już się skończy. Ile to trwa? Jak długo wyję w te poduszkę pieprzony przez faceta? Gorzej być nie mogło...

Po jakimś nieokreślonym czasie ruchy czarnowłosego ustały i wyszedł ze mnie. Nie obdarzając mnie spojrzeniem nie spiesząc się zniknął w łazience.

Obróciłem się powoli na bok i wlepiając wzrok w ścianę zalała mnie kolejna fala płaczu.

Tego chciałem?

sobota, 12 października 2013

Rozdział 3 - Stracony


Rozdział 3


Dobrze.... powoli... wdech, wydech, wdech wydech... Uspokój się Yuuki, uspokój. -powtarzałem sobie w myślach od dobrych paru minut. On tu wróci... nie ma bata. Dlaczego ja tu jestem? No dlaczego do cholery?! Kopnąłem ze złości ramę od łóżka i skrzywiłem się podkulając bolącą stopę pod siebie. Boże... nie dość, że bolą mnie strasznie plecy to jeszcze sobie sam dowalam.

Nagle drzwi otworzył się i do pomieszczenia wszedł czarnowłosy z tacą w rękach. Spojrzałem na niego w napięciu nieruchomiejąc. Dobra, boję się, macie mnie.

-Coś taki wystraszony, hmm? Przecież ci nie zrobię krzywdy -usłyszałem jego głos -Przynajmniej nie teraz... -dokończył z kpiącym uśmieszkiem.

Usiadł na krańcu łóżka i postawił tacę na starej szafce obok łóżka.

-Na co czekasz, chodź tu do mnie. -mruknął w moją stronę klepiąc swoje kolano.

Co? Mam mu usiąść na kolanach? On w tym momencie albo śmieje się z mojego wzrostu albo chce zrobić coś na co naprawdę nie mam ochoty...

-Długo mam czekać? -ponaglił mnie mężczyzna nieco zirytowanym już głosem.

Przysunąłem się do niego zachowując odległość lecz nie usiadłem we wskazanym miejscu, nie ma mowy...

-Czyżbym musiał ci o czymś przypominać? Mam być brutalniejszy? Sam pracujesz na swoje traktowanie. -mruknął głosem bez sprzeciwów i nagle złapał mnie pod pachami i usadził na swoim kolanie plecami do siebie. -Nie ruszaj się chociaż i nie utrudniaj. -mruknął sięgając ręką w stronę tacy.

Nie wiem co jest bardziej żenujące, to że jestem nagi, czy to gdzie siedzę.

-Co ty robisz? -jęknąłem odsuwając się najdalej jak mogłem.

-Po pierwsze, miałeś się nie wiercić, po drugie, czyżbyś o czym zapomniał? Mam ci przypomnieć jak masz się do mnie zwracać?

-Nie... Panie... -ostatnie słowo niemal wyplułem wykręcając nieco głowę by na niego spojrzeć wściekłym wzrokiem.

Nagle dostałem ostrego strzała w policzek z otwartej dłoni i zaniemówiłem. Tego się nie spodziewałem.

-Nie bądź bezczelny, nie zapominaj się szczeniaku. -powiedział stanowczo i chwycił z tacy nawilżone gazy.

Siedziałem cicho ze spuszczoną głową gdy zaczął przemywać rany na moich plecach. Od czasu do czasu gdy dotykał bardziej obolałych miejsc wzdrygałem się, a z moich ust wydobywał się cichy syk.

-Słuchaj Yuuki -zaczął po chwili czarnowłosy odkładając gazy. -Chcąc nie chcąc, jesteś zdany na moją łaskę, nie zmienisz tego w żaden sposób. Jak mnie rozzłościsz, jak będziesz nieposłuszny będzie kara, tak jak ustaliliśmy wcześniej, rozumiesz to?

-Tak Panie.... -mruknąłem ledwo słyszalnie.

Najwyraźniej mężczyzna był w dość dobrym humorze bo nie kazał mi powtarzać tego głośniej. I dobrze...

-Cieszy mnie to. -odpowiedział z nieco zgryźliwym tonem.

Chwycił z tacy jakiś środek w białej buteleczce z dozownikiem i przysunął do moich ran. Gdy je popsikał niemal pisnąłem jak prawdziwa dziewka i gdyby nie jego ramię spadłbym z jego kolana.

-No nie... Chyba mi nie powiesz, że cię "szczypie"? Co z ciebie za mężczyzna, co Yuuki? -zaśmiał się kpiąco dalej spryskując moje rany.

Zabije go... no zrobię mu krzywdę... myślałem intensywnie zgrzytając zębami. Jak on w ogóle może się ze mnie tak śmiać?! Sam mi to zrobił!

Klepnął mnie nagle w plecy i aż zawyłem cicho z bólu. Boże... to było nazłość?! Zszedłem z jego kolana i nie patrząc na niego, ze spuszczoną głową usiadłem na drugim końcu łóżka.

Po chwili nieznośnej ciszy podniosłem wzrok i cofnąłem się gwałtownie jeszcze dalej. Czarnowłosy siedział zbyt blisko mnie i świdrował moje ciało na wskroś. Objąłem ramionami swoje podkulone ramiona i wlepiłem wzrok gdzieś w małe pękniecie w podłodze.

Dlaczego on tak tu siedzi?! Niech najlepiej stąd wyjdzie! Po za tym zimno mi...

-Napięcie aż bije od ciebie. -rzucił krótką docinkę i po chwili wstał. -Na tacy masz kanapki i butelkę wody, nie chcę żebyś był głodny.

Gdy skierował się w stronę drzwi westchnąłem cicho z ulgą. Więc teraz niczego na szczęście nie będzie...

-Nawet nie myśl o głodówce, mam wiele sposobów by cię nakarmić. -ostrzegł i wyszedł.

Skrzywiłem się słysząc rozchodzące się po pomieszczeniu szczęknięcie zamka w drzwiach. Cudnie, uziemiony.

Z przeciągłym westchnięciem spojrzałem na tace. Rany... Przysunąłem się po chwili wahania do niej i chwyciłem jedną kanapkę w rękę. Badawczo przyjrzałem się jej z podejrzeniem, lecz gdy nie znalazłem nic dziwnego oprócz jakiejś wędliny i pomidora nadal z po wątpieniem ugryzłem ją powoli. Dobra... nic mi nie jest... A i nawet smaczne. Cóż... Może nie koniecznie chce mnie ten facet otruć...

Ok. Jestem tu i nie mam na to wpływu. Co do moich rodziców, nie wiem już sam co myśleć. Może w mojej obecnej sytuacji nie powinienem się nad tym zastanawiać? To przytłaczające...

Zjadłem ostatniego kęsa kanapki i popiłem wodą, którą też zostawił mi czarnowłosy.

Podciągnąłem pod siebie nogi i w nawyku zacząłem gładzić swój roztargany warkocz. Nie wiem co robić. Naprawdę boję się tego co może być. Nie mogę być niczego pewien, bo w końcu dość jasno dano mi do zrozumienia w jakim celu tu jestem. Co będzie potem? Czy ja w ogóle przeżyję tu? Nie histeryzować... nie panikować. To ważne. Nie mogę tu oszaleć, postradać zmysłów. Spokojnie... Ma być to co ma i najwyraźniej tego nie zmienię...

Nie, chwila. Nie mogę się teraz zadręczać, powinienem gromadzić samozaparcie na to co mnie czeka. Więc koniec myślenia o przeszłości, przyszłości. Ważne jest teraz...

Dobrze, w takim razie może odpocznę sobie... Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu, strasznie, zimno i potwornie tu...

Skuliłem się na łóżku nadal trzymając w rękach warkocz i po chwili zasnąłem.


* * *


Obudziły mnie nieco dziwne uczucie. Bardzo... bardzo przyjemne ciepło? Po za tym było mi wygodnie... To dziwne.

Otworzyłem powoli oczy i po chwili zaskoczenia podniosłem się szybko do siadu. Znajdowałem się w wielkiej sypialni urządzonej w czerwonej tonacji. Znajdowały się tu dwie pary masywnych, zdobionych drzwi z ciemnego drewna, wielka szafa, przeróżne regały i komoda również wykonana z tego samego surowca co drzwi. Bogato zdobiona, ciemno czerwona tapeta na ścianach przyciągała wzrok. Dywan z dziwnymi wzorami aż kusił swoją puszystością by postawić na nim stopę. Ja sam znajdowałem się na ogromnym łóżku z lejącym się, również ciemnoczerwonym baldachimem. Jezuuu... gdzie ja jestem? Śnie?

-A tak słodko spałeś. -usłyszałem ciche mruknięcie z kąta pokoju i spojrzałem w tamtą stronę.

Na ciemnym fotelu siedział mężczyzna z kieliszkiem wina i uśmiechał się do mnie zawadiacko. Widząc ten uśmieszek odwróciłem wzrok i wbiłem go gdzieś w róg kołdry.

Nagle kątem oka zarejestrowałem ruch i zacisnąłem pościel w dłoniach. Poczułem jak łóżko ugina się nieco i odsunąłem się od razu gdy poczułem jego dłoń na swoim karku. Podciągnąłem kołdrę pod brodę i usłyszałem cichy śmiech.

-Hmm, uroczo. -zachichotał cicho. -Ale nie uciekaj mi... -mruknął i obejmując mnie w pasie przysunął do siebie.

Niby w akcie obrony zacisnąłem mocno oczy. Nie ma mnie...

Czarnowłosy złapał mnie za podbródek i nakierował tak bym patrzył mu w oczy.

-Spójrz na mnie. -powiedział stanowczym głosem. -Otwórz oczy. -powtórzył po chwili z mocniejszym naciskiem gdy nie zareagowałem.

Dla spokoju otworzyłem je i gdy natknąłem się na jego wzrok spuściłem spojrzenie byle by nie patrzyć na niego.

Zamruczał cicho i spiąłem się cały gdy tak bezczelnie zaczął dobierać się do mojej szyi. Gdy nagle poczułem ugryzienie moja dłoń automatycznie uderzyła mężczyznę w policzek dając dość mocne plasknięcie.

Kiedy dotarło do mnie co zrobiłem skamieniałem ze strachu.

-Ja... ja.... przepraszam! -krzyknąłem nakrywając głowę rękami. Tak! Boję się! Naprawdę się boję tego mężczyzny! Mam wrażenie, że nie ma zahamowań, jest nieobliczalny.

Cisza. Nie czułem już nawet oddechu mężczyzny na twarzy, nic. Spojrzałem powoli na niego. Jego twarz była jak skała.

Nagle złapał mnie za ramię i zrzucił z łóżka. Opadłem na dywan uderzając ramieniem ale na szczęscie jego puszystość zamortyzowała upadek, a łóżko dość wysokie...

-Twoje miejsce jest na podłodze ty niewychowany szczeniaku! -warknął mężczyzna pochylając się i uderzając mnie w twarz. -Powinieneś wrócić do tego obskurnego pomieszczenia, na więcej nie zasługujesz. -spojrzał na mnie z pogardą.

Chwycił mnie pod pachą i targając mnie do drzwi zawiązał mi po drodze opaskę na oczy. Gdy wywlekł mnie na korytarz uderzyło mnie zimno, kiedy prawdopodobnie schodziliśmy po schodach wziął mnie na ręce, za co mu w duchu dziękowałem. Nie uśmiechało mi się obijanie po stopniach... Gdy dotarliśmy do celu po prostu wrzucił mnie z powrotem do tej zimnej, okropnej celi i bez żadnego słowa zamknął za sobą drzwi.

Co ja zrobiłem.... zdjąłem z oczu przepaskę i nie zważając, że leżę na lodowatej podłodze skuliłem się i zacząłem szlochać użalając się nad sobą. A już było lepiej... Jestem nic nie wart.

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 2 - Stracony



Rozdział 2


Zimno. Zimno i ciemno. Te odczucia strasznie mnie drażniły. Czułem się strasznie ociężały. To dobry znak. Czuję swoje ciało co oznacza, że żyję. To dobrze, nie spieszy mi się na tamten świat. Nadal miałem zamknięte oczy, mimo to poruszyłem lekko odrętwiałym ciałem. Najwyraźniej leżałem. Mozolnie uchyliłem powieki i od razu rozwarłem je szerzej widząc kogoś nad sobą. Odskoczyłem ciałem w bok lecz nie daleko bo uniemożliwiły mi to łańcuchy przypięte do moich nadgarstków.

-Co jest... -mruknąłem nadal nieco otumaniony.

Z lekkim przestrachem wpatrywałem się w mężczyznę nade mną, który okazał się tym "wybawicielem". On uśmiechnął się kpiąco i odgarnął mi moją białą grzywkę z oczu.

-Nie dotykaj mnie... -jęknąłem odwracając głowę w bok.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Był to mały pokój, beton na podłodze, na ścianach w niektórych miejscach, gdzie odpadł tynk, było widać cegły. Jedynym źródłem światła był mały świetlik umieszczony wysoko na jednej ze ścian. To co mnie najbardziej przerażało w tym pomieszczeniu to te wszystkie "narzędzia tortur". Jakieś wymyślne metalowe stelaże, łańcuchu na ścianach. Boże... gdzie ja jestem. Najmniej podejrzanymi była wielka szafa, natrysk w kącie pokoju oraz strasznie niewygodne łóżko, na którym leżałem przypięty łańcuchami.

Spojrzałem ponownie na mężczyznę i zwątpiłem w swoje bezpieczeństwo jeszcze bardziej.

-Rozkuj mnie. -zażądałem marszcząc brwi.

W odpowiedzi otrzymałem jego wręcz perlisty śmiech. Wstał i zdjął swoją schludnie skrojoną marynarkę rzucając ją na brzeg łóżka.

-Rozkuj mnie! -powtórzyłem podnosząc głos.

Nagle jego spojrzenie zrobiło się lodowate niczym dwa lodowce a ja instynktownie odsunąłem się najdalej jak mogłem. Podszedł do mnie i nachylając się musnął mój roztargany warkocz.

-Nie dotykaj! -krzyknąłem niemal rozpaczliwie odsuwając głowę w bok.

Zaśmiał się widząc moją reakcję i odsunął się nieznacznie ode mnie. Z rozbawieniem podstawił sobie krzesło i siadając na nim tyłem na przód oparł przedramiona na oparciu.

-Porozmawiajmy. -zaproponował nad wyraz spokojnym głosem czarnowłosy.

Milcząc wpatrywałem się w niego jadowitym wzrokiem. Nie mam o czym z nim rozmawiać.

-O widzę zadziorny charakterek, lubię takie przytemperowywać...

Szarpnąłem się cały wściekły i zmrużyłem lekko oczy z bólu. Te kajdany strasznie obcierały mi nadgarstki.

-Oj nie bądź taki... -przekrzywił nieco głowę w bok przypatrując mi się z ciekawością. -O czym by ty z tobą... Imię znam, przeurocze przy okazji... Wiek też... Porwał cię Alister, mieszkałeś w domu dziecka, twoi rodzice.. ah, rodzice... Bardzo przypominasz swoją matkę, była piękna kobietą. Cóż, szkoda że wyszła za twojego ojca, ale nie mnie oceniać... -zacisnąłem pięści cały się gotując. -Hm, wiesz, może to ty zadawaj pytania, słodziaku...

-Nie nazywaj mnie tak! -krzyknąłem już cały gotując się ze złości.

Nagle uderzył mnie z otwartej ręki w policzek a ja jęknąłem cicho z zaskoczenia.

-Nie rozkazuj mi szczeniaku.

-Kim ty w ogóle jesteś i co ja tu robię!? -ponownie podniesionym głosem zażądałem odpowiedzi wpatrując się w niego.

-Ustalmy sobie coś... -spojrzał na zegarek, który miał na ręce i uśmiechnął się z zadowolenia. -Za jakieś dwie minuty prawnie będziesz moją własnością. Będę mógł zrobić z tobą wszystko co będę chciał.

-Co... -wymamrotałem cicho nie rozumiejąc jak to możliwe -Co?! -szarpnąłem się zamykając oczy -Wypuść mnie i przestań chrzanić.

Ponownie dostałem z "liścia" w policzek i otwierając oczy odwróciłem głowę w bok by nie patrzeć na czarnowłosego.

-Cholera... -usłyszałem jak mężczyzna klnie. -Nie jestem sadystą, nie kręci mnie policzkowanie cię co chwilę... Patrz na mnie jak do ciebie mówię! -złapał mnie za podbródek i nakierował moją twarz tak, bym patrzył na niego.

-Boisz się, nieprawdaż? Stąd ten zbulwersowany charakterek... -mruknął puszczając mnie.

O tak, ma rację... Co przy okazji mnie przeraża. Zresztą to oczywiste, że się boję!

-Kim jesteś? -zapytałem cicho dając na razie za wygraną.

-Och, widzę jakieś śladowe ilości współpracy... -zaśmiał się i puścił mi "oczko". -Twoim Panem piesku...

Prychnąłem odwracając wzrok. I co? Może myśli, że dostosuję się do tego?

-Mówiłem już, patrz na mnie jak do ciebie mówię...

Odwróciłem gwałtownie głowę i z palącym wzrokiem spojrzałem na niego.

-Zadowolony? -żachnąłem się.

-Nie pozwalaj sobie...

-Zamknij się! -pokręciłem głową i szarpnąłem łańcuchami. -I wypuść mnie do cholery!

-Ostrzegam cię... -mruknął spokojnym głosem.

-Zamknij się, zamknij! -wykrzyczałem spluwając śliną w jego stronę.

-Chciałem być miły...

Wstał nagle i złapał mnie jedną ręką za gardło, drugą zaś rozpiął szybko krępujące mnie kajdany i podniósł nadal trzymając za szyję. W akcie obrony złapałem dłońmi jego przedramiona i zacisnąłem oczy, z których zaczęły wyciskać się łzy. Rzucił mną nagle na środek pokoju i podszedł do mnie nachylając się. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Za to moja ukazywała czysty strach. Nie, chwila... nie mogę się bać! Muszę być twardy nie dam się złamać... Starłem łzy z twarzy i łypnąłem zaciętym wzrokiem na czarnowłosego.

Ten tylko pokręcił głową ze zdegustowaniem i łapiąc mnie za ramię podniósł do pionu. Nie puszczając mnie mimo mojego szarpania sięgnął jedną ręką w górę i złapał wiszące tam kolejne kajdany na łańcuchach przymocowane do sufitu. Przypiął mi do nich obie ręce i podszedł do szafy. Szarpnąłem się lecz nie było to mądre posunięcie. Metalowe kajdany wrzynały się w moje poranione nadgarstki. Łańcuchy były za krótkie, stałem ledwo na palcach mając wyciągnięte ręce ku górze.

Teraz się bałem, bałem jak cholera... Co on zamierza? Boże... Ratunku, boje się...

Spojrzałem na czarnowłosego, który właśnie wyciągał z szafy nóż i bat. O nie, nie, nie... Niech mi z tym nie podchodzi!

Ponownie się szarpnąłem wywołując ból w nadgarstkach. Nie było mi wcale wygodnie, a fakt, ze ledwo stoję na palcach wcale mi tego nie ułatwiał.

-Przestań się miotać, to bezsensowne szczeniaku... -mruknął mężczyzna podchodząc do mnie.

-Odsuń się! -krzyknąłem rozpaczliwie.

-Nie polepszasz swojej sytuacji...

Nagle zbliżył nóż do mojej piersi i rozciął nim bluzkę, która miałem na sobie. Zastygłem w bezruchu oddychając płytko ze strachu by przypadkiem nóż nie zadrasnął mnie.

-Och, teraz się boisz...

Nie reagując na jego kpinę odwróciłem głowę w bok a ten pozbawiał mnie reszty garderoby.

-Przestań.. Zostaw mnie... -niemal wychlipałem cicho gdy pozbawił mnie spodni. Mnie to wcale nie bawi...

-Poniesiesz konsekwencje swojego zachowania i nie ma zmiłuj. -mruknął znudzony.

Poruszyłem się lekko gdy rozciął moje bokserki i zacisnąłem oczy. Cudnie. Jestem nagi i przypięty jakimiś łańcuchami przed mężczyzna, który mianował się moim panem. Czy może być lepiej?

Nagle poczułem jak coś zimnego jeździ po moich plecach.

-Chciałem być miły, ponieważ jesteś jeszcze dzieckiem... Chciałem stopniowo wszystko wprowadzać... To czy będę delikatny czy bezlitosny zależy tylko od ciebie, zapamiętaj to sobie.

-Dobrze.. -pokiwałem szybko głową nie dopuszczając by z moich oczu popłynęły łzy. -Ale proszę... Wypuść mnie....

-Zawsze to samo... -mruknął zniecierpliwiony. -Jeśli macie otrzymać karę to wielka skrucha i łzy. O nie, nie ze mną te sztuczki.

Nagle usłyszałem świst i chwilę później poczułem silne uderzenie. Zachłysnąłem się powietrzem i zacisnąłem pięści. Nie będę ryczał... nie będę ryczał...

-Zasada numer jeden: Jestem twoim panem, masz mnie szanować i odpowiednio się zwracać. Rozumiesz to?

-Rozumiem... -odpowiedziałem na tyle by usłyszał i zamknąłem oczy starając się powstrzymać łzy.

Nie dam się, nie jemu. Muszę być silny, nie mogę się załamać. Boże... ale boję się... Jestem przerażony!

Kolejne uderzenie spadło na moje plecy a ja wygiąłem się w łuk wypuszczając z ust cichy jęk.

-Zasada numer dwa -zaczął z zadowoleniem czarnowłosy -Każde twoje nieposłuszeństwo czy niedostosowanie się do zasad będzie karane, rozumiesz to?

-Tak... -odpowiedziałem drżącym głosem.

-Cieszy mnie to... -mruknął i uderzył po raz kolejny wywołując u mnie jęk bólu.

Mimo starań po moich policzkach popłynęły łzy. Zagryzłem wargi i nie rozluźniając zaciśniętych dłoni i stóp naiwnie modliłem się o jego litość. Niemiłosiernie piekły mnie już całe plecy, to jest nie do wytrzymania!

-Zasada numer trzy: jesteś mój szczeniaku, robisz co ze chcę, rozumiesz?

Pokiwałem lekko głową bojąc się otworzyć usta. Gdybym się odezwał, rozpłakałbym się na dobre, a nie mam zamiaru pokazywać mu jaki mięczak ze mnie...

Kolejne niespodziewane uderzenie spadło na moje obolałe plecy. Z pomiędzy moich warg wyrwał się jęk.

-Odpowiedz. -rozkazał mi czarnowłosy.

-Rozumiem... -wycisnąłem z siebie cicho drżąc cały.

-Nie słyszałem! -ponownie usłyszałem świst i poczułem uderzenie, które ostatecznie spowodowało mój szloch.

-Zrozumiałem... -odpowiedziałem głośniej lecz w połowie załamał mi się głos i rozpłakałem się niczym małe dziecko.

Miałem wrażenia, jakby skóra odchodziła mi z pleców. Opuściłem głowę i nie otwierając oczu z płytkim oddechem chlipałem cicho. Poczułem nagle jak mężczyzna chwyta jedną ręką mój podbródek i unosi moją głowę.

-Otwórz oczy i spójrz na mnie. -usłyszałem ciche, lecz stanowcze polecenie.

Chcąc uchronić się przed kolejnymi, bolesnymi uderzeniami uchyliłem powoli powieki lecz rozbieganym wzrokiem starałem się uciec od jego twarzy patrząc wszędzie tylko nie na niego.

-Spójrz na mnie. -powtórzył spokojnie czekając aż wykonam jego polecenie.

Na przekór sobie spojrzałem w końcu na niego, lecz widząc jego beznamiętną twarz, jakby nic się nie stało, jakby to było zwykłe picie herbatki poczułem się jeszcze mniejszy. Zniszczony i pokonany.

Opuściłem wzrok nie mogąc dalej patrzeć na czarnowłosego. To dobija...

-Dostałeś zaledwie parę razy a już się popłakałeś z bólu... -zaczął mężczyzna z wyraźnym rozbawieniem.

Czego on jeszcze chce? Bardziej mnie upokorzyć? Zdeptać mnie?

-Bardzo wrażliwy okaz mi się trafił... -zachichotał i starł mi kciukiem łzy.

-Po co to robisz... -zapytałem cicho drżącym głosem -Dlaczego ja tu w ogóle jestem?

-Och... tylko mi się tu nie załamuj... nie pora na to... -zachichotał puszczając moją twarz -Cóż, pytania mogłeś zadawać wcześniej, ale znaj moje dobre, skamieniałe serducho... -posłał mi uroczy uśmiech i sięgnął do kajdan na których prawie że wisiałem. Odpiął je i gdyby nie wysunięta przez niego ręką zaryłbym twarzą w tą brudną, betonową podłogę.

Miałem ochotę ponownie się rozpłakać czując tę ulgę. Nie dość, że czułem, jakby skóra na moich plecach odchodziła płatami to nadgarstki i naciągnięte barki również dawał o sobie znać.

Chwycił mnie i tak, jakbym nic nie ważył, podniósł i posadził na łóżku, a sam usiadł obok.

-Więc, co byś chciał wiedzieć? -zaczął z nienagannym uśmiechem od którego zaczęło mnie już mdlić.

-Dlaczego ja tu jestem? -z

apytałem niepewnie.

-Cóż, po porwaniu i tak czekała cię śmierć, powinieneś mi podziękować, że cię stamtąd zabrałem... A jesteś tu z racji na mój... nazwijmy to zawodem, z racji na mój zawód.

-Wiec... Wiec czym się zajmujesz? -nie wiem czy chce to wiedzieć.

-Handlem żywym towarem i tresowaniem takich nieokrzesanych szczeniaków jak ty -wypalił nie przestając się uśmiechać.

Wyrwał mi się cichy jęk i opuściłem bezradnie ramiona. Czyli co? Będzie jeszcze gorzej? Sprzeda mnie potem? Nie, gorzej być nie może...

Wstał nagle i ruszył w stronę drzwi zabierając swoją marynarkę. Właśnie...

-Ubrania... Dostanę jakieś ubrania? -zapytałem zanim wyszedł z pomieszczenia.

-Och, oczywiście że nie, nie po to cię rozbierałem. -z uroczym uśmiechem zniknął za metalowymi drzwiami.

Kiedy szczęk zamka rozszedł się po pokoju z szlochem opadłem na łóżko.

Jak ja tu przetrwam, skoro to dopiero początek? Tak jak w tym momencie, nigdy tak bardzo nie pragnąłem wrócić tam, skąd z nienawiścią wychodziłem każdego ranka.

Ja tu nie wytrzymam... Muszę coś zrobić, by stąd uciec... choćbym nie wiem co.

Złapałem swój warkocz i zwijając się w kłębek zacząłem go głaskać desperacko. Nie wiem jak mam tu nie zwariować, a wiem, że będzie gorzej...


Zapraszam do komentowania ^.^