wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 17 - Stracony

Jako że milo mnie zaskoczyliście i wystukaliście 20 tysięcy wyświetleń tego bloga, postanowiłam się sprężyć i zmotywowana dzięki Wam, napisałam kolejny rozdział. 
Ale najpierw spraw kilka...
Jeśli chodzi o muzykę na blogu, wybaczcie ale jeszcze trochę Was nią podręczę ;> 
Chociaż zdenerwowałam się ostatnio jeśli chodzi o muzykę... piosenkę, którą ostatnio wstawiłam na początku posta znałam ją już w poprzednim roku, taka sobie o, francuska piosenkarka... a teraz nagle wielki bum na nią i słyszę ją prawie na każdym komercyjnym chłamie >.> się wkurzyłam kurde no...
Chciałabym podziękować także nowemu czytelnikowi, mianowicie Danielowi. Tak dzielnie przebrnął przez początki tego opowiadania (mam nadzieję, że nie tylko on). Ale jeśli chodzi o błędy jakie popełniam pisząc to opowiadanie... zaznaczałam już, że nie posiadam bety i z góry przepraszam za moje następne błędy. Postaram się poprawić co znalazłeś i nie tylko to. A znając mnie innych nie zauważę xD Niestety mam coś takiego, że pisząc skupiam się tylko na fabule i na tym jak mam przelać swoje myśli w ekran.
A! Jeśli chodzi o to ciągłe użalanie się nad sobą Yuukiego... wiem o co chodzi. Prawdę powiedziawszy popsułam to już dwa rozdziały temu. Chciałam inaczej pokierować fabułą ale przyznaję się, że w pośpiechu po prostu zapomniałam o tym T.T... Potem tylko siedziałam pół dnia i rozkminiałam co jest w tym wszystkim nie tak. Przepraszam Was, niestety musicie wycierpieć ten żal Yuukiego, wybaczcie mi ;-; Dodatkowo nie zawsze umiem ubrać w słowa to, co wykreowałam sobie w swoim małym móżdżku, strasznie nad tym ubolewam bo czuję, że wiele przez to moje opowiadanie traci.
Poza tym chcę, żebyście wiedzieli, że dzielnie czytam każdy was komentarz, czasami nawet niejednokrotnie! Dlatego bardzo dziękuję, za każde poświęcenie minutki na jakiś ślad pod rozdziałem. 
No... to chyba wszystko co chciałam Wam przekazać... 
Enjoy


    Pomijając jeszcze jedno obciągniecie innemu facetowi, to ta cała szczęśliwa orgietka obeszła mnie bez większego, brutalnego naruszenia. Na szczęście dla mojego obolałego tyłka.
Kiedy w domu zaczęło się robić coraz ciszej i nie słyszałem już "rozkosznych" dźwięków ani gwarnych rozmów, zdałem sobie sprawę, że ten spęd psycholi dobiegł końca. Hallelujah!
Już mam serdecznie dość siedzenia z zawiązanymi oczami!
-Wstawaj! -nagle usłyszałem nad sobą głos pana bynajmniej nie w radosnym wydaniu.
Posłusznie podniosłem się z kanapy jak chciał i nagle sobie o czymś przypomniałem. Spodenki! Tak dawno nie dostałem ubrania, że nie mogę o nich zapomnieć! Może mi pozwoli...
Odwróciłem się w stronę mebla chcąc wymacać rzecz lecz od razu zostałem odepchnięty od kanapy tak, że upadłem na plecy. Kiedy się przewracałem pod palcami przez sekundę wyczułem materiał spodenek i jęknąłem żałośnie gdy wymknęły mi się spod dłoni.
-Panie... ja...
-Nie! -krzyknął i szarpnięciem postawił mnie do pionu.
Próbując złapać równowagę przypadkiem uderzyłem łokciem w jego pierś i momentalnie znowu zostałem powalony na ziemię, tym razem mocnym spoliczkowaniem z otwartej dłoni blondyna.
-Mało ci jeszcze na dzisiaj?! -niemal wrzasnął nade mną. -Mam zapewnić ci jeszcze więcej atrakcji ty niewyżyta suko?!
Co?! O czym on mówi! Przecież ja nie chciałem go uderzyć!
Jezu litości! Nic nie zrobiłem! Nie chciałem no! Przecież nic nie widzę!
-Panie, przepraszam... -jęknąłem kręcą na boki głową.
Kolejne uderzenie spadła na mój policzek i mocnym szarpnięciem podciągnął mnie do góry. Od tych nagłych ruchów czarna przepaska, którą miałem przewiązane oczy zsunęła się na szyję. Kiedy blondyn to zauważył jego usta ściągnęły się w cienką linię, a brwi wykrzywiły w grymasie szaleńczej wściekłości.
O co mu chodzi...?!
-Nie przypominam sobie żebym kazał ci ściągnąć z oczu chustkę. -warknął cicho głosem zwiastującym tysiące gróźb.
-Panie! Sama się zsunęła!
Złapał mnie nagle swoją wielką dłonią za gardło i sapiąc jak rozjuszony smok w twarz powlekł mnie w głąb domu, z powrotem do pomieszczenia, którego tak nienawidzę.
Jest nienormalny! Przecież nie odsłoniłem specjalnie oczu!
-Panie przepraszam! -jęknąłem gdy rzucił mnie na podłogę w tym cholernym pokoju uciech. -To nie ja! Sama spadła!
-Nie krzycz na mnie! -z twarzą czerwoną od wściekłości postawił but na mojej klatce piersiowej.
-Przepraszam. -załkałem zamykając oczy.
Ja tak nie chcę... nie chcę tego! Nienawidzę! Gardzę! Boję się! Jeszcze nie rozkręcił się do końca, a ja już trzęsę się jakbym siedział w chłodni.
-Przepraszam... -powtórzyłem cicho gdy pochylił się nade mną i uniósł w górę.
Gdy ułożył mnie na stole tak, że brzuchem leżałem na nim, a nogami sięgałem podłogi wiedziałem co zaraz będzie. Skuł mi ręce w nadgarstkach na plecach i rozsunął szerzej uda. Zaraz mnie wypieprzy.
    Zacisnąłem mocno zęby by nie wydawać z siebie już żadnych dźwięków, słów. Zrobi co chce i mnie zostawi... Przetrwam te chwilę bólu wiedząc, że po dłuższej chwili się rozładuje i zostawi mnie.
Gdy wszedł we mnie jak jeszcze nigdy nie mogłem powstrzymać spięcia mięśni i wygiąłem kręgosłup w łuk niemal w agonalnym geście.
Z rzeką łez w oczach wbiłem połamane paznokcie w dłoń chcąc przenieść swoją uwagę na mniej upokarzający ból.
Przetrwam... dam radę, zaraz skończy i odejdzie. Jeszcze trochę.
    W końcu spuścił się w moim wnętrzu i odsunął ode mnie chciałem zsunąć się i usiąść na podłodze lecz mężczyzna powstrzymał moje plany.
Niemal wyrywając mi ręce ze stawów rozkuł je lecz nie na długo. Przypiął znowu za nadgarstki do kajdan zwisających z sufitu. Przynajmniej stopami dosięgałem podłogi...
Kiedy zobaczyłem na jego twarzy perfidny uśmiech zdałem sobie sprawę, że on jeszcze nie skończył.
-A teraz sobie porozmawiamy o twoim zachowaniu...
Podszedł do jednej z półek wiszącej na ścianie i zdjął z niej czarną szpicrutę.
Moment... będzie mnie jeszcze bił?
Jakby samemu chcąc zaprzeczyć co widzę, chcąc oszukać mój umysł zacząłem kręcić przecząco głową.
Niech nie podchodzi... niech odejdzie. Niech mnie zostawi!
Rączką pręta uniósł mój podbródek w górę i przybliżył się zlizując z obrzydliwym uśmiechem łzy z moich policzków.
Nie mogąc powstrzymać się odwróciłem machinalnie twarz w drugą stronę i od razu tego pożałowałem. Zamachnął się i dostałem pierwsze uderzenie w policzek.
Krzyknąłem głucho zagryzając wargi. Nie spodziewałem się takiej mocy uderzenia. Kiedy po policzku zaczęła powoli spływać kropla krwi zorientowałem się, że szpicruta ma metalowe zakończenie.
Nieznośne pulsowanie w miejscu uderzenia zaczęło coraz mocniej mi doskwierać. Parzyły mnie nawet łzy spływające po ranie.
Nie mogę...
-Krzyczysz na mnie. -zaczął okrążać mnie jak myśliwy swoją ofiarę. -Na mnie! -świst przeciął powietrze i krzyknąłem znowu w reakcji na uderzenie w pośladek.
Nie rycz Yuuki... dasz radę, do tej pory dawałeś.
-Daję ci jeść! -kolejne uderzenie tym razem w uda.
Znowu zacząłem wbijać paznokcie w dłoń lecz ten ból, w porównaniu z jego uderzeniami wydawał się łaskotaniem, nieszkodliwym mrowieniem.
-Dbam o ciebie! -szpicruta tym razem spadła na lędźwie.
Na jego słowa nie wytrzymałem. Wybuchnąłem rzewnym szlochem jeszcze mocniej kręcąc na boki głową.
-Wcale.. wcale że nie... -załkałem żałośnie.
Nie musiałem widzieć jego twarzy by widzieć jak bardzo go to rozjuszyło.
-Psie! Niewdzięczniku! -seria uderzeń zaczęła zalewać moje plecy. -Popamiętasz sobie jeszcze brak twojej skruchy! -nie przestawał okładać mnie szpicrutą.
Mam dość, chcę zemdleć. Zaraz udławię się własnymi łzami. Nie mogę powstrzymać tych konwulsji.
Boże jak to boli... jakby moje plecy się paliły.
    Nie mam pojęcia ile razy uderzył mnie z taką siłą, ale robi mi się gorąco... za bardzo.
-Nie kazałem ci odpływać! -nie wiadomo skąd na moją głowę poleciała woda z wiadra.
Krzyknąłem nagle z zimna odzyskując ostrość widzenia. Boże... starczy już.
-Nieprzydatna sterta kości. -spojrzał na mnie z pogardą wylewającą się z jego spojrzenia. -Nadajesz się tylko do robienia za worek na spermę. -splunął w moją i skierował swoje spojrzenie w stronę ściany, na której wisiały te cholerne zabawki i narzędzia
Starczy... naprawdę już starczy.
    Dziękuję wszystkim niebiosom, które sprawiły, że właśnie w tym momencie zadzwoniła komórka znajdująca się w kieszeni spodni blondyna.
Kiedy odbierał telefon znowu zacząłem niekontrolowanie płakać, tym razem z czystej ulgi.
-Zaraz będę. -rzucił tylko krótko w komórkę i schował ją z powrotem do kieszeni.
Spojrzał na mnie z obrzydzeniem i uśmiechnął się złośliwie.
-Ty tu sobie jeszcze powisisz. - z zadowolonym z siebie uśmieszkiem wyszedł z pomieszczenia, trzaskając za sobą głośno drzwiami.
Nie ma go... co za ulga.
Wytchnienie.

* * *

    Cóż, może i trzy godziny temu byłem szczęśliwy gdy wyszedł ale teraz zdecydowanie mi się to nie podoba. Nie umiem przestać płakać z bólu. Moje cholernie naciągnięte barki strasznie ciągną gdy tylko zrobię najmniejszy ruch, choćby tylko ruszę się o centymetr. A plecy? Zaraz zejdę z cierpienia. Pode mną zrobiła się już nawet mała kałuża z krwi cieknącej z rozoranej szpicrutą skóry. Nie dobrze mi.
I po co ja wtrącałem swoje trzy grosze? Zawsze tak jest... ale teraz skutecznie mnie zniechęcił do jakiegokolwiek posiadania własnego zdania.
No? I po co mi to było?
Cały czas tylko ryczę i użalam się nad sobą... ale weź tu człowieku w takiej sytuacji nie roztapiaj się nad sobą. Czuję się taki zmiażdżony, nic nie warty na tym świecie. To już nie są moje poprzednie załamania. Ja to wiem, nikt nie zauważy mojego braku. Ja naprawdę nic nie znaczę i nie znaczyłem.
Na moją twarz momentalnie wpływa wygasły uśmiech gdy sobie pomyślę, że ktoś odczuje ulgę po mojej śmierci. Chociaż na taki sposób się w czymś przysłużę. Tak bywa, niektórzy jak ja nie powinni się urodzić.
"Ja". Czy wypada tak o sobie myśleć? To zbyt człowiecze, a przecież ja jestem nikt, nie, przepraszam. Jestem nic. I... to uczucie... kiedy umiera we mnie ostatnia cząstka mnie.
    Głupie pierdolenie. Tylko się użalam! Mam już dość do cholery!
Czy nie prościej jest naprawdę się poddać i być kukiełką tego psychola? Tak będzie łatwiej. Inaczej w takim tempie się zabiję przy pierwszej okazji.
Wysiadam, mam dość. Sam jestem zdziwiony ile do tej pory wytrzymałem.
Koniec z tym wszystkim.

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 16 - Stracony

Na mocy nadanego mi prawa przeze mnie samą, ogłaszam separację pomiędzy mną a weną. 
Nie dzielimy już stołu i łoża.
Przykro mi.

P.S. 
Eterna, działa, dziękuję. 
Hopie, jestem wybrednym i egoistycznym uke. 



Dziękuję za dedyka. Tekst idealnie wpasowujący.

"Ostatni taniec
żeby zapomnieć o moim wielkim cierpieniu.
Chcę stąd uciec, wszystko zaczęło się od nowa.
Och, moja słodka udręko."


Please, listen.



-Ubieraj się. -blondyn rzucił w moim kierunku jakąś rzecz i wyszedł od razu z pokoju.
Huh?
Podniosłem się ociężale i w połowie ruchu syknąłem cicho zaciskając oczy i dłonie na pościeli. Zdecydowanie nie jest dobrze z moim tyłkiem. Boli jak po autobusie arabów.
Wyciągnąłem rękę po to co przyniósł ten świr i zaniepokoiłem się trochę. Trzymałem w dłoni spodenki... po prostu spodenki, zwykłe, czarne, dwie kieszenie z tyłu, nic podejrzanego.
Dawno nie miałem na sobie żadnego ubrania... więc dlaczego teraz tak nagle? Chodzi o ten dzisiejszy zjazd psychopatów? Ts...
    Mozolnie postawiłem stopy na podłodze siadając w pionie na łóżku. Nie wiem jakimi siłami przetrzymam dzisiaj to wszystko ale będzie cholernie ciężko. Pomijam fakt, że nie wiem co mnie dokładnie czeka. Czuję świetną imprezę... normalnie... bombarduje mnie ekscytacja.
    Naciągnąłem powoli na siebie spodenki i zapiąłem guzik. Huh... zawsze byłem szczupły ale jeszcze aż tak bardzo spodnie na mnie nie wisiały nigdy, jak na wieszaku.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł blondyn. Nie czekając na nic uklęknąłem od razu na podłodze opuszczając głowę.
Widziałem tylko kątem oka, że podchodzi do mnie i pochyla się nieznacznie.
-Masz teraz uważnie mnie posłuchać. -złapał za podbródek i uniósł szarpnięciem tak, bym patrzył mu w oczy.
Wspominałem, że nie podoba mi się jego spojrzenie? Wygląda jak zwiastun nieszczęść.
-Zawiążę ci zaraz oczy. -jak powiedział tak zrobił.
Co?
Nie! Tylko nie to! Chcę chociaż widzieć co mi będą robić! Wystarczy już, że nie będę mieć nad tym kontroli! Bożę boję się!
    Mimowolnie moja ręką powędrowała w górę by poprawić czarną chustkę, która mężczyzna zawiązał mi oczy lecz w połowie drogi oberwałem w dłoń.
Ał..
-Czy ja kazałem ci ją ściągać?! To po pierwsze! Masz jej za nic nie ściągać! Rozumiesz to psie!?
-Rozumiem. -kiwnąłem lekko głową.
Boję się.
-Nikt inny też nie będzie mógł ci jej ściągnąć. Nawet nie próbuj podglądać. -zaczynam mieć nieprzyjemne dreszcze już od samego jego tonu głosu.
Jest zbyt agresywny.
-Z miejsca, w którym cię zostawię masz się nie ruszać nawet o centymetr. Rozumiesz to? -syknął mi niebezpiecznie gdzieś z lewej strony.
-Rozumiem panie. -przełknąłem ślinę i kiwnąłem automatycznie głową.
On mnie naprawdę przeraża.
-Masz być posłuszny innym, nie odzywać się bez potrzeby, po wszystkim każdemu masz dziękować.
Moment, co?!
Mam im dziękować?! Za co? Że mnie będą na zmianę rżnąć?! Chyba jest z nim coś naprawdę nie tak!
-Nawet nie myśl o sprzeciwianiu się, każde ich życzenie masz spełniać, jeśli dowiem się o jakimś nieposłuszeństwu możesz z miejsca zacząć się modlić o spokojną śmierć. -syknął tym razem gdzieś z drugiej strony nieco dalej.
Uhhh! Nie dość, że nie widzę, to jeszcze mam się tak dawać!?
Boże.
    Nagle szarpnął mnie mocno w górę i postawił w pionie. Nie czekając aż złapię równowagę pociągnął mnie prawdopodobnie w stronę wyjścia. Tak, charakterystyczne już dla mnie niemiłe skrzypnięcie drzwi od tego pomieszczenia utwierdziło mnie w tym. Pociągnął za sobą dalej w głąb domu, który widziałem tylko raz, wtedy jak tu trafiłem.
    Ponieważ nic nie widziałem, najbardziej uderzyło mnie ciepło. W tej części domu było tak przyjemnie ciepło... nie było czuć środkami chemicznymi, ani jakąś pleśnią... tak miło. Zupełnie inaczej niż tam, gdzie przyszło mi sypiać.
-Siadaj.
Mówiąc to mężczyzna nagle pchnął mnie na jakąś kanapę na którą poleciałem niemal bezwładnie. Jęknąłem głucho lądując na miękkim obiciu. Jezuu... jaki komfort.
Aż mi się zanosi na płacz. Tak dawno nie doświadczyłem tak ludzkich rzeczy, tak codziennych i zwykłych dla innych... a niedostępnych dla mnie. To przykre.
-Masz się nie ruszać. -niemal wysyczał te słowa nad moją głową.
    Nagle zamarłem. Do moich uszu dobiegło krystaliczne dźwięczenie... brzmiało jak... dzwonek do drzwi?
To już?
Usłyszałem jego oddalające się kroki i wstrzymałem oddech. Boże... jak ja się boję...
Zacisnąłem mocno dłonie w pięści na kolanach gdy usłyszałem gdzieś w oddali jakieś rozmowy.
Pomocy?

* * *

    Przez jakąś godzinę... albo i nie, nie jestem w stanie określić jak długo tak już siedzę na tej kanapie, czekałem w napięciu na cokolwiek. Ku mojemu rozradowaniu wśród tych wszystkich gwarnych rozmów, cichej muzyki i dźwięków uderzania szkła o szkło nikt się mną nie zainteresował.
Do czasu.
    Gdy już byłem przekonany, że przetrwam tą całą "szaloną imprezę" bez przykrych wspomnień i użycia poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu. Momentalnie wciągnąłem powietrze przez zaciśnięte zęby i spiąłem się cały. Proszę nie... idź sobie!
-A co tu robi ten samotny, zabłąkany szczeniaczek? -do moich uszu dotarł jakich chrapliwy męski głos.
No nie... znowu facet!?
Poczułem jak kanapa po mojej prawej stronie nieznacznie się ugina, co oznacza, że koleś usiadł obok mnie. Uh!
-Nie nudzi ci się tak samemu? -jego dłoń z ramienia przeniosła się na mój kark.
Nie mogąc powstrzymać niemiłego dreszczu, który przeszedł moje ciało, opuściłem tylko głowę w dół. Co z tego, że mam zawiązane oczy, on mnie może widzieć!
-Hmm, cóż to za reakcja? -jego głos mnie irytuje, jakby cały czas miał chrypkę.
Najlepiej niech się zamknie i robi co chce.
    Nagle złapał moją dłoń i uniósł ją nieco w górę. Hę? O co mu chodzi... no nie! Cholera!
Mężczyzna ułożył sobie moją ręką na swoim kroczu, już wyraźnie wybrzuszonym.
Obleśne!
Wciągnąłem cicho powietrze i skręciłem głowę w przeciwną do faceta stronę, po czym wtuliłem ją w swoję ramię.
Dobra Yuuki, musisz to przetrzymać.
-Nie udawaj już takiego nieśmiałego. -przejechał palcami po moim odsłoniętym karku.
Kiedy złapał mnie znienacka za biodra i usadził sobie szarpnięciem na swoich kolanach, przodem do niego pisnąłem cicho gryząc się w język.
Nie chcę się za dużo odzywać... najlepiej wcale.
-Widze, że coś dzisiaj szczeniaczku nie masz ochoty do współpracy... Co powiesz na szybkie załatwienie sprawy i zostawiam cię w spokoju?
Mój Boże Alleluja! Chociaż ten facet przejawia coś zwanego "normalnością".
Kiwnąłem potakująco głową obracając ją w stronę jego twarzy -taką przynajmniej miałem nadzieję.
-Świetnie.
Doooobraaaa...
    Poczułem jak mężczyzna pochyla się nade mną i wtula twarz w moją szyję. Powoli ustami zjeżdża na moje obojczyki i znowu wodząc nosem po skórze wraca do szyi.
Już na sam ten gest mimowolnie zacząłem się rozluźniać. Tak dawno nie otrzymałem żadnego czułego gestu... a tu nagle jakiś facet, którego nawet nie znam, nie widzę, znam tylko jego głos... to rozczula.
Jego palce delikatnie zaczęły od karku sunąc w dół po kręgosłupie i w górę. Kiedy zahaczył o łopatkę i miejsce, w którym tamten psychol wypalił mi skórę z sykiem wzdrygnąłem się, odskakując nieznacznie od jego dłoni.
-Przepraszam. -usłyszałem od razu co strasznie mnie zdziwiło.
To ja powinienem przeprosić.... Uh, nie mogę być dla niego taki. On jest miły, niebrutalny ani agresywny, a przyznam, że czegoś takiego się właśnie spodziewałem. Opryskliwego i przedmiotowego traktowania, a tu?
    Przeniosłem powoli dłonie na jego ramiona i delikatnie zacząłem je masować. Huh... ciekawe czy jest młody czy stary. Nic mi do tego, ale jednak wolałbym, żeby nie przekroczył czterdziestki.
-Ah, zaczynasz się odprężać? -jego głos nieco się rozweselił. -Nie gryzę.
Nie odpowiadając mu na żaden sposób musnąłem lekko jego szyję i linię szczęki. Pod palcami wyczułem delikatny, drapiący zarost. Chyba nie taki stary... jego skóra jest jędrna i w miarę przyjemna w dotyku.
Uh, nie mnie oceniać.
Jedną dłoń zsunąłem w dół na jego pierś gładząc ją. Raczej szczupły...
    Dobra, miało być szybko i po wszystkim.
Dołączyłem drugą dłoń do pierwszej i zacząłem zsuwać z jego ramion marynarkę. Kiedy zorientował się co chcę zrobić odsunął się lekko do tyłu i prawdopodobnie zdjął sam do końca marynarkę. Gdy już z powrotem wrócił do poprzedniej pozycji upewniłem się, że ma już na sobie tylko koszulę, którą wyczułem wcześniej.
Nie zważając na nic zacząłem się dobierać do guzików odpinając je po kolei  z małym trudem.
-Aż tak ci śpieszno...? -mruknął tylko tą swoją chrypką nad moim uchem i zsunął dłonie na moje biodra.
Tak! Chcę mieć to już za sobą!
Uniósł mnie i szybkim ruchem pociągnął moje spodenki w dół, po czym ściągnął mi je do końca.
No i po ubraniach.
Jego dłoń od razu zawędrowała do moich odkrytych pośladków gładząc je już nieco zachłannie.
Gdy uporałem się z jego koszulą rozsunąłem ją na boki dalej gładząc jego tors. Nie był jakoś szczególnie umięśniony, nie wyróżniał się niczym nadprogramowym.
    Kiedy tak sobie dumałem nad jego korpusem spiąłem się lekko gdy nagle wsunął we mnie nawilżony czymś palec. Bogu dzięki, że użył tego czegoś, tyłek nadal przypominał mi o sobie.
-Boli?
Pokręciłem przecząco głową w sumie zgodnie z prawdą.
Widząc moją reakcję zaczął mnie nieco zbyt powoli rozciągać, jakby bał się, że zaraz rozpadnę się.
    No cóż, delikatność delikatnością, lecz gdy w końcu przyszła pora na jego męskość zacisnąłem mocno dłonie na jego ramionach i wcisnąłem odruchowo głowę w jego obojczyk. Tak! Teraz boli!
Co prawda nie był raczej jakiś pokaźnych rozmiarów ale po wczorajszym... ta, kolejny stosunek raczej nie jest moim antidotum.
Ale  zwracam facetowi honor... grzecznie zaczekał aż się przyzwyczaję do jego "obecności" we mnie i nie narzucał jakiegoś zwariowanego tempa na sam początek. Tak... tak cholernie łagodnie robił wszystko. Łagodnie w porównaniu do tego, co ostatnio mnie spotyka. Jakaś miła odmiana.
Dobra, Yuuki, a teraz myśl o czymś bardziej podniecającym... masz tu przecież dojść! Myśl może o... Ericu?
-Grzeczny chłopiec -musnął palcami moją twarz widząc jak moje ciało coraz rozpaczliwiej reaguje na jego ruchu.
Powiem wam, że nie jest trudno wyobrazić sobie kogoś innego na miejsce tego gościa, szczególnie uwzględniając fakt, że ma się zasłonięte oczy.
Przyspieszył po chwili swoje tempo i doszedł z jakimś dziwnym jękiem we mnie.
Na moje szczęście doszedłem chwilę po nim... trochę głupio było by, gdyby się tak nie stało.
-To ja się zbieram. -odłożył mnie na bok głaszcząc mnie po głowie. -Spisałeś się dobrze.
-Dziękuję. -wypowiedziałem do niego jedyne słowo dzisiejszego wieczoru i ułożyłem się wygodniej na kanapie.
Poczułem tylko jeszcze jak cmoka mnie w czoło, a potem nie wyczuwałem już jego obecności.
W końcu.