wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział 2 - Stracony



Rozdział 2


Zimno. Zimno i ciemno. Te odczucia strasznie mnie drażniły. Czułem się strasznie ociężały. To dobry znak. Czuję swoje ciało co oznacza, że żyję. To dobrze, nie spieszy mi się na tamten świat. Nadal miałem zamknięte oczy, mimo to poruszyłem lekko odrętwiałym ciałem. Najwyraźniej leżałem. Mozolnie uchyliłem powieki i od razu rozwarłem je szerzej widząc kogoś nad sobą. Odskoczyłem ciałem w bok lecz nie daleko bo uniemożliwiły mi to łańcuchy przypięte do moich nadgarstków.

-Co jest... -mruknąłem nadal nieco otumaniony.

Z lekkim przestrachem wpatrywałem się w mężczyznę nade mną, który okazał się tym "wybawicielem". On uśmiechnął się kpiąco i odgarnął mi moją białą grzywkę z oczu.

-Nie dotykaj mnie... -jęknąłem odwracając głowę w bok.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałem. Był to mały pokój, beton na podłodze, na ścianach w niektórych miejscach, gdzie odpadł tynk, było widać cegły. Jedynym źródłem światła był mały świetlik umieszczony wysoko na jednej ze ścian. To co mnie najbardziej przerażało w tym pomieszczeniu to te wszystkie "narzędzia tortur". Jakieś wymyślne metalowe stelaże, łańcuchu na ścianach. Boże... gdzie ja jestem. Najmniej podejrzanymi była wielka szafa, natrysk w kącie pokoju oraz strasznie niewygodne łóżko, na którym leżałem przypięty łańcuchami.

Spojrzałem ponownie na mężczyznę i zwątpiłem w swoje bezpieczeństwo jeszcze bardziej.

-Rozkuj mnie. -zażądałem marszcząc brwi.

W odpowiedzi otrzymałem jego wręcz perlisty śmiech. Wstał i zdjął swoją schludnie skrojoną marynarkę rzucając ją na brzeg łóżka.

-Rozkuj mnie! -powtórzyłem podnosząc głos.

Nagle jego spojrzenie zrobiło się lodowate niczym dwa lodowce a ja instynktownie odsunąłem się najdalej jak mogłem. Podszedł do mnie i nachylając się musnął mój roztargany warkocz.

-Nie dotykaj! -krzyknąłem niemal rozpaczliwie odsuwając głowę w bok.

Zaśmiał się widząc moją reakcję i odsunął się nieznacznie ode mnie. Z rozbawieniem podstawił sobie krzesło i siadając na nim tyłem na przód oparł przedramiona na oparciu.

-Porozmawiajmy. -zaproponował nad wyraz spokojnym głosem czarnowłosy.

Milcząc wpatrywałem się w niego jadowitym wzrokiem. Nie mam o czym z nim rozmawiać.

-O widzę zadziorny charakterek, lubię takie przytemperowywać...

Szarpnąłem się cały wściekły i zmrużyłem lekko oczy z bólu. Te kajdany strasznie obcierały mi nadgarstki.

-Oj nie bądź taki... -przekrzywił nieco głowę w bok przypatrując mi się z ciekawością. -O czym by ty z tobą... Imię znam, przeurocze przy okazji... Wiek też... Porwał cię Alister, mieszkałeś w domu dziecka, twoi rodzice.. ah, rodzice... Bardzo przypominasz swoją matkę, była piękna kobietą. Cóż, szkoda że wyszła za twojego ojca, ale nie mnie oceniać... -zacisnąłem pięści cały się gotując. -Hm, wiesz, może to ty zadawaj pytania, słodziaku...

-Nie nazywaj mnie tak! -krzyknąłem już cały gotując się ze złości.

Nagle uderzył mnie z otwartej ręki w policzek a ja jęknąłem cicho z zaskoczenia.

-Nie rozkazuj mi szczeniaku.

-Kim ty w ogóle jesteś i co ja tu robię!? -ponownie podniesionym głosem zażądałem odpowiedzi wpatrując się w niego.

-Ustalmy sobie coś... -spojrzał na zegarek, który miał na ręce i uśmiechnął się z zadowolenia. -Za jakieś dwie minuty prawnie będziesz moją własnością. Będę mógł zrobić z tobą wszystko co będę chciał.

-Co... -wymamrotałem cicho nie rozumiejąc jak to możliwe -Co?! -szarpnąłem się zamykając oczy -Wypuść mnie i przestań chrzanić.

Ponownie dostałem z "liścia" w policzek i otwierając oczy odwróciłem głowę w bok by nie patrzeć na czarnowłosego.

-Cholera... -usłyszałem jak mężczyzna klnie. -Nie jestem sadystą, nie kręci mnie policzkowanie cię co chwilę... Patrz na mnie jak do ciebie mówię! -złapał mnie za podbródek i nakierował moją twarz tak, bym patrzył na niego.

-Boisz się, nieprawdaż? Stąd ten zbulwersowany charakterek... -mruknął puszczając mnie.

O tak, ma rację... Co przy okazji mnie przeraża. Zresztą to oczywiste, że się boję!

-Kim jesteś? -zapytałem cicho dając na razie za wygraną.

-Och, widzę jakieś śladowe ilości współpracy... -zaśmiał się i puścił mi "oczko". -Twoim Panem piesku...

Prychnąłem odwracając wzrok. I co? Może myśli, że dostosuję się do tego?

-Mówiłem już, patrz na mnie jak do ciebie mówię...

Odwróciłem gwałtownie głowę i z palącym wzrokiem spojrzałem na niego.

-Zadowolony? -żachnąłem się.

-Nie pozwalaj sobie...

-Zamknij się! -pokręciłem głową i szarpnąłem łańcuchami. -I wypuść mnie do cholery!

-Ostrzegam cię... -mruknął spokojnym głosem.

-Zamknij się, zamknij! -wykrzyczałem spluwając śliną w jego stronę.

-Chciałem być miły...

Wstał nagle i złapał mnie jedną ręką za gardło, drugą zaś rozpiął szybko krępujące mnie kajdany i podniósł nadal trzymając za szyję. W akcie obrony złapałem dłońmi jego przedramiona i zacisnąłem oczy, z których zaczęły wyciskać się łzy. Rzucił mną nagle na środek pokoju i podszedł do mnie nachylając się. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Za to moja ukazywała czysty strach. Nie, chwila... nie mogę się bać! Muszę być twardy nie dam się złamać... Starłem łzy z twarzy i łypnąłem zaciętym wzrokiem na czarnowłosego.

Ten tylko pokręcił głową ze zdegustowaniem i łapiąc mnie za ramię podniósł do pionu. Nie puszczając mnie mimo mojego szarpania sięgnął jedną ręką w górę i złapał wiszące tam kolejne kajdany na łańcuchach przymocowane do sufitu. Przypiął mi do nich obie ręce i podszedł do szafy. Szarpnąłem się lecz nie było to mądre posunięcie. Metalowe kajdany wrzynały się w moje poranione nadgarstki. Łańcuchy były za krótkie, stałem ledwo na palcach mając wyciągnięte ręce ku górze.

Teraz się bałem, bałem jak cholera... Co on zamierza? Boże... Ratunku, boje się...

Spojrzałem na czarnowłosego, który właśnie wyciągał z szafy nóż i bat. O nie, nie, nie... Niech mi z tym nie podchodzi!

Ponownie się szarpnąłem wywołując ból w nadgarstkach. Nie było mi wcale wygodnie, a fakt, ze ledwo stoję na palcach wcale mi tego nie ułatwiał.

-Przestań się miotać, to bezsensowne szczeniaku... -mruknął mężczyzna podchodząc do mnie.

-Odsuń się! -krzyknąłem rozpaczliwie.

-Nie polepszasz swojej sytuacji...

Nagle zbliżył nóż do mojej piersi i rozciął nim bluzkę, która miałem na sobie. Zastygłem w bezruchu oddychając płytko ze strachu by przypadkiem nóż nie zadrasnął mnie.

-Och, teraz się boisz...

Nie reagując na jego kpinę odwróciłem głowę w bok a ten pozbawiał mnie reszty garderoby.

-Przestań.. Zostaw mnie... -niemal wychlipałem cicho gdy pozbawił mnie spodni. Mnie to wcale nie bawi...

-Poniesiesz konsekwencje swojego zachowania i nie ma zmiłuj. -mruknął znudzony.

Poruszyłem się lekko gdy rozciął moje bokserki i zacisnąłem oczy. Cudnie. Jestem nagi i przypięty jakimiś łańcuchami przed mężczyzna, który mianował się moim panem. Czy może być lepiej?

Nagle poczułem jak coś zimnego jeździ po moich plecach.

-Chciałem być miły, ponieważ jesteś jeszcze dzieckiem... Chciałem stopniowo wszystko wprowadzać... To czy będę delikatny czy bezlitosny zależy tylko od ciebie, zapamiętaj to sobie.

-Dobrze.. -pokiwałem szybko głową nie dopuszczając by z moich oczu popłynęły łzy. -Ale proszę... Wypuść mnie....

-Zawsze to samo... -mruknął zniecierpliwiony. -Jeśli macie otrzymać karę to wielka skrucha i łzy. O nie, nie ze mną te sztuczki.

Nagle usłyszałem świst i chwilę później poczułem silne uderzenie. Zachłysnąłem się powietrzem i zacisnąłem pięści. Nie będę ryczał... nie będę ryczał...

-Zasada numer jeden: Jestem twoim panem, masz mnie szanować i odpowiednio się zwracać. Rozumiesz to?

-Rozumiem... -odpowiedziałem na tyle by usłyszał i zamknąłem oczy starając się powstrzymać łzy.

Nie dam się, nie jemu. Muszę być silny, nie mogę się załamać. Boże... ale boję się... Jestem przerażony!

Kolejne uderzenie spadło na moje plecy a ja wygiąłem się w łuk wypuszczając z ust cichy jęk.

-Zasada numer dwa -zaczął z zadowoleniem czarnowłosy -Każde twoje nieposłuszeństwo czy niedostosowanie się do zasad będzie karane, rozumiesz to?

-Tak... -odpowiedziałem drżącym głosem.

-Cieszy mnie to... -mruknął i uderzył po raz kolejny wywołując u mnie jęk bólu.

Mimo starań po moich policzkach popłynęły łzy. Zagryzłem wargi i nie rozluźniając zaciśniętych dłoni i stóp naiwnie modliłem się o jego litość. Niemiłosiernie piekły mnie już całe plecy, to jest nie do wytrzymania!

-Zasada numer trzy: jesteś mój szczeniaku, robisz co ze chcę, rozumiesz?

Pokiwałem lekko głową bojąc się otworzyć usta. Gdybym się odezwał, rozpłakałbym się na dobre, a nie mam zamiaru pokazywać mu jaki mięczak ze mnie...

Kolejne niespodziewane uderzenie spadło na moje obolałe plecy. Z pomiędzy moich warg wyrwał się jęk.

-Odpowiedz. -rozkazał mi czarnowłosy.

-Rozumiem... -wycisnąłem z siebie cicho drżąc cały.

-Nie słyszałem! -ponownie usłyszałem świst i poczułem uderzenie, które ostatecznie spowodowało mój szloch.

-Zrozumiałem... -odpowiedziałem głośniej lecz w połowie załamał mi się głos i rozpłakałem się niczym małe dziecko.

Miałem wrażenia, jakby skóra odchodziła mi z pleców. Opuściłem głowę i nie otwierając oczu z płytkim oddechem chlipałem cicho. Poczułem nagle jak mężczyzna chwyta jedną ręką mój podbródek i unosi moją głowę.

-Otwórz oczy i spójrz na mnie. -usłyszałem ciche, lecz stanowcze polecenie.

Chcąc uchronić się przed kolejnymi, bolesnymi uderzeniami uchyliłem powoli powieki lecz rozbieganym wzrokiem starałem się uciec od jego twarzy patrząc wszędzie tylko nie na niego.

-Spójrz na mnie. -powtórzył spokojnie czekając aż wykonam jego polecenie.

Na przekór sobie spojrzałem w końcu na niego, lecz widząc jego beznamiętną twarz, jakby nic się nie stało, jakby to było zwykłe picie herbatki poczułem się jeszcze mniejszy. Zniszczony i pokonany.

Opuściłem wzrok nie mogąc dalej patrzeć na czarnowłosego. To dobija...

-Dostałeś zaledwie parę razy a już się popłakałeś z bólu... -zaczął mężczyzna z wyraźnym rozbawieniem.

Czego on jeszcze chce? Bardziej mnie upokorzyć? Zdeptać mnie?

-Bardzo wrażliwy okaz mi się trafił... -zachichotał i starł mi kciukiem łzy.

-Po co to robisz... -zapytałem cicho drżącym głosem -Dlaczego ja tu w ogóle jestem?

-Och... tylko mi się tu nie załamuj... nie pora na to... -zachichotał puszczając moją twarz -Cóż, pytania mogłeś zadawać wcześniej, ale znaj moje dobre, skamieniałe serducho... -posłał mi uroczy uśmiech i sięgnął do kajdan na których prawie że wisiałem. Odpiął je i gdyby nie wysunięta przez niego ręką zaryłbym twarzą w tą brudną, betonową podłogę.

Miałem ochotę ponownie się rozpłakać czując tę ulgę. Nie dość, że czułem, jakby skóra na moich plecach odchodziła płatami to nadgarstki i naciągnięte barki również dawał o sobie znać.

Chwycił mnie i tak, jakbym nic nie ważył, podniósł i posadził na łóżku, a sam usiadł obok.

-Więc, co byś chciał wiedzieć? -zaczął z nienagannym uśmiechem od którego zaczęło mnie już mdlić.

-Dlaczego ja tu jestem? -z

apytałem niepewnie.

-Cóż, po porwaniu i tak czekała cię śmierć, powinieneś mi podziękować, że cię stamtąd zabrałem... A jesteś tu z racji na mój... nazwijmy to zawodem, z racji na mój zawód.

-Wiec... Wiec czym się zajmujesz? -nie wiem czy chce to wiedzieć.

-Handlem żywym towarem i tresowaniem takich nieokrzesanych szczeniaków jak ty -wypalił nie przestając się uśmiechać.

Wyrwał mi się cichy jęk i opuściłem bezradnie ramiona. Czyli co? Będzie jeszcze gorzej? Sprzeda mnie potem? Nie, gorzej być nie może...

Wstał nagle i ruszył w stronę drzwi zabierając swoją marynarkę. Właśnie...

-Ubrania... Dostanę jakieś ubrania? -zapytałem zanim wyszedł z pomieszczenia.

-Och, oczywiście że nie, nie po to cię rozbierałem. -z uroczym uśmiechem zniknął za metalowymi drzwiami.

Kiedy szczęk zamka rozszedł się po pokoju z szlochem opadłem na łóżko.

Jak ja tu przetrwam, skoro to dopiero początek? Tak jak w tym momencie, nigdy tak bardzo nie pragnąłem wrócić tam, skąd z nienawiścią wychodziłem każdego ranka.

Ja tu nie wytrzymam... Muszę coś zrobić, by stąd uciec... choćbym nie wiem co.

Złapałem swój warkocz i zwijając się w kłębek zacząłem go głaskać desperacko. Nie wiem jak mam tu nie zwariować, a wiem, że będzie gorzej...


Zapraszam do komentowania ^.^

8 komentarzy:

  1. No, no... takie opowiadania to ja lubię. *0*

    Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie nie mogę się doczekać kolejnych hehe ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie wszystko zaplanowane^^ Fabuła i postacie... Ale przyznaj mi się bez bicia,że przed napisaniem tego bloga czytałas http://yaoi-opowiadania-rozne.blogspot.com/?zx=79c307b399afebcc gdyby nie drobne szczegóły to te opowiadania niczym się nie różnią :D ale i tak świetnie pisane jak już mówiłam lekkim piórem nie to co Erwik i Igi :D I TY ZŁUA KOBIETO! PISZ JUŻ KOLEJNY ROZDZIAŁ! 2 MIECHY A TA 2 rozdziały napisała pfffff już ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ah! :) no i zapraszam już do siebie kolejny rozdział leci ^^ a tu niespodziewana zmiana akcji ^^ niewiele osób domyśli się o co chodzi ^^
    www.akademik-yaoi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. A no czytałam, ale dawnooo.... Oj ^^
    Ale bez obaw, fabuła pójdzie w zupełnie innym kierunku i nie zamierzam tego tak ciągnąć jak oni.
    A rozdzialik już prawie w pełnej gotowości ^.^ Niedługo powinnam go dodać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedny :( Jakoś mi to przypomina moje opowiadanie. Mój bohater to też Yuki, tylko bez jednego ,,u'' :)
    Rozdział świetny, uwielbiam relacje pan-niewolnik <3
    ______________________________________________________
    http://opowiadaniayaoi-nany.blogspot.com/- jeśli pozwolisz zapraszam do siebie :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Czytam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej,
    och biedny, niech się trzyma, da radę, wierzę w to...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń