niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 19 - Stracony

Wybaczcie, straciłam gdzieś tydzień życia. Deprawuje innych.
Macie tu coś na osłodę nadciągającej grozy września. 

O, nie muszę chyba mówić, że nie sprawdzałam tych wypocin? 


Kiedy wszedłem cicho do pomieszczenia chłopak jeszcze sobie smacznie spał. Taki rozkoszny, taki beztroski... Bez szacunku do mojej łaskawości. On sobie nawet sprawy nie zdaje jak bardzo lituję się nad nim. Szczeniak. Nadaje się tylko na dziwkę. Nic innego.
Że niby zniszczyłem w nim to „coś”? Tym czymś był jego ciasny tyłek! Dobre sobie! To „coś”! Cole myśli, że wszystkich na aukcji oczarował swoją rozchwianą osobowością, naiwniak. Wszyscy ślinili się na jego dziewiczy tyłek oprawiony uroczą twarzyczką! Pff, to komiczne.
A teraz bachor należy do mnie... tylko do mnie. Skoro doktorek twierdzi, że nic mu nie jest i można go dalej posuwać...
Koniec z tą litością nad nim. Niech w końcu otworzą mu się oczy, zapamięta sobie, że póki jest mój, wszystko, łącznie z jego sposobem myślenia należy do mnie.
Cóż... czas go obudzić. Dam mu jedną szansę.
-Wstawaj. -rzuciłem na tyle głośno, że powinien się obudzić.
Ten ku mojej uciesze zmarszczył tylko lekko brwi i przekręcił głowę w drugą stronę.
Sam tego chciał.
Podszedłem do szafy znajdującej się pod ścianą i dobyłem z niej mój ulubiony bicz. Czarny, z moimi złotymi inicjałami na rękojeści. Chociaż nieco już zużyty, nadal go uwielbiam. To dopiero będzie pobudka...
Stanąłem nad chłopakiem i ściągnąłem szybkim szarpnięciem z niego koc, którym był okryty. Oczywiście bez zbędnego uprzedzenie wymierzyłem pierwszy cios w tułów. Dostał w brzuch. Wybudził się nagle z krzykiem i w szoku skulił się łapiąc rękami za brzuch.
-Wstawaj psie powiedziałem!
Kiedy jego zdezorientowany wzrok natrafił na bicz trzymany w mojej ręce bez zbędnego gadania zsunął się z łóżka i rzucił na kolana pochylając głowę.
-Przepraszam panie. -wydukał roztrzęsionym głosem.
Taaak... niech się mnie boi!
Mam ochotę na małe podręczenie go przed zabawą...
-Jesteś głodny?
Och, widzę, że waha się przed odpowiedzią. Niech więc myśli co mnie zadowoli.
-Tak panie. -odpowiedział nie podnosząc głowy.
Hmm, punkt za szczerość dla szczeniaka.
-Jak będziesz grzeczny, to cię nakarmię. Zrozumiałeś?
-Tak panie. -w jego głosie usłyszałem rozczarowanie.
Czyżby był bardzo głodny? Co mnie to obchodzi! Gdyby od samego początku zachowywał się jak ja chcę, nie głodowałby! Sam sobie zaszkodził.
Na potwierdzenie swoich myśli smagnąłem go w plecy batem. Wkurzał mnie wtedy, oj i to bardzo.
Jęknął tylko cicho pod moim uderzeniem.
Prawidłowo. Niech się gówniarz nie stawia.
-Ustalmy zasady dzisiejszej zabawy -mówiąc to obserwowałem jak chłopak ze strachu przełyka ciężko ślinę. -Jeśli choć raz mi się sprzeciwisz, twoje zawahanie będzie zbyt długie bądź jak postanowię, że twoje zachowanie jest złe -zmroziłem go wzrokiem -Wylądujesz w moim pokoju uciech na twoim ulubionym stole. A uwierz, będzie to o wiele gorsze niż do tej pory. Rozumiesz to?
-Tak panie. -odpowiedział pospiesznie pochylając jeszcze mocniej głowę. 
-Znakomicie. -syknąłem pochylając się nad nim.
Złapałem go za podbródek i uniosłem szarpnięciem jego głowę, po czym wpiłem się zaborczo w te jego brzoskwiniowe wargi, które tylko czekają by je przygryźć.
-Na łóżko. -rzuciłem po czym wyszedłem z pokoju wchodząc do pomieszczenia, którego boi się chłopak.
Za to ja uwielbiam... zwłaszcza gdy na stole leży jakiś młody, zakrwawiony chłopak.
Podszedłem do półek zawieszonych nad blatem i zdjąłem z nich czarną linię i dwa dilda. Zabawmy się.
    Jeśli wejdę do pokoju i okaże się, że Yuuki jeszcze się nie ulokował na łóżku, oj... od razu przeniesiemy się tutaj.
Z niemałym rozczarowaniem, kiedy przeszedłem przez drzwi zobaczyłem, że szczeniak siedzi tam gdzie mu kazałem. Hmm, nie szkodzi. I tak go jakoś później sprowokuję...
Wraz z batem odłożyłem na rogu łóżka przyniesione rzeczy i wyciągnąłem z szafki lubrykant. Cóż, na sucho nie ma sensu. Chcę się nim pobawić, a nie od razu rozerwać.
   Więc, najpierw rączki...
Popchnąłem go tak by położył się na brzuchu i wykręciłem mu ręce do tyłu. Złączyłem razem jego przedramiona i skrępowałem je liną pozostawiając jeszcze spory jej kawał. To nie koniec obezwładniania szczeniaka...
Zepchnąłem go z łóżka i usiadłem wygodnie na brzegu łóżka.
-Na kolana. -z trudem wykonał moje polecenie, ze względu na związane ręce, ale dość szybko przyjął stabilną pozycję.
Świetnie...
-Chyba nie muszę ci wyjaśniać co masz teraz zrobić...
Blondynek zrobił minę jakby naprawdę nie miał zielonego pojęcia o czym mówię.
Złapałem go za włosy i przyciągnąłem do swojego krocza.
-Wypada się chociaż domyślić psie.
Poruszył lekko skrepowanymi ramionami na co uśmiechnąłem się do niego niemal z rozczuleniem. Czyżby zastanawiał się jak ma to zrobić bez rąk? Głupek...
-Zamek ząbkami kochanie.... -zamruczałem mu do ucha puszczając jego włosy i dając mu znikomą swobodę ruchu.
Chłopak wziął głęboko oddech  i przysunął się do mnie bardziej. I o to chodziło... zero oporu.
Z początku widziałem jak próbuje się przemoc by zacząć rozpinać mój rozporek.
-Pospiesz się... chyba, że chcesz bym załatwił to inaczej? -zagroziłem marszcząc brwi.
Pokręcił gwałtownie głową i złapał zamek ciągnąć go energicznie w dół.
-Ej, ej, spokojnie! Chcesz mi zjeść spodnie czy co?!
-Przepraszam panie... -spuścił ze skruchą głowę. Jezu, niech się w końcu streści!
Tym razem delikatnej zaczął ciągnąć za zamek, który litując się nad blondynkiem w końcu postanowił ustąpić. Widzą po tym minę chłopaka, który rozmyślał co dalej ma zrobić ze zniecierpliwieniem sam opuściłem spodnie z bioder wraz z bielizną. Prędzej bym tu osiwiał, niż on skutecznie zrobiłby coś w tym kierunku.
-Teraz nie ma "zlituj się"... -warknąłem ostrzegawczo do Yuukiego, któremu zaszkliły się oczy.
I po co on się ciągle chce sprzeciwiać? Tylko sobie tym krzywdę robi. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało...
Nagle ku mojemu małemu zaskoczeniu chłopak niemalże przyssał się do mojego penisa. Ou... toć ci niespodzianka...
-Zacznij od języka.
Kiwnął tylko przytakująco głową i zaczął powoli lizać główkę. Kiedy jego język zaczął wodzić po całej długości przymknąłem lekko oczy z budzącej się przyjemności.
O tak... te małe usteczka... zerżnąłbym go porządnie w nie. I nie tylko w nie...
Po chwili chłopak znowu zaczął przysysać się do mnie oblizałem usta z zadowolenia.
-Głębiej Yuuki. -spojrzał na mnie niepewnie po czym próbując wykonać moje polecenie powoli zaczął wsuwać moją dumną męskość coraz głębiej.
W sumie, to się robi nudne...
Złapałem go znowu mocno za włosy i wbiłem się w niego mocno przytrzymując przez chwilę. Kiedy coraz mocniej zaczął się szamotać wypuściłem go na moment by zaczerpnął powietrza. Gdy już to zrobił ponownie wsunąłem się głęboko w jego usta z pomrukiem aprobaty. Oj, najwyżej trochę się zachłyśnie.
    Nie puszczając już blondyna ani na chwilę zacząłem posuwać w miarowym tempie te jego słodkie usteczka. Przynajmniej oprócz idiotycznego gadania, do czegoś jeszcze się nadają.
Boże, jak w nich przyjemnie... Po chwili wbijając się w nie mocno odchylając głowę do tyłu doszedłem w nim zalewając jego gardło spermą. Gdy wysunąłem się z niego momentalnie zakryłem jego usta ręką.
-Masz wszystko połknąć. -warknąłem zaciskając mocno dłoń na jego włosach.
Targany nadchodzącymi torsjami przełknął po chwili całe nasienie i dopiero wtedy z czystym sumieniem puściłem jego jasne kłaki.
Przewrócił się w bok na podłogę i swoim kaszlem zaczął zawstydzać nawet gruźlicę.
Na ten widok wywróciłem oczami. Bez przesady...
Wsunąłem z powrotem swoje spodnie i zapiąłem je. Wstając złapałem chłopaka za ramiona i podniosłem go kładąc na plecach na łóżku.
Nie zważając na jego załzawione oczy i bolejącą minę złapałem część niewykorzystanej liny i usiadłem obok chłopaka na łóżku. Posadziłem go w pozycji pół leżącej opierając go o ramę łóżka i przeplotłem linę przez metalowy pręt, z którego zrobiona była rama. Dobrze... teraz ma unieruchomione rączki za sobą. Chwyciłem resztę liny i z drapieżnym uśmieszkiem pochyliłem się nad chłopakiem przyciskając swoje usta do jego.
Zabawmy się.


Tak, tak, wiem. Mogę się szykować do trumny. Zważywszy na to, iż dzisiaj potłukłam lustro... może się zdarzyć, iż któreś z Was odwiedzi mnie w nocy z siekierą. 


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 18 - Stracony

Fuu... te nowe tropikalne śmiej żelki są obrzydliwe q,q jakby gryzło się starą bułkę z czymś miękkim w środku. 
Oczywiście po napisaniu nie sprawdziłam, przepraszam za wszystkie błędy. 


-Jezusie najświętszy! -wprowadzony przeze mnie do pomieszczenia mężczyzna skwitował okrzykiem zawitany przez nas widok.
No cóż, ktoś kto nie uczestniczył nigdy w moich zabawach ma prawo być zaskoczony.
Tym co go tak bardzo poraziło nie było wyposażenie pokoju ani zawartość półek znajdujących się tutaj. Tak duże oszołomienie wywołał w nim zwisający z sufitu nieprzytomny chłopak. Może nie byłby zdruzgotany aż tak bardzo, gdyby nie świeże rany na ciele Yuukiego i dramatycznie zaschnięte ścieżki krwi na jego plecach, i udach. No i ta mała kałuża pod nim, niczym wisienka na torcie.
-Coś ty z nim zrobił, Hartlieb!? Postradałeś zmysły? -rzucił się w stronę chłopaka chcąc dokonać dokładniejszych oględzin.
Moim towarzyszem był niejaki właściciel jednego ze sporych i znanych domów uciech, w dodatku mój stary znajomy, Jonny Cole.
-Nie uważasz, że przesadziłeś?! -uniósł zwiotczałą głowę chłopaka i przyjrzał się jego twarzy.
Wcale.
-Musiałeś bić go w twarz? -jęknął widząc puchnącą ranę na policzku chłopaka i nagle zrobił minę jakby sobie o czymś przypomniał, zszokowany spojrzał ponownie w moją stronę. -Gdzie do cholery są jego włosy?! Jezuuu... przesadziłeś!
No dobrze, może odrobinkę.
-W tym stanie nie dadzą za niego nawet półtora miliona! Coś ty z nim zrobił... -pokręcił karcąco głową i sięgnął do krepujących dzieciaka łańcuchów.
-To, do czego miałem prawo. -rzuciłem i obróciłem się bokiem.
Gdybym go nie znał niemal od 20 lat, prawdopodobnie wyrzuciłbym go z domu za tą samowolkę i za to, że właśnie uwalnia w moim domu niewolnika, którego sam tam przywiązałem, żeby sobie radośnie podyndał.
-Jeszcze parę godzin i by zdechł na tym łańcuchu jak jakiś pies! -fuknął biorąc w swoje ramiona Yuukiego.
-Czyli tak, jak sobie zasłużył. -skwitowałem i stanąłem całkowicie tyłem do niego.
Nie dość, że się tu panoszy to jeszcze ma czelność na mnie krzyczeć.
-No nie! -wykrzyknął nagle intruz jakby odkrył coś niesamowitego. -Nie pierwszy raz go biłeś!
-Co ty nie powiesz...
-Czuj się odpowiedzialny za niego, do cholery!
-Niby po co? -odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem na jego rozjuszoną twarz. -Taki niewdzięcznik jak on nie zasługuje na coś takiego, najchętniej umieściłbym go na zewnątrz w jakiejś starej budzie. Niech się cieszy, że pozwalam mu spać w murach mojego domu, ba, nawet na łóżku.
-Jezu, czy ty naprawdę nie możesz okazać mu trochę litości? Spójrz na niego! Widzisz co mu zrobiłeś Jeszcze u żadnego  twojego chłopca nie widziałem czegoś takiego! Rozumiem, że się lubisz znęcać się nad takimi ale...
-Starczy tego! -warknąłem na niego. -Jak chcesz to go oporządź i daj mi wreszcie święty spokój!
Zostawiając tego rozjuszonego drania wyszedłem z pomieszczenia z ciskanymi w moje plecy groźbami i przekleństwami.
Też mi nowość.
    Kiedy rozsiadłem się w końcu wygodnie w swoim fotelu w salonie przymknąłem na moment oczy. I o co tyle hałasu? O jednego, szarego niewolnika? W czym ci wszyscy ludzie widzą problem?
Po około dwudziestu minutach usłyszałem kroki zmierzające do salonu. Mężczyzna nie patrząc na mnie podszedł do barku i zaczął się sam obsłużać. Eh, niech robi co chce i się wynosi.
Podał mi szklankę do połowy wypełnioną bourbonem i usiadł w fotelu stojącym na przeciwko mnie.
-Nie zapytasz nawet o niego? -podjął znowu ten irytujący temat uśmiechając się szeroko.
Przewróciłem teatralnie oczami i wychyliłem nieco bursztynowego płynu ze szklanki.
-No i jak tam ten szczeniak się miewa? -zapytałem na jego życzenie z wyolbrzymionym tonem troski.
-Chujowo. -jego uśmiech momentalnie zmienił się w kamienną maskę bezdusznika wraz z wypowiedzeniem tego słowa.
Widząc to nie mogłem się powstrzymać od wybuchnięcia śmiechem na co tylko mój przyjaciel pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
-Rany, to chociaż pomyśl ile za niego dałeś.
-Daj spokój Jonny, nie ma w nim nic nadzwyczajnego, za co warto by przepłacać.
-A jednak przepłaciłeś... ty? Pierwszej klasy biznesmen? Jakże mógłbyś sobie na coś takiego pozwolić? Taki duży błąd? Ależ skąd... -zaczerpnął nieco bourbonu i odstawił szklankę na stolik do kawy obok. -Przyznaj się, dobrze wiesz, że było w nim coś czym wszyscy się zachwycali, gdyby tak nie było, jak wytłumaczysz tę niemal horrendalną cenę na aukcji za jednego niewolnika?
-Pieprzenie. -burknąłem niezbyt przekonany do jego słów.
Zresztą, czym mi on znowu głowę zawraca!?
-Nieprawda. Dobrze wiesz... miał to coś. Tylko, że ty to zniszczyłeś.

***

Uuh, głowa mi pęka. Gdzie ja jestem? Z ociąganiem otworzyłem oczy i pierwszym co napotkałem był znajomy już sufit.No tak, "mój pokoik"... Przejechałem ręką po pościeli i... Moment, pościel? Skąd ona się tu...
Podniosłem się szybko do piony i jęknąłem żałośnie z zaskoczenia, moje plecy! Jezu.... I jeszcze jestem opatrzony? Czysty? O co tu chodzi? Zawsze przecież spałem pod starym kocem i gdy ten tyran kończył zabawę ze mną wrzucał mnie po prostu pod zimny natrysk... Nie wspomnę już o tym, żeby kiedykolwiek przejmował się moimi ranami. Nawet ta brzydka w ręce od nożyczek jest najwyraźniej oporządzona....
Westchnąłem i przyłożyłem ręce do twarzy lecz było to zdecydowanie złym posunięciem. Rana na policzku boleśnie dała o sobie znać i dopiero teraz poczułem, że mam lekko podpuchnięte oko. Wziąłem głębszy wdech i nagle jak za dotknięciem magicznej różdżki zalała mnie fala bólu. Z jęknięciem położyłem się powoli na boku nie chcąc nadwyrężać pleców. Boziu... znowu przez parę kolejnych dni każdy ruch będzie męką.
    Ból bólem, ale o co chodzi z ty, nagłym zadbaniem o mnie? Nie podoba mi się to, będzie wymagał czegoś więcej? Uh! Nienawidzę tej bezsilność, kiedy nawet nie wiem co mam myśleć!
Zresztą... nieważne. I tak tylko napytam sobie biedy zadręczając się naiwnie i wyobrażając sobie nie wiadomo co.
    Dlaczego tu nie może być chociaż małego okienka? Nie jestem nawet w stanie określić, która godzina. To irytujące.
Wbiłem wzrok w kant łóżka. Co mam robić? Nie, nie. Nie narzekam na nudę! Wręcz przeciwnie... odpowiada mi taki stan. Te chwilę kiedy jego tu nie ma. Mogę sobie wyobrazić, że leżę w swoim łóżku, rankiem, albo po ciężkim dniu. Że robię to z własnie woli...
Żałosne. Nie mnie myśleć o czymś takim. Może po prostu postaram się jeszcze zasnąć? Tak będzie najlepiej, odpocznę, we śnie nie boli, zero naiwnych myśli.
    Gdy drzwi otworzyły się z tym znienawidzonym przeze mnie łoskotem podskoczyłem lekko zaciskając odruchowo oczy. Kiedy je otworzyłem przede mną stał już blondyn w pełnej krasie a rękach miał tacę z... normalnymi kanapkami i butelką wody? Gdzie psie miski? O co tu...
Dopiero po chwili zauważyłem wchodzącego za nim innego mężczyznę. Był... cholernie wysoki. Musiał nawet pochylić się nieznacznie w drzwiach. Po za tym... nie wyróżniająca się niczym sylwetka, kasztanowe włosy w nawet podobającym mi się odcieniu... i ta walizka którą trzymał w ręce.
-Wstawaj. -zagrzmiał nagle głos pana nie zwiastujący niczego dobrego.
No tak! zapomniałem! Przecież zawsze jak wchodził do pokoju miałem przyjmować tą upokarzającą pozycję...
Zsunąłem się pospiesznie z łóżka i uklęknąłem przed nim z opuszczoną głową. Cóż, prawdopodobnie za późno jak dla niego.
-Poznaliście się już więc zostawiam was samych. -blondyn zwrócił się nagle do przybysza i tak jak się pojawił, tak zniknął zamykając za sobą drzwi.
Mimo jego wyjścia nie ośmieliłem się podnieść głowy. Jak to "poznaliśmy się już"? Przecież pierwszy raz go widzę.
Oh... no tak, chyba że...
-Podnieś się, nie klęcz tak.
Słysząc tej znajomy, chrapliwy głos spiąłem się cały i z oszołomienia otworzyłem lekko usta.
To ten facet z orgii! Ale... co on tu robi?!
-No, nie siedź tak na tej zimnej podłodze. -przed moją twarzą pojawiła się jego dłoń wyciągnięta w przyjacielskim geście.
Z nie małym przerażeniem położyłem powoli swoją rękę na jego, a ten natychmiast ją ujął i pociągnął pomagając mi wstać.
Przyszedł po jeszcze? Znając blondyna nie zdziwiło by mnie to... ciekawy, który któremu płaci za to...
-Przepraszam. -słysząc to słowo zamarłem.
"Przepraszam"? Co? Dlaczego on mnie przeprasza.
-Ostatnio byłem nieco nachalny. -posłał mi niezręczny uśmiech.
Zabrałem dłoń, którą trzymał i nieznacznie odsunąłem się od niego. Nie mam zamiaru prowadzić z nim żadnych ożywionych konwersacji. Między innymi dlatego, że blondyn mi na to nie pozwolił.
Kiedy nie doczekał się żadnej reakcji z mojej strony, zmieszany znowu zaczął mówić.
-Przepraszam, nie powiedziałem po co tu jestem. Ha... znaczy się twój pan przysłał mnie tu, żebym sprawdził czy wszystko z tobą w porządku, jestem lekarzem.
Teraz to mnie dopiero zatkało. Ten poroniony psychol chce, żeby ktoś mnie przebadał? Teraz? Nagle zainteresował się moim stanem? W dodatku ma to zrobić facet, który zerżnął mnie na jakiejś orgii?
Skoro tak chce...
Skinąłem lekko głową na znak, że nie mam zamiaru niczego mu utrudniać. Mężczyzna widząc to, odetchnął z ulgą i posłał mi pokrzepiający uśmiech.
-Usiądź na łóżku, najpierw sprawdzę wszystkie rany.
Kiedy zrobiłem jak chciał obrócił mnie lekko bokiem i usiadł za mną. Ściągając mi opatrunki przepraszał co chwilę słysząc moje syknięcia i widząc jak się wzdrygam, gdy zrywał plaster naklejony na ranę.
-Nie chcę sprawiać ci zbyt dużo bólu ale wolałbym zdezynfekować wszystkie rozcięcia...
Nie czekając na moją odpowiedź, której i tak by się nie doczekał, zaczął gmerać w swojej walizce i już po chwili wyposażony był w gazy i jakiś dozownik. Zupełnie jak kiedyś Eric...
-Ał! -wyrwało mi się kiedy bez ostrzeżenia spryskał moje rany.
-Oj... przepraszam.
Kiedy dalej w ciszy i skupieniu caly ten lekarz grzebał w moich plecach ja siedziałem w roztrzęsieniu. Jestem niemal na sto procent pewny, że blondyn coś planuje. To całe nagłe dbanie o mnie nie odbije się bez echa...
-Skończyłem. Teraz pokaż rękę.
Obróciłem się, w jego stronę i posłusznie wyciągnąłem kończynę przed siebie. Kiedy ściągnął bandaż nagle zmarszczył brwi i przyjrzał się dokładniej. Po chwili ciszy spojrzał na mnie z całkiem innym wyrazem twarzy, bardziej poruszonym niż wesołym.
-Czym była zrobiona?
-Nożyczkami. -mruknąłem cicho i opuściłem wzrok.
Ok, faktycznie to miejsce na ręce było trochę opuchnięte, czasami leciało osocze...
-Długo ją masz?
To zależy ile dla niego trwa "długo"...
Uznając, że chyba jednak mam ją długo kiwnąłem potakująco głową.
-Wiesz, że to powinno być zszyte?
Doprawdy? A nawet jeśli to co? Sam sobie miałem zszyć?! Czy on nie myśli?
-Yuuki, tak? -widząc moje potakniecie uśmiechnął się -Odwróć się.
Uch... Nie musi tak konspirować. I tak wiem, że będzie boleć. Jak mnie pieprzył też za przyjemnie nie było.
Skierowałem głowę w kierunku drzwi i zamknąłem oczy. Ledwo co zdążyłem to zrobić poczułem przeraźliwe ukłucie w miejscu rany. Odruchowo chciałem wyrwać rękę lecz mężczyzna stanowczo przytrzymywał ją przy sobie.
-Nie bój się, to tylko zastrzyk przeciwzapalny. No i środek przeciwbólowy.
I co? Uśpi mnie teraz?!
Widząc moją spanikowaną minę uśmiechnął się ciepło lecz nadal trzymał kończynę w stalowym uścisku. Ku mojej uldze zabrał po chwili strzykawkę. Gdy tylko to zrobił przycisnąłem rękę do swojej piersi.
-Powiedz Yuuki, dobrze się odżywiasz? -zapytał dalej grzebiąc w swojej walizce.
-Tak. -nie jestem głupkiem, myśli, że powiem mu o wszystkim co ten psychol mi robi? Chyba widzi!
Normalny lekarz przeraziłby się widząc tak zmasakrowane plecy, wypalony znak i te wszystkie siniaki. Zwykły doktorek z czarnego rynku, nie powinienem wierzyć w te jego ciepłe uśmiechy i przyjemny ton głosu.
-Pijesz dużo wody?
Z przerażenia wciągnąłem szybko powietrze w płuca widząc jak wyciąga cały zestaw do szycia ran.
Kiedy zobaczył moją reakcję w geście bezradności uniósł ramiona.
-I tak to muszę zrobić jeśli nie chcesz, żeby dalej się psuło. Wiesz, będzie ci lepiej jak się położysz. Na plecach oczywiście.
Z ociąganiem zaciskając dłonie w pięści zrobiłem jak chciał i wbiłem wzrok w sufit.
-Tylko się nie przypatruj, będzie gorzej jak zaczniesz obserwować.
Jakbym o tym nie wiedział...
Zacisnąłem oczy i wyciągnąłem rękę wymaganą naprawy w jego strony. Drugą nakryłem sobie twarz, żeby zapewnić sobie niemal idealną ciemność
-To jak z tą wodą? -zagaił ponownie i zdezynfekował znienacka ranę tym razem czymś silniejszym niż plecy, bo nie mogłem opanować jęku. -Oj, myślałem, że przeciwbólowy już zaczął działać...
Jak to cholera "myślałem"? Przecież jesteś lekarzem....!
-Mam nadzieję, że jednak pijesz odpowiednią ilość wody i dużo jesz codziennie bo jednak tak nie wyglądasz. -gdzieś w połowie swojego wywodu wbił igłę i zaczął zszywać.
Gdy mężczyzna kontynuował gatkę o zdrowym odżywianiu ja ignoruhąc jego chyba każde słowo starałem się po prostu nie porzygać. To nieprzyjemne uczucie naciągania skóry i szarpanie w ranie mdliło mnie z sekundy na sekundę co raz bardziej. Zaraz bełtnę...
Kiedy myślałem, że efektownie pozbędę się całej ostałej się jeszcze zawartości żołądka na jego buty nagle radośnie oznajmił mi, że skończył.
-No dalej Yuuki, skończyłem. Nie musisz już tak blednąć. -zachichotał jakby powiedział coś przezabawnego i zaczął znowu gmerać w torbie.
Mam nadzieję, że się już pakuje bo nie wytrzymam dłużej jego obecności.
-Zostawiłbym ci jakąś maść ale twój pan musiałby zapłacić, a bądźmy szczerzy, i tak by tego nie zrobił. -klepnął mnie w ramię i wstał z łóżka. -Poza tym, skradłbym sobie twojego całusa na do widzenia ale chyba nie jesteś w nastroju.
Ależ skąd, z uwielbieniem narzygam ci do gardła!
-Zatem do zobaczenia.
Wolałbym "żegnaj na zawsze"
Zabrałem rękę z twarzy i odprowadziłem go wzrokiem do drzwi, za którymi po chwili zniknął.
No? I co ja mam o tym wszystkim myśleć!?


piątek, 1 sierpnia 2014

Without saying goodbye, I'm not leaving.

So, jak wyżej nie mam zamiaru jeszcze znikać bez śladu, nie teraz...
    Od razu na wstępie (tradycyjnie już zresztą....) przepraszam, ostatni rozdział pojawił się jakieś niecały miesiąc temu, a tu nadal nie ma nowego. Siła wyższa, musiałam sobie poukładać parę spraw, z czym jednoznacznie wiążę się brak czasu na pisanie. Niestety, jestem zmuszona przedłużyć jeszcze nieco oczekiwanie. Ostatnia notka była krótka, chcę wam to jakoś porządnie wynagrodzić. Dlatego błagam, przeczekajcie jeszcze troszkę. 
    I sprawa ważna: prawie wszystkie wasze komentarze zawsze odbieram i czytam na poczcie. Mimo to, zawsze ukazywały się na blogu. Zauważyłam ostatnio dziwną nieprawidłowość... niektóre komentarze pojawiają się na poczcie, a inne na blogu... hmm, może to minie.
Dlatego odpowiadam na pytanie, które przeczytałam na poczcie:
Ależ oczywiście, jeśli wyrazicie taką chęć mogę was informować o dodanym poście poprzez GG ;)
I przepraszam, że nie na wszystkie wymagające tego komentarze, odpowiadam. Czytam je niekiedy w przelocie w minutce wolnego czasu. 
    No i chyba najważniejsze... Muzyce na tej stronce kategorycznie mówimy NIE! Dlaczego? Ano... Miałam przykre doświadczenie z pewnym wiekowym laptopem (jeszcze kwadratowym <3) Mianowicie w pewnym momencie postanowił się nagle zaciąć tak, że przez bite 15 minut musiałam wysłuchiwać czegoś w stylu "a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a...a..." 
Tak, nie było to najprzyjemniejsze dla wysublimowanego gustu muzycznego właściciela komputera. 
    Poza tym, mam przemyślane porządnie to opowiadanie, żyję z nadzieją, że wyjdzie mi to na dobre. Początkowo przygody Yuukiego miały mieć 20 rozdziałów, jednak wychodzi na to, że będzie ich nieco więcej. Czasami sama sobie się dziwię, ile różnych zakończeń jestem w stanie wymyślić, ile jeszcze ciosów jestem zdolna zadać Yuukiemu. Jezu... ale ze mnie sadysta. 
Uh, mam nadzieję, że chociaż w 50% procentach będę w stanie przelać moje wymysły na klawiaturę.


Pozdrawiam
Sabate