sobota, 12 października 2013

Rozdział 3 - Stracony


Rozdział 3


Dobrze.... powoli... wdech, wydech, wdech wydech... Uspokój się Yuuki, uspokój. -powtarzałem sobie w myślach od dobrych paru minut. On tu wróci... nie ma bata. Dlaczego ja tu jestem? No dlaczego do cholery?! Kopnąłem ze złości ramę od łóżka i skrzywiłem się podkulając bolącą stopę pod siebie. Boże... nie dość, że bolą mnie strasznie plecy to jeszcze sobie sam dowalam.

Nagle drzwi otworzył się i do pomieszczenia wszedł czarnowłosy z tacą w rękach. Spojrzałem na niego w napięciu nieruchomiejąc. Dobra, boję się, macie mnie.

-Coś taki wystraszony, hmm? Przecież ci nie zrobię krzywdy -usłyszałem jego głos -Przynajmniej nie teraz... -dokończył z kpiącym uśmieszkiem.

Usiadł na krańcu łóżka i postawił tacę na starej szafce obok łóżka.

-Na co czekasz, chodź tu do mnie. -mruknął w moją stronę klepiąc swoje kolano.

Co? Mam mu usiąść na kolanach? On w tym momencie albo śmieje się z mojego wzrostu albo chce zrobić coś na co naprawdę nie mam ochoty...

-Długo mam czekać? -ponaglił mnie mężczyzna nieco zirytowanym już głosem.

Przysunąłem się do niego zachowując odległość lecz nie usiadłem we wskazanym miejscu, nie ma mowy...

-Czyżbym musiał ci o czymś przypominać? Mam być brutalniejszy? Sam pracujesz na swoje traktowanie. -mruknął głosem bez sprzeciwów i nagle złapał mnie pod pachami i usadził na swoim kolanie plecami do siebie. -Nie ruszaj się chociaż i nie utrudniaj. -mruknął sięgając ręką w stronę tacy.

Nie wiem co jest bardziej żenujące, to że jestem nagi, czy to gdzie siedzę.

-Co ty robisz? -jęknąłem odsuwając się najdalej jak mogłem.

-Po pierwsze, miałeś się nie wiercić, po drugie, czyżbyś o czym zapomniał? Mam ci przypomnieć jak masz się do mnie zwracać?

-Nie... Panie... -ostatnie słowo niemal wyplułem wykręcając nieco głowę by na niego spojrzeć wściekłym wzrokiem.

Nagle dostałem ostrego strzała w policzek z otwartej dłoni i zaniemówiłem. Tego się nie spodziewałem.

-Nie bądź bezczelny, nie zapominaj się szczeniaku. -powiedział stanowczo i chwycił z tacy nawilżone gazy.

Siedziałem cicho ze spuszczoną głową gdy zaczął przemywać rany na moich plecach. Od czasu do czasu gdy dotykał bardziej obolałych miejsc wzdrygałem się, a z moich ust wydobywał się cichy syk.

-Słuchaj Yuuki -zaczął po chwili czarnowłosy odkładając gazy. -Chcąc nie chcąc, jesteś zdany na moją łaskę, nie zmienisz tego w żaden sposób. Jak mnie rozzłościsz, jak będziesz nieposłuszny będzie kara, tak jak ustaliliśmy wcześniej, rozumiesz to?

-Tak Panie.... -mruknąłem ledwo słyszalnie.

Najwyraźniej mężczyzna był w dość dobrym humorze bo nie kazał mi powtarzać tego głośniej. I dobrze...

-Cieszy mnie to. -odpowiedział z nieco zgryźliwym tonem.

Chwycił z tacy jakiś środek w białej buteleczce z dozownikiem i przysunął do moich ran. Gdy je popsikał niemal pisnąłem jak prawdziwa dziewka i gdyby nie jego ramię spadłbym z jego kolana.

-No nie... Chyba mi nie powiesz, że cię "szczypie"? Co z ciebie za mężczyzna, co Yuuki? -zaśmiał się kpiąco dalej spryskując moje rany.

Zabije go... no zrobię mu krzywdę... myślałem intensywnie zgrzytając zębami. Jak on w ogóle może się ze mnie tak śmiać?! Sam mi to zrobił!

Klepnął mnie nagle w plecy i aż zawyłem cicho z bólu. Boże... to było nazłość?! Zszedłem z jego kolana i nie patrząc na niego, ze spuszczoną głową usiadłem na drugim końcu łóżka.

Po chwili nieznośnej ciszy podniosłem wzrok i cofnąłem się gwałtownie jeszcze dalej. Czarnowłosy siedział zbyt blisko mnie i świdrował moje ciało na wskroś. Objąłem ramionami swoje podkulone ramiona i wlepiłem wzrok gdzieś w małe pękniecie w podłodze.

Dlaczego on tak tu siedzi?! Niech najlepiej stąd wyjdzie! Po za tym zimno mi...

-Napięcie aż bije od ciebie. -rzucił krótką docinkę i po chwili wstał. -Na tacy masz kanapki i butelkę wody, nie chcę żebyś był głodny.

Gdy skierował się w stronę drzwi westchnąłem cicho z ulgą. Więc teraz niczego na szczęście nie będzie...

-Nawet nie myśl o głodówce, mam wiele sposobów by cię nakarmić. -ostrzegł i wyszedł.

Skrzywiłem się słysząc rozchodzące się po pomieszczeniu szczęknięcie zamka w drzwiach. Cudnie, uziemiony.

Z przeciągłym westchnięciem spojrzałem na tace. Rany... Przysunąłem się po chwili wahania do niej i chwyciłem jedną kanapkę w rękę. Badawczo przyjrzałem się jej z podejrzeniem, lecz gdy nie znalazłem nic dziwnego oprócz jakiejś wędliny i pomidora nadal z po wątpieniem ugryzłem ją powoli. Dobra... nic mi nie jest... A i nawet smaczne. Cóż... Może nie koniecznie chce mnie ten facet otruć...

Ok. Jestem tu i nie mam na to wpływu. Co do moich rodziców, nie wiem już sam co myśleć. Może w mojej obecnej sytuacji nie powinienem się nad tym zastanawiać? To przytłaczające...

Zjadłem ostatniego kęsa kanapki i popiłem wodą, którą też zostawił mi czarnowłosy.

Podciągnąłem pod siebie nogi i w nawyku zacząłem gładzić swój roztargany warkocz. Nie wiem co robić. Naprawdę boję się tego co może być. Nie mogę być niczego pewien, bo w końcu dość jasno dano mi do zrozumienia w jakim celu tu jestem. Co będzie potem? Czy ja w ogóle przeżyję tu? Nie histeryzować... nie panikować. To ważne. Nie mogę tu oszaleć, postradać zmysłów. Spokojnie... Ma być to co ma i najwyraźniej tego nie zmienię...

Nie, chwila. Nie mogę się teraz zadręczać, powinienem gromadzić samozaparcie na to co mnie czeka. Więc koniec myślenia o przeszłości, przyszłości. Ważne jest teraz...

Dobrze, w takim razie może odpocznę sobie... Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu, strasznie, zimno i potwornie tu...

Skuliłem się na łóżku nadal trzymając w rękach warkocz i po chwili zasnąłem.


* * *


Obudziły mnie nieco dziwne uczucie. Bardzo... bardzo przyjemne ciepło? Po za tym było mi wygodnie... To dziwne.

Otworzyłem powoli oczy i po chwili zaskoczenia podniosłem się szybko do siadu. Znajdowałem się w wielkiej sypialni urządzonej w czerwonej tonacji. Znajdowały się tu dwie pary masywnych, zdobionych drzwi z ciemnego drewna, wielka szafa, przeróżne regały i komoda również wykonana z tego samego surowca co drzwi. Bogato zdobiona, ciemno czerwona tapeta na ścianach przyciągała wzrok. Dywan z dziwnymi wzorami aż kusił swoją puszystością by postawić na nim stopę. Ja sam znajdowałem się na ogromnym łóżku z lejącym się, również ciemnoczerwonym baldachimem. Jezuuu... gdzie ja jestem? Śnie?

-A tak słodko spałeś. -usłyszałem ciche mruknięcie z kąta pokoju i spojrzałem w tamtą stronę.

Na ciemnym fotelu siedział mężczyzna z kieliszkiem wina i uśmiechał się do mnie zawadiacko. Widząc ten uśmieszek odwróciłem wzrok i wbiłem go gdzieś w róg kołdry.

Nagle kątem oka zarejestrowałem ruch i zacisnąłem pościel w dłoniach. Poczułem jak łóżko ugina się nieco i odsunąłem się od razu gdy poczułem jego dłoń na swoim karku. Podciągnąłem kołdrę pod brodę i usłyszałem cichy śmiech.

-Hmm, uroczo. -zachichotał cicho. -Ale nie uciekaj mi... -mruknął i obejmując mnie w pasie przysunął do siebie.

Niby w akcie obrony zacisnąłem mocno oczy. Nie ma mnie...

Czarnowłosy złapał mnie za podbródek i nakierował tak bym patrzył mu w oczy.

-Spójrz na mnie. -powiedział stanowczym głosem. -Otwórz oczy. -powtórzył po chwili z mocniejszym naciskiem gdy nie zareagowałem.

Dla spokoju otworzyłem je i gdy natknąłem się na jego wzrok spuściłem spojrzenie byle by nie patrzyć na niego.

Zamruczał cicho i spiąłem się cały gdy tak bezczelnie zaczął dobierać się do mojej szyi. Gdy nagle poczułem ugryzienie moja dłoń automatycznie uderzyła mężczyznę w policzek dając dość mocne plasknięcie.

Kiedy dotarło do mnie co zrobiłem skamieniałem ze strachu.

-Ja... ja.... przepraszam! -krzyknąłem nakrywając głowę rękami. Tak! Boję się! Naprawdę się boję tego mężczyzny! Mam wrażenie, że nie ma zahamowań, jest nieobliczalny.

Cisza. Nie czułem już nawet oddechu mężczyzny na twarzy, nic. Spojrzałem powoli na niego. Jego twarz była jak skała.

Nagle złapał mnie za ramię i zrzucił z łóżka. Opadłem na dywan uderzając ramieniem ale na szczęscie jego puszystość zamortyzowała upadek, a łóżko dość wysokie...

-Twoje miejsce jest na podłodze ty niewychowany szczeniaku! -warknął mężczyzna pochylając się i uderzając mnie w twarz. -Powinieneś wrócić do tego obskurnego pomieszczenia, na więcej nie zasługujesz. -spojrzał na mnie z pogardą.

Chwycił mnie pod pachą i targając mnie do drzwi zawiązał mi po drodze opaskę na oczy. Gdy wywlekł mnie na korytarz uderzyło mnie zimno, kiedy prawdopodobnie schodziliśmy po schodach wziął mnie na ręce, za co mu w duchu dziękowałem. Nie uśmiechało mi się obijanie po stopniach... Gdy dotarliśmy do celu po prostu wrzucił mnie z powrotem do tej zimnej, okropnej celi i bez żadnego słowa zamknął za sobą drzwi.

Co ja zrobiłem.... zdjąłem z oczu przepaskę i nie zważając, że leżę na lodowatej podłodze skuliłem się i zacząłem szlochać użalając się nad sobą. A już było lepiej... Jestem nic nie wart.

3 komentarze:

  1. Naprawdę mi go żal, ale troszku sobie zasłużył. Mam cichą nadzieję, że historia dobrze się skończy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. a to młody....nie kąsa się pomocnej ręki ;p
    czytammmm dalej...wciągające...

    OdpowiedzUsuń
  3. Popieram Nane. Rozdział za krótki.

    OdpowiedzUsuń