poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 8 - Stracony

Macie tu ode mnie kolejny rozdział z zajebistej okazji! ^o^ Tak! Świętuję swoją piękną tróję z matmy na półrocze! Fuck yea!
No dobra... czytajcie już i zapraszam do komentowania. :3

Kurwa... kurwa, kurwa, kurwa!
No kurwa!
Siedziałem wkurwiony najbardziej jak się da na łóżku otulony kołdrą i wpatrywałem się w czarnowłosego na przekór mnie wesoło pląsającego po pomieszczeniu. Co prawda jego sypialnia to miejsce szczególne... nie! On się otwarcie ze mnie naigrawa!
Swobodnym krokiem podszedł do łóżka i położył się na brzuchu wyciągając małe kartonowe pudełeczko. Moment, karty?
-Zagraj ze mną Yuuki. -rzucił uśmiechając się i wyciągając karty z opakowania.
Odwróciłem głowę w bok, pff, jeszcze czego.
-Nie bądź taki... -przeturlał się jak dziecko w stronę gdzie patrzyłem.
Co jest z nim no!?
-Mało ci rozrywki? -burknąłem patrząc na niego.
-Cóż, albo grasz ze mną w karty albo pobawimy się po mojemu...
-Dobra! -wyrwałem mu karty klnąc na niego i na wszystko w moim zasięgu.
-Momencik... -ze śmiechem wyciągnął mi powoli karty z dłoni. -Zagramy w coś prostego tak, żebyś miał jakieś szanse. Po za tym, najpierw mały zakładzik...
-O co ci chodzi?
Doooobraaa... moja cierpliwość do niego się kończy.
-A o korzyści z partii, której chcę z tobą rozegrać. I proszę, nie bulwersuj się tak Yuuki. Chcę żebyś po prostu czuł się swobodnie ze mną i...
-Swobodnie? -przerwałem mu. -Swobodnie?! Wykorzystujesz mnie mówiąc, że to twoja robota, molestujesz, gwałcisz...
-Gwałcę? -teraz to on przerwał mi ze wzrokiem nie wznoszącym sprzeciwu. -Jakoś ostatnio nie oponowałeś... wręcz przeciwnie. Zresztą powtarzałem ci tyle razy, sam wybierasz sobie to, jak będę cię traktować.
-Grajmy już do cholery... -mruknąłem cicho. I tak nie wyciągnę nic z tej rozmowy.
-A więc zakład -zaczął z promiennym uśmiechem. O matko i córko! On ma tak wkurwiające wahania nastroju, że zaczynam współczuć jego psychiatrom. -Jeśli wygrasz przez trzy dni dam ci spokój i osobny pokój z łazienką, oraz z czym tam jeszcze będziesz chciał.
-Tydzień.
-Mam żyć tydzień w abstynencji? Ok, tydzień, ale nasza zabawa po tym tygodniu może ci się nie spodobać...
-Dobra trzy! -co za facet... -A jeśli przegram? -spojrzałem na niego z powątpieniem już przeczuwając, że to co usłyszę, może mi się nie spodobać.
-Gdy przegrasz... zrobisz wszystko co zechcę. -uśmiechnął się szeroko. -A jeśli będziesz się sprzeciwiać kara będzie okrutna i nie odpuszczę ci.
Cholera.
-Na pewno musimy grać? -podciągnąłem wyżej kołdrę do brody. Nie podoba mi się to, ani trochę. Nie gram jak ekspert!
-Nie wycofuj mi się tu teraz... Zagrajmy w Pana. Nie za trudna, nie za łatwa. -zaczął tasować wybrane już karty.
-Ok. -burknąłem cicho przyglądając się jak zwinnie tasuje karty.
Kiedy rozdał je chwyciłem szybko by sprawdzić rozdanie. Hmm... dobra, bywało lepiej... jeden as... rany...
-Gramy jedno rozdanie -powiedział to takim zdaniem jakby oblizywał truskawkę z czekolady i wyciągnął dziewiątkę kier kładąc ją na pościeli. -Już się nie mogę doczekać... -mrugnął do mnie zawadiacko na co skrzywiłem się i spojrzałem w swoje karty.
Ok... ha! Mam trzy dziewiątki! Wyciągnąłem je szybko z zadowoleniem. Jestem bliżej wygranej o trzy karty. Czarnowłosy uśmiechnął się z kpiną.
-Nie bądź siebie taki pewny... chyba naprawdę rzadko grałeś w karty.
Pff, wcale nie tak rzadko... Zerknąłem w swoje karty i zamurowało mnie. Miałem wszystkie dziesiątki i trzy walety, po za tym ten as, jeden król i dwie królowe... Co znaczy że mój właściciel ma o wiele mocniejsze karty...
Spojrzałem na niego, gdy z uśmiechem wykładał na moje dziewiątki waleta lubieżnie oblizując usta. Jak teraz go nie podbiorę to nie pozbędę się swoich dziesiątek!
-I jak Yuuki? Gotowy na moją wygraną? -zachichotał widząc moją skonsternowaną minę.
Zagryzłem wargi zbierając karty z wierzchu. Cholera, cholera!
-Teraz to pójdzie z górki... -mruknął pod nosem czarnowłosy jakby mnie tu nie było. On mnie dekoncentruje!
-Specjalnie to robisz? -warknąłem.
-Ależ nie mam pojęcia o czym ty mówisz... -uśmiechnął się z pogardą w oczach.
-Pff...
    Z chwili na chwilę liczba moich kart ledwo co malała, a z kolei karty czarnowłosego tragicznie znikały w moich oczach. Nie, nie, nie! -rozpaczliwie powtarzałem sobie w myślach. Nie mogę przegrać!
-Szykuj się słodziaku... -mruknął kładąc swoje trzy ostatnie karty. Asy.
Nawet nie zdążyłem zaoponować gdy mężczyzna wyrywając mi ściskane karty w mojej dłoni rozsypał je po łóżku i pchnięciem dłoni przewrócił mnie na plecy. Z chichotem zbliżył swoją rozbawioną twarz do mojej, z kolei skonsternowanej i raczej mało rozbawionej.
-Nie... czekaj! -położyłem mu dłonie na piersi starając się odepchnąć go ode mnie. -Przestań! -pociągnąłem go za włosy gdy zaczął bezczelnie dobierać się do mojej szyi.
Odchylił głowę mrużąc z niezadowoleniem oczy. Oj... chyba za mocno pociągnąłem.
-Myślałem, że masz dość honoru by chociaż dotrzymać warunki zakładu... Chyba myliłem się co do ciebie.
-Nie! Ja po prostu... -nie dokończyłem gdyż zasłonił mi usta dłonią.
-Skoro nawet krzta honoru nie siedzi w tobie, mam cię więc traktować jak nic niewarty przedmiot? -warknął złowrogo wyrywając swoje włosy z uścisku moich palców.
-Nie... -rozszerzyłem oczy na jego słowa. Niech tak o mnie nie myśli. -Przepraszam... Panie. -dodałem mamrocąc zza jego dłoni cichutko i wbijając wzrok w jego brzuch. Przepraszam.
    Znowu. Znowu to samo uczucie.
Podniosłem głowę w górę by popatrzeć w oczy czarnowłosego. Ma to samo spojrzenie. To okropne spojrzenie pokazujące obrzydzenie, wstręt i odrazę. Ileż razy obdarowywano mnie tym wzrokiem. Przerażające, boję się. On jest straszny. Czy znowu tak będzie? Będę traktowany jakbym nie miał najmniejszego znaczenia? Nawet niewolnicy coś są warci... Ale ja? Czy znowu tak będzie? Te wszystkie spojrzenia po śmierci ojca... sierota. Dziwaczna sierota. Pogarda w oczach rówieśników każdego dnia. Znowu.
-Yuuki...? -odezwał się nagle zabierając dłoń z moich ust.
Nie! Zacisnąłem mocno oczy by na niego nie patrzeć, boję się.
Położył mi nagle dłonie na ramionach. NIE! Niech mnie nie dotyka. Odepchnąłem go przekręcając się na brzuch by nie widział mojej twarzy.
-Zostaw mnie! -krzyknąłem niemal rozpaczliwie starając się podnieść i wyjść z łóżka.
Nie zniosę tego spojrzenia!
-Yuuki, do cholery! -złapał mnie za kostkę i przyciągnął do siebie. To zadziałało jak zapalnik. Zacząłem dziko szamotać się i wierzgać kończynami. Z całych sił krzyczałem o pomoc. Nikt? Nikt mi nie pomoże? Jestem niewart nawet przedłużenia mojego życia? Pomocy?
Gdy zakrył ponownie dłonią moje usta ugryzłem go w dłoń. Momentalnie dostałem mocno w policzek z otwartej dłoni. Tym tylko mężczyzna dolał oliwy do ognia. Zacząłem niekontrolowanie szlochać i łkać dalej starając się wyrwać. Płacz uniemożliwił mi normalne oddychanie, obraz mi się zamazywał. Uduszę się!
Po chwili czarnowłosemu udało się kolanem przytrzymać moje nogi, a ręce przygwoździć do łóżka na poziomie mojej głowy.
-O co ci chodzi!? -warknął pochylając się nad moją twarzą.
Ten jego ton... wcale nie pomogło. Zacząłem płakać i lamentować jak zbity pies. Tak mi źle. Tak przeraźliwie smutno. Boże. Czy naprawdę jestem niczym?
-Odpowiedz! -rzucił ostrzegająco.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego. Miał rozorany policzek, z którego pomału ciekła krew. Ja to zrobiłem? Dobrze, może mnie ukaże. Ja tu nic nie znaczę.
-Liczę do trzech i masz powiedzieć o co ci chodzi. -warknął przybliżając się jeszcze bardziej.
Tak mi źle... proszę niech to się już skończy.
-Raz...
Nie znałem matki... z ojcem się nie pożegnałem... Wszyscy mieli mnie gdzieś.
-Dwa! -wysyczał przez zęby.
Teraz mi już wszystko obojętnie. Może mnie zgwałcić, torturować, ale...
-Trzy. -niemal wyszeptał marszcząc brwi.
Nie! Stop! Nie może ściąć warkocza!
-Panie! -krzyknąłem nagle gry poderwał mnie do góry i jednym ruchem przekręcił tak, bym leżał na brzuchu.
Nie może tego zrobić! Boże!
-Przepraszam! Przepraszam, Panie! -zacząłem wyrywać się gdy przytrzymywał moją głowę.
Kiedy sięgnął do szafki nocnej złapałem mój warkocz i zwijając go zacisnąłem mocno w dłoniach.
-Palce też ci poobcinam jeśli nie puścisz. -syknął wykręcając moje ręce do góry i skuwając je kajdankami przez poręcz łóżka.
-Panie nie! Przepraszam! -w tym momencie znowu zacząłem skomleć i płakać.
-Żałosne... -mruknął cicho i jedną ręką złapał mój warkocz, a drugą przekręcił moją głowę w bok i przycisnął ją kolanem bym nie mógł nią ruszać. -Masz patrzeć. Jeśli zamkniesz oczy, pożałujesz.
-Przepraszam... Panie to nie tak! -jęknąłem starając się wyrwać z marnym skutkiem.
-A jak!? -warknął szarpiąc mój warkocz i podsunął go pod moją twarz.
Zalśniło mi tylko ostrze noża przed oczami i patrzyłem z niedowierzaniem, szeroko otwartymi oczami jak około trzydzieści centymetrów mojego warkocza opada na pościel.
    Kiedy czarnowłosy zdjął kolano z mojej głowy i odsunął się by rozkuć mi ręce zastygłem w bezruchu. Wpatrywałem się tylko z otwartymi ustami w część warkocza, która już do mnie nie należała.
-Więc jak to miało być? Hm? -ledwo co dosłyszałem jego słowa zabarwione kpiącym tonem.
Kiedy poczułem, że mam wolne ręce chwyciłem obcięte włosy i przyciskając je do piersi zwinąłem się w kłębek. Potrzebuję teraz chwili rozpaczy tylko dla siebie. Spokojnie. Pozbieram się zaraz.


* * *


-Cholera, będę cię karmić siłą! To już prawie trzydzieści godzin!
Znowu szarpnięcie.
-Yuuki!
Niech będzie trochę ciszej... głowa mnie zaczyna od niego boleć.
-Same z tobą problemy! -No tak, jestem bezużyteczny, nic nie warty.
Na jego słowa znowu z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Ja tak nie mogę...
-Panie... -wychrypiałem cicho rozchylając mocniej powieki.
-No proszę, więc jednak nie zapomniałeś jak posługiwać się językiem! -zadrwił.
To nic, i tak może robić ze mną co chce... niech drwi ze mnie, nie mogę mu zabronić.
-Oczy... pieką mnie już. -jęknąłem cichutko.
Westchnął tylko i znowu podniósł mnie bym usiadł prosto. Zmęczony jestem.
-A palce nie? -rzucił już łagodniejszym tonem i spojrzał na moje zaciśnięte dłonie na resztkach warkocza. -Yuuki, nie możesz żyć przeszłością, to ci nic nie pomoże, szczególnie w twojej sytuacji.
I on mi to mówi?
-Przepraszam. -zakwiliłem.
Westchnął przekrzywiając na moment głowę w bok.
-Przestań się już mazać. Rozumiem, że nie tak planowałeś swoje życie ale los nie jest łaskawy. -mruknął biorąc z szafki talerz z kanapkami. -Zjedz coś w końcu.
-Nie chcę... -jęknąłem zamykając oczy.
-Zjesz i dam ci spokój. -wcisnął mi w dłoń talerz i wstał.
Podszedł do komody i ściągnął z niej butelkę z wodą wraz z wysoką, prostą szklanką i podał mi.
Posłusznie, w poszukiwaniu spokoju, zacząłem przeżuwać kanapkę, co kęs oglądając ją i obracając na wszystkie strony. Mężczyzna widząc moje poczynania westchnął tylko i pokręcił z dezaprobatą głową.
Usiadł obok mnie na łóżku i podpierając głowę na dłoni czekał spokojnie aż zjem chociaż jedną kanapkę.
-Jeszcze tylko szklanka wody... -mruknął unosząc palcem szklankę, którą trzymałem w dłoni. -No Yuuki, do dna. -uśmiechnął się zachęcająco.
Ok... jego zmiany nastroju nadal mnie nie bawią, ale co ja tam mogę wiedzieć. Wszystko mi jedno.
    Gdy zrobiłem jak chciał odebrał mi talerz i pustą szklankę po czym odstawił z powrotem na komodę. Chwycił mnie nagle pod pachami i unosząc umościł na środku łóżka opatulając kołdrą. Hmm, więc to ten obiecany spokój? Spojrzałem na niego obojętnym wzrokiem kiedy wyciągał z szafki gumkę do włosów i grzebień. Po co mu...
-Roztargałeś się nieco. -wyjaśnił widząc mój pytający wzrok i usiadł za mną,
Faktycznie włosy rozsypały mi się... boże, jakie one krótkie.
Spoglądając na swoje włosy łzy momentalnie napłynęły mi do oczu. Moje włosy... mamo!
-Przestań rozpaczać. -rzucił mężczyzna czując moje drżące ramiona. -To nic nie zmieni. -dodał ciszej i zaczął powoli od końcówek rozczesywać moje włosy.
Siedziałem cicho ze łzami swobodnie spływającymi po policzkach lecz nie szlochałem. Korzystając z chwili, że czarnowłosy widzi tylko moje plecy cierpiałem sobie cicho. Kiedy ten zapas łez mi się skończy?
    Gdy poczułem, że schludnie zapleciony warkocz opada mi na plecy jęknąłem cicho. Teraz sięgał tylko do łopatek. Czarnowłosy chwycił mnie za boki i odwrócił do siebie twarzą. Widząc mój wyraz twarzy i łzy niechcące przestać lecieć zamknął na moment oczy. Kiedy je otworzył jego wyraz twarzy dziwnie się zmienił.
-Powiedz o co wcześniej chodziło. Postaram się zapobiec by coś takiego nie powtórzyło się w przyszłości.
Wstrzymałem na moment oddech przypatrując się jego twarzy. Odznaczała się w niej... bezsilność?
-Panie, ja... -opuściłem głowę zamykając oczy.
Gdzie moja siła? Gdzie chęć postawienia się i duma? Zniszczył mnie...?
Wypuściłem powoli powietrze z płuc i uniosłem głowę. Skoro chcesz wiedzieć.
-Powiedziałeś, że jestem nic nie wartym przedmiotem... i... i patrzyłeś na mnie jakbym nic nie znaczył... nic... ani trochę... jak przedmiot... żałosny... -przycisnąłem dłonie do twarzy chcąc zatamować kolejną falę rozpaczy.
Boże! Jestem beznadziejny! Co on teraz o mnie myśli? Że jestem słaby? Żeby tylko, jestem godny pożałowania, nędzny i słaby.
    Kiedy ręką czarnowłosego spoczęła na moich plecach zostałem nagle przyciśnięty do jego piersi.
-Nie myślę tak. -mruknął cicho odchylając w górę moją głowę i scałowując moje słone łzy.
Zamknąłem oczy. Doprawdy? Ale wtedy jego spojrzenie... A może wyolbrzymiam...
-Nie płacz już Yuuki. -pogładził wierzchem dłoni moją twarz i pochylił się by przycisnąć swoje usta do moich.
Nie! Ja nie mogę teraz!
Jęknąłem odwracając głowę w bok i odsuwając swoje usta od jego.
-Panie nie...
Chwycił moją twarz w dwie dłonie i nakierował na swoje spojrzenie.
-O nie Yuuki, nie będę ci pobłażać. -mruknął cicho, a moje spojrzenie natrafiło na zadrapanie na jego policzku. No tak...
Dobrze. To koniec. Od tej chwili będę posłuszny. Nie zniosę kolejnej utraty włosów... nie mogę. Umrę z żałości. Kiwnąłem lekko głową i spojrzałem prosto w jego oczy. Koniec z dawnym mną. Witaj uległy Yuuki.
Przysunąłem się nieco bliżej czarnowłosego i spojrzałem mu prosto w twarz. On widząc zmianę we mnie uśmiechnął się lekko i przyciągnął z powrotem do pocałunku.
-Dobrze Yuuki, o to mi chodziło.
Złapał mnie za biodra i podniósł sadzając sobie na kolana. Zapalczywie naparł na moje wargi i rozwarł je swoimi. Jego dłonie momentalnie zacisnęły się na moich pośladkach wywołując u mnie rozpaczliwy jęk.
-Wybacz, ale trochę czasu minęło. -zamruczał wesoło zatapiając twarz w mojej szyi i drażniąc skórę zębami.
Zacisnąłem palce na jego ramionach i jęknąłem cicho.
-Panie... zrób to szybko. -odsunął twarz od mojej szyi i spojrzał na mnie podejrzliwie. -Chcę już spać. -wyjaśniłem cicho.
Kiwnął lekko głową i popchnął mnie bym leżał na plecach. Sięgnął do szafki nocnej i wydobył z niej buteleczkę lubrykantu kładąc obok moich nóg. Wrócił do mojej twarzy muskając lekko usta i zjechał od razu na szyję, obojczyki podgryzając je i ssąc lekko. Dłonie uporczywie zaczęły gładzić moje uda i podbrzusze. Zamknąłem po chwili oczy. Jeśli będę czerpać z tego korzyść szybciej się to skończy...
-Nie zasypiaj. -zamruczał gryząc nagle mój sutek.
-Nie śpię... -jęknąłem otwierając oczy i napotykając jego rozbawiony wzrok.
Ppoczułem jak jego palce oplatają delikatnie moje budzące się do życia przyrodzenie i rozwarłem lekko wargi. Och...
Zostałem uraczony perlistym śmiechem i po chwili czarnowłosy ustami zaczął zjeżdżać coraz niżej. Szybciej.
Jęknąłem cicho gdy cmoknął główkę mojego penisa. Czy on musi być tak delikatny w tym momencie? Nie mam ochoty na to...
Nagle uniósł moje nogi i położył je sobie zgięte na ramionach. Uch...
Odkorkował buteleczkę z lubrykantem i nawilżył dość obficie swoje dwa palce. Niech się pospieszy w końcu...
-No to jedziemy... -zaśmiał się i dość ostro wepchnął do końca jeden palec.
-Ach! -zacisnąłem mocno oczy.
-Tylko teraz nie marudź, sam chciałeś szybko.
Pokiwałem twierdząco głową nie otwierając oczu. No dobrze... niech się pospieszy.
    Gdy już rozciągnął mnie odpowiednio pocałował mnie przelotnie w czubek nosa i wszedł dość niespiesznie we mnie, powoli lecz do końca. Z jękiem napiąłem wszystkie mięśnie powoli przyzwyczajając się do uczucia wypełnienia. O rany... Zaczął miarowymi ruchami posuwać mój tyłek z każdym pchnięciem znacznie przyspieszając. Co jakiś czas wchodził we mnie pod innym kontem wywołując u mnie dziwne konwulsje i jęki. Złapał moją nogę i zaczął podgryzać udo. Jednak już po chwili jego twarz wyrażała coraz większą błogość i podniecenie. Paroma ostatnimi, ostrzejszymi ruchami zakończył sprawę i z pomrukiem doszedł we mnie. Uh... ale ja jeszcze nie...
Podniósł na mnie wzrok i pokręcił lekko głową.
-Oj Yuuki... -mruknął i wyszedł ze mnie.
Oplótł dłonią moje przyrodzenie i paroma mocnymi ruchami doprowadził mnie do szczytu.
-Cóż, jest późno, chodźmy spać. -położył się obok mnie oblizując palce z mojego nasienia.
Oplótł mnie swoimi ramionami i przyciągnął do klatki piersiowej. Dobrze... spać. Mimo wszystko...  nadal mi cholernie smutno, wybacz mi mamo.


Wybaczcie za błędy... wiem, że są tam jakieś dlatego uprzedzam...
Hmm... jakieś takie długie mi te rozdziały wychodzą czy mi się tylko wydaje...? Po za tym wolicie dłuższe notki rzadziej, czy krótsze częściej? Jak to jest z wami?