piątek, 24 października 2014

Rozdział 20 - Stracony

Jestem zbyt rozbita by pisać o miłosnych uniesieniach. Dlatego Eric pojawi się dopiero w późniejszych rozdziałach, tak, TAK! Będzie jeszcze!

Przepraszam, nie tego się spodziewaliście. 


Dwa miesiące później

-Jesteś tego pewien?

-Daj już spokój, nie zmienię zdania.

-...na pewno?

-Cholera, przestań już, Cole! -burknąłem otwierając drzwi.

Wprowadziłem mężczyznę do pokoju, w którym sypiał Yuuki i gestem wskazałem mu by zamknął za sobą drzwi.

Kiedy blondynek zorientował się, że weszliśmy do pokoju momentalnie, jak robot, padł na kolana i pochylił głowę w dół. Oczywiście jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Hm, może poza obojętnością.

-Widzisz? -zwróciłem się do Cole'a wskazując ręką na automatycznie zachowanie chłopaka. -O tym właśnie mówiłem.

Ten tylko westchnął i pokręcił z dezaprobatą głową.

-Sam do tego doprowadziłeś -spojrzał na Yuukiego. -Nie rozumiem cię Hartlieb, przecież zawsze tak jest.

Cóż, z tym się zgodzę. Zawsze jest moment, w którym mój niewolnik zachowuję się idealnie tak jak ja chcę. Gdzie zabawa z tresury skoro jej wcale nie ma?
Chociaż przyznam, że pierwszy raz spotkałem się z czymś takim, że kiedy dzieciak długo się opiera i zamiast stopniowo przyswajać się do swojego położenia i akceptować powoli wszystkie narzucane przeze mnie rzeczy, nagle z dnia na dzień staje się on idealnym niewolnikiem,

Już od dłuższego czasu nie słyszałem wychodzących z jego ust zbędnych słów czy żadnych oznak protestu. Ewentualnie, kiedy zabawiałem się z nim mocniej czasem krzyknął, popłakał... ale po fakcie zawsze przepraszał i prosił o karę.

Cholera, sam się wytresował czy co?

-Hartlieb... -zagaił chicho Cole.

Kiedy spojrzałem w jego stronę ten nieśmiało przyglądał się chłopakowi.

-Możemy wyjść na moment?

-O co chodzi? -skrzyżowałem ręce na piersi.

Niech się przecież nie przejmuje blondynkiem.

-Proszę cię. -spojrzał znacząco w stronę Yuukiego.

Uch!

Wyszedłem przed nim z pokoju i z cierpiętniczą miną, jakbym robił mu wielką łaskę trzasnąłem za nim drzwiami.

-No więc? -przestąpiłem z nogi na nogę w oznace zniecierpliwienia.

-Nie będę owijał... nie takich chłopców potrzebuję, on jest w złym stanie.. i nie mówię tu tylko o tych wszystkich bliznach i śladach. On prawie nie posiada emocji, jest nijaki,

-Przecież o to chodzi. Ma być posłuszny. -burknąłem.

-Rany... -podrapał się po brodzie i uciekł spojrzeniem gdzieś w bok. -Nie do końca. Owszem, mają mnie słuchać, ale każdy z chłopaków charakteryzuję się czymś, co wybierają sobie klienci, nietypowa uroda, wybredny i zadziorny charakterek... Moi klienci płacą za człowieka, z emocjami a nie za wypraną lalkę. Rozumiesz mnie?

-Bierzesz go czy nie?

-Boże... -westchnął ciężko i wzniósł oczy ku górze. -Czy ty mnie w ogóle słuchałeś?

-Nie.

-Hartlieb...

-Więc?

-Niech ci będzie.


* * *

Bardzo przewidywalne. To było kwestią czasu aż ten stetryczały psychol się mną znudzi. A więc nowy właściciel, tak? Jeszcze trochę i wyrobią mi kartę, albo raczej książeczkę, w której będzie wpisywany każdy kolejny bo się nie połapią. Coś w stylu paszportu... Można by nawet rzecz, że to swoistego rodzaju podróże, od łóżka do łóżka.

Jak się z tym czuję? Po prostu mi to zwisa. W dodatku powiewa.

Mam rozpaczać, że kolejny palant próbuje się mnie pozbyć? Powinienem się cieszyć. Gdziekolwiek trafię dalej nie może być gorzej, niż u tego czuba. W sumie, to odczuwam nawet ulgę. Po prostu czuję, że będzie mi łatwiej. Po takim doświadczeniu jakie zdobyłem tutaj nic mnie nie zaskoczy.

Zresztą... nawet mnie znudziło się obserwować jak ten pomyleniec wysiada z frustracji nade mną. Aż mnie to w duchu bawiło. Zbyt dobrze mnie wytresował? A to pech...

Siedziałem właśnie na łóżku starając się usunąć pozostałości po (jak to nazwał ten imbecyl) "pożegnalnym ruchanku". Wycierając w stary koc, którego i tak już nie będę musiał używać, resztki jego spermy wyczekiwałem na otwarcie drzwi. Miał tam w nich stanąć niedługo gość, który mnie zabierze z tego cholernego miejsca. Był to niejaki Jonny Cole, średniego wzrostu mężczyzna zdrowo po czterdziestce. Co prawda na jego czole coraz bardziej postępowały zakola w kasztanowych włosach, ale były one jedyną oznaką starzenia się na jego ciele.

W każdym bądź razie wydawał się z wyglądu na o wiele sympatyczniejszego człowieka niż ten psychicznie uszkodzony na umyśle dupek. Co prawda nie kręci mnie myśl o oddawaniu się kolejnemu facetowi ale na moje szczęście zdążyłem już do tego nawyknąć. To co mi karzą zrobię, dla własnego, cholernego dobra.

Wstrzymałem nagle oddech kiedy drzwi uchyliły się i w progu stanęła dwójka mężczyzn.

-Wynoś się. -kiwnął mi głową już nie mój właściciel na co ochoczo zareagowałem podnosząc się szybko z łóżka.

-Em, Hartlieb?

-Czego chcesz jeszcze, Cole? Zabieraj go i znikajcie mi z oczu.

Drugi mężczyzna jak zwykle zignorował jego chamską zaczepkę.

-Nie mógłbyś dać mu jakichś... -widząc bazyliszkowe spojrzenie drugiego wzniósł oczy ku górze. -Na miłość boską, jest październik! Chociaż daj mu jakąś bieliznę!

-Mam gdzieś czy zmarznie mu tyłek, opuśćcie mój dom jak najszybciej bo tracę cierpliwość. -fuknął mierząc mnie groźnie spojrzeniem.

-Jak zwykle serdeczny dla ludzi. -pokręcił karcąco głową mój nowy właściciel i wyciągnął dłoń w moim kierunku. -Chodź.

Przez krótki moment analizowałem ten gest. Czego on chce? Mam się wypiąć?

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wyciągnięta dłoń miała być zwykłym, pomocnym ruchem skierowany do mnie. Hm, trochę odzwyczaiłem się od ludzkich odruchów...

Podszedłem do drzwi i mijając Hartlieba szerokim łukiem wystrzeliłem przez próg w duchu cały rozradowany, że nie będę musiał dłużej oglądać tego pokoju. Nowy właściciel położył mi rękę na ramieniu i szybkimi krokami zaczął kierować się do wyjścia.

-Do zobaczenia. -machnął na pożegnanie gospodarzowi wychodząc z ciemnych pomieszczeń do jaśniejszej kondygnacji domu tam, gdzie znajdowały się moje wymarzone wrota wolności.

Kiedy otworzył drzwi momentalnie uderzył mnie zimny wiatr. Ku mojemu zdziwieniu mężczyzna zaczął ściągać z siebie płaszcz i owinął nim moje ramiona.

E? Co on wyprawia?

Widząc moją minę zmarszczył brwi i nic nie mówiąc poprowadził mnie w kierunku jakiegoś czarnego sedana. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu kiedy sam otworzył dla mnie drzwi pasażera obok kierowcy. Dooobra...

Posłusznie zajęłam swoje miejsce i w napięciu obserwowałem jak okrąża samochód by zasiąść za kierownicą. Kiedy już to zrobił wzdrygnąłem się lekko gdy mocno trzasnął drzwiami.

-Przepraszam. -rzucił wychylając się do tyłu by sięgnąć coś z tylnego siedzenia.

Po chwili kładł na moich kolanach ubrania. Zwykłe ubrania. Żadnego lateksu czy koronki. Pospolite jeansy i biały T-shirt, do tego bielizna i czarne trampki.

-Mogą być trochę duże na ciebie, ale i tak lepsze to niż kręcenie się z gołym tyłkiem na takim wietrze. -uśmiechnął się odwracając w moją stronę i zmarszczył brwi widząc konsternację na mojej twarzy.

Westchnął ciężko i kręcąc głową odpalił silnik po czym nieco gwałtownie ruszył z podjazdu. Przymknąłem oczy nie chcąc patrzeć na oddalające się miejsce, w którym spędziłem chyba najgorsze miesiące w swoim życiu.

-Zacznij się ubierać. -wskazał mi dłonią ubrania. -Wybacz, niestety nie mam kurtki, nie pomyślałem o niej.

Kiwnąłem tylko lekko głową i chwytając białe bokserki zacząłem je w wsuwać na siebie.

Mężczyzna westchnął ponownie i spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Wyjaśnijmy sobie coś Yuuki. Niestety ja wymagam samodzielnego mówienia. Większość rzeczy, które wpoił ci Hartlieb, Bóg wie jakimi metodami, możesz wymazać. U mnie one nie obowiązują. Rozumiesz to?

-Tak, panie. -potakująco machnąłem głową.

-O nie, tylko nie to. Żadnych tytułów własnościowych. Możesz mi mówić Jonny. Nie krzyw się tak. -rzucił widząc moją minę. -Ja ci mówię po imieniu, więc ty też. Ok?

-Ok... -mruknąłem siłując się z guzikiem w jeansach.

-I żeby było jasne, to że się spoufalam z tobą nie oznacza, że będziesz żyć w kompletniej anarchii i samowolce. Wymagam szacunku, kultury i posłuszeństwa, nie wylizywania miski. Poza tym pamiętaj, masz być człowiekiem a nie psem. Zrozumiano?

-Tak. - wciągnąłem przez głowę bluzkę i spojrzałem na niego.

Trochę... trochę nie pojmuję swojej sytuacji. To nie będzie tak dobrze jak się zapowiada. Coś mi tu śmierdzi. Zbyt normalny jest ten mężczyzna. A w tym wszystkim siedzą tylko wariaci.

-Będąc u Hartlieba nie zastanawiałeś się może czasami nad swoją przyszłością?

He? Co to w ogóle jest za pytanie? Jak będzie wyglądać moja przyszłość? Ha ha, dobre sobie. Na tę chwilę, jak i najbliższe inne nie jestem w stanie myśleć o czymś tak nieistotnym i odległym.

-Nie.

-Dobra, może zbyt mocne pytanie... To w takim razie, jaki jest twój ulubiony kolor?

Spojrzałem na T-shirt który mi dał i od razu wyparowałem "biały". Ten tylko zmarszczył znowu brwi.

-Szczęśliwa liczba?

-69.

-Ulubiona potrawa?

-Zjem wszystko co mi dasz.

-Jezu, Yuuki! -chyba go trochę wyprowadziłem z równowagi. -Widzę że wymagasz ucywilizowania. -burknął ale zaraz jego twarz rozweseliła się. -Na szczęście reszta w domu będzie bardziej skora do pomocy i powinieneś szybciej się... ustatkować?

Moment, jaka reszta? Reszta ludzi?

-To... to są inni? -wyraźnie zaskoczyłem go swoim pytaniem.

-Więc ty o niczym nie masz pojęcia? -tym razem jego brwi zamiast w dół powędrowały w górę. -To nawet i lepiej.

-O co chodzi? -naciskałem by mi powiedział. Skoro mam z nim rozmawiać to proszę, niech mi odpowiada na pytania!

-Opowiem ci o wszystkim na miejscu. -zerknął na zegarek. -Jak się pospieszymy to zdążysz na obiad.

-Ja..? Ty nie będziesz jadł?

-Raczej nie jadam z reszta. -posłał mi pocieszający uśmiech.

A on znowu o tej ""reszcie"!

-Dlaczego? -teraz to ja marszczyłem brwi.

-Wszystko w swoim czasie Yuuki.



Odbija mi 
;p

12 komentarzy:

  1. Ye, pierwsza! (ściganie się w dodawani komenatarzy to chyba raczej wyszło już z mody ;-;")
    Blog świetny, opowiadanie chłonęłam z zapartym tchem.
    Mama nadzieję na bardzo szybką kontynuację bo zantygowałaś mnie

    We(ł)ny
    Szczęście

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tęskniłam za Wami xD

    Btw... coś popsułam z komentarzami, chyba przez ten szablon... w niektórych komputerach (nie wiem czy u Was też) komentarz mogę pisać dopiero jak kliknę na te szare obrzeża okienka "Wpisz komentarz...".
    Przepraszam za to nieudogodnienie, postaram się to naprawić w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  4. SABATE!!!!!!!!!
    Rozdział przeczytałam już w piątek, ale nie mogłam dodać komentarza!
    Szablon piękny i w ogóle wiedziałam, że wrócisz ♥
    Tak bardzo mi Cię brakowało :3
    Widzę, że zapowiada się, iż nasz blondasek zamieszka w burdelu C:
    A przynajmniej ja tak uważam XDDD
    Rozdział cudowny i czekam na kolejną notkę z niecierpliwością ^^

    (Widzę, że koleżanka, która dodała komentarz jako pierwsza jest na bieżąco z blogiem Kuno - Słodki Świat Yaoi. Pozdrawiam :*)

    Więc moja Sabate kochana, życzę Ci dużo cierpliwości, czasu i chęci i oczywiście we(ł)ny! ^^" (Uwierzycie, że to była zwykła literówka? Nie chciałam tego zrobić XDDD Jednakże cieszy mnie to, że mój błąd tak cieszy i podoba się innym)

    Kłaniam się nisko i całuję.

    *Hopie* - znana jako -KareN-

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żeby usuwać odpowiedź do mojego komentarza... no wiesz co, Sabate XD

      *Hopie*

      Usuń
    2. XD cieszę się, że wróciłaś.

      *wełniak-Hopie*

      Usuń
  5. Jeśli mogę Ci doradzić to popracuj nad szablonem bo w niektórych miejscach tekst jest mało widoczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie kombinowania więc przepraszam ^^"

      Usuń
  6. W końcu jesteś ~~
    Rozdział jak zawsze świetne :3
    Dzięki za powrót ^^
    Nana

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    no tak Yuuki jest teraz za dobrze wytresowany, więc trzeba się go pozbyć, ciekawi mnie Cole i mam pewne podejrzenia gdzie trafi Yuuki, zwłaszcza jak ten mówi o reszcie i tym, że wymaga samodzielnego myślenia...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Tu coś śmierdzi...

    OdpowiedzUsuń