sobota, 21 czerwca 2014

Cherish Life - 2. Tease

Po przeczytaniu wszystkich waszych komentarzy raz jeszcze stwierdziłam, że czas najwyższy na rozdział. 


Co za nie ostrożny dzieciak. Zamknięcie okna nic mu nie da, zwłaszcza, że od tygodnia tylne drzwi cały czas są otwarte. Zmaterializowałem się przy nich i pod ruchem mojego palca w powietrzu, zamek szczęknął dając znać o swoim zablokowaniu. Dla mnie żadna przeszkoda ale dla pierwszego, lepszego złodzieja? Trochę byłoby mi to nie w smak.
    Wróciłem do jego pokoju znajdującego się na piętrze, tym razem ludzkim sposobem - marszem po schodach. Gdy wszedłem do pomieszczenia pokręciłem głową z irytacją. Dwie minuty temu serce podchodziło mu do gardła, a teraz śpi już w najlepsze. Ciekawe stworzenie.
Rozejrzałem się po pokoju chłopaka. Dziwne pomieszczenie... zazwyczaj ludzie w jego wieku, zresztą w każdym wieku, urządzają sypialnie po swojemu, zostawiają tu i ówdzie jakieś znaki swoich wspomnień, pamiątki, zdjęcia, rysunki czy plakaty. A tu nic. Po prostu łóżko, biurko z komputerem, szafa, komoda i sterta ciuchów z jakimiś papierkami. Co prawda widać tu jakieś parę płyt, książkę...  Jak w pokoju wystawowym na sklepie, tyle, że z bałaganem. Gdyby na podłodze nie walały się jego ubrania, każdy normalny człowiek pomyślałby, że nikt tu nie mieszka. Nie widać tu zaangażowana ze strony lokatora. Pokój bez emocji rzekłbym. Więc taki jest właściciel?
    Odwróciłem się w stronę łóżka i podszedłem do niego pochylając się nad chłopakiem. Nadal czuć było on niego alkoholem, nie powinien pić.
Ma śliczne włosy. Nie za długie, nie za krótkie, sięgają mu do linii szczęki. Ciekawy odcień, jak czekolada. Pasują mu do mlecznej skóry. Tylko schrupać. Ale jeszcze nie teraz...
No i oczywiście te jego rozszerzone ze strachu, zielone, duże oczka. Zapamiętam sobie ten widok dość długo. Trafiłem dobrze, chłopak jest urodziwy jak na ludzkie standardy, wysportowany, szczupły, tylko nieco niski. Może to i dobrze? Uśmiechnąłem się sam do siebie na czające się w moim umyśle wizje. Jeszcze troszkę...

* * *

Do wyjścia z łóżka zmusił mnie ryk wokalisty BFMV wydostający się z elektronicznego budzika. Gdy w końcu go dosięgnąłem i wyłączyłem, rzuciłem w kąt to plastikowe cholerstwo i westchnąłem ciężko opadając z powrotem na poduszkę. Pierdolę czwartkowe poranki. Nie, pierdolę każde poranki, które zaczynają się przed godziną dziesiątą. Zresztą, jeden dzień nieobecności w szkole w tą czy w tamtą nie zrobi mi różnicy.
Z błogim uśmiechem wtuliłem się w poduszkę obejmując ją mocno i wbiłem twarz w poduszkę by promienie słoneczne nie świeciły mi prosto w oczy.
Nie!
Podniosłem się szybko do siadu przypominając sobie o nieco istotnej rzeczy.
Mia! Jeśli wróciła może będzie już dzisiaj w szkole. Skoro Cornie podobno widział ją na wczorajszym meczu.... ryzyk fizyk.
Kiedy wstałem przeciągając się od razu odczułem skutki wczorajszych procentów. Eh... kocham pierwsze lekcje na kacu. Jezu... może prysznic na orzeźwienie? Mam jeszcze czas...
    Stojąc pod gorącym strumieniem wody westchnąłem cierpiętniczo i oparłem się czołem o ścianę kabiny prysznicowej. Incydent z otwartym oknem postanowiłem zrzucić na swoją sklerozę, a ów cień na pijackie rozkojarzenie. No litości... rogi? Odbija mi już naprawdę do reszty.
Zresztą nie o tym mi teraz myśleć. Co jeśli Mia naprawdę wróciła? Cóż, byliśmy ponad rok ze sobą ale zaczęła się strasznie zmieniać. Poza tym, ja jakoś nie odczuwałem wielkiej potrzeby widzenia jej w każdy dzień... Ona wręcz przeciwnie. Zrobiło się to wszystko zbyt nachalne. Nawet poczułem ulgę gdy się wyprowadziła... ale nierozwiązane sprawy pozostały. A teraz ona wróciła... Yh, trzeba się będzie z tym zmierzyć.
    Naciągając na siebie przetarte jeansy i szary T-shirt oczywiście musiałem uderzyć łokciem w jakąś szafkę. Piękny, marcowy poranek, cudownie. Może jeszcze jakiś ptak narobi mi na głowę? Takie o, dopełnienie tego promiennego dnia.
Przed wyjściem z domu wrzuciłem komórkę do brązowej, skórzanej torby, w której noszę zeszyty i zamknąłem za sobą drzwi, wciskając klucze do kieszeni kurtki.
    Przekraczając próg szkoły o mało co nie przewróciłem się pod ciężarem jakiegoś rudego cielska, które nagle rzuciło się na mnie jak na jakąś zdobycz.
-Jeszcze jej nie ma. -oznajmił mi zadowolony z siebie przyjaciel.
-Złaź baranie... -zrzuciłem go z siebie i westchnąłem poprawiając torbę, która zjechała mi z ramienia. -Jakby to mnie obchodziło. -prychnąłem ruszając korytarzem w stronę naszej klasy.
-Leli no! -rudzielec złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
Cholera, dlaczego to ja jestem ten niższy i słabszy?!
-Przejmujesz się, przyznaj. -uśmiechnął się klepiąc mnie w policzki.
-Odwal się. -wyminąłem go i ruszyłem przed siebie.
-Oj chłopie, śmierdzisz niepewnością i napięciem. -zrównał ze mną krok i wyciągnął ze swojego plecaka puszkę coli. -Trzymaj, jeszcze zimna.
-Dzięki. -przechwyciłem od niego napój i od razu otworzyłem z charakterystycznym sykiem ulatniającego się gazu.
Zimny napój zbawiennie ochłodził moje wysuszone kacem gardło.
-Tak myślałem. -Cornie mruknął jakby sam do siebie widząc moją zadowoloną minę po dużym łyku coli.
No cóż, czasami czuję się przy nim jak jego młodszy braciszek, dba o mnie lepiej niż ktokolwiek inny i zawsze wie czego mi trzeba. Gdy kiedyś zły powiedziałem mu o tym zaczął się śmiać i powiedział, że powinienem się cieszyć. Przynajmniej mam pewność, że z nim mogę się upić, że mnie nie wystawi.
    Nasze ławki znajdują się na samym końcu klasy pod oknem toteż po wejściu do klasy i rzuceniu paru powitalnych słów do ludzi znajdujących się już w pomieszczeniu, Cornie usiadł na parapecie, a ja na ławce przodem do okna.
-Kiedy macie kolejny mecz? -otworzył swoją puszkę coli i wziął od razu spory łyk.
-W przyszłym tygodniu, w piątek. -zaśmiałem się widząc jak krztusi się gazem, który naleciał mu do nosa. -Mówiłem ci, że zachłanność kiedyś cię zgubi?
-Tak tak, nadmiar dziwek i koki. -poklepał się po piersi przymykając oczy.
Przewróciłem oczami z rozżaleniem widząc jak nie może sobie poradzić z kaszlem i klepnąłem... hm, no dobra, może to było trochę mocniej niż zwykłe "klepnąłem".... Corniego miedzy łopatki. Ten próbując nie spaść z parapetu oblał się oczywiście napojem.
-Nawet nie próbuj. -zgromiłem go wzrokiem widząc, że szykuje się do zamachu z puszką. -Wystarczy nam, że tylko ty jesteś oblany. -podałem mu chusteczkę z zadowolonym z siebie uśmieszkiem, że ominął mnie jego los.
-Od jutra dostajesz soczki marchwiowe. -z podniesioną dumnie głową przechwycił ode mnie chusteczkę i majestatycznie próbował wysuszyć swoje spodnie.
-Znajdę sobie innego kumpla. -zagroziłem dopijając swoją colę z rozbawieniem.
-Powodzenia. Nie wiem gdzie znajdziesz kolejnego naiwniaka do robienia za twoją matkę. -spojrzał na mnie urażony lecz po chwili podniósł wzrok gdzieś nad moją głowę, a jego mina diametralnie się zmieniła. Otworzył lekko usta wpatrując się w coś za mną.
Hm?
Obróciłem się do tyłu by sprawdzić co go tak zaintrygowało i zastygłem. Metr ode mnie stała Mia w pełnej krasie, ściskająca swój plecak w granatowe kwiatki, ten sam co zawsze. Jej jasne blond włosy jak zwykle oplatały falami jej ramiona, a błękitne oczy iskrzyły się tym czymś co intrygowało, bądź czasami mnie przerażało.
-Mia. -rzuciłem cicho jakby w przestrzeń dalej przypatrując się jej bez skrępowania.
A jednak... wróciła.
I co ja mam teraz z tym fantem zrobić?
-Cześć. -spuściła wzrok i założyła za ucho zbłąkane pasmo włosów.
-Cześć... -mruknąłem odstawiając na ławkę puszkę po coli.
Zszedłem ze stolika i oparłem się o niego biodrami splatając ramiona. No więc?
-Ja... ja chciałam się tylko przywitać... żebyś wiedział, że znowu z rodziną przyjechaliśmy do tego miasta...
-Rozumiem. -odpowiedziałem patrząc wyczekująco w jej oczy.
To tyle?
-Pójdę już. -ze zrezygnowaniem znowu opuściła głowę w dół i odwróciła się z zamiarem wyjścia z klasy.
Nie poznaję tej dziewczyny. Zawsze walczyła o swoje, a teraz stała się nagle strasznie potulną osóbką. Co jest?
-Ok. -mruknąłem kładąc dłoń na puszce.
-Leli... -odwróciła się z powrotem do mnie i podeszła bliżej.
Aha, jednak jest coś jeszcze.
-Dlaczego nie odpisywałeś na moje smsy? Zmieniłeś numer...? -przekrzywiła leciutko głowę na bok.
Jej mina sama za siebie mówiła, że takiej właśnie pragnie odpowiedzi. Chce usłyszeć, że popsuł mi się telefon, zmieniłem numer, cokolwiek. Niestety prawda jest inna, a ja nie mam w zwyczaju kłamać tak jak ona czasami.
-Uznałem, że nie ma to sensu. Skoro i tak zniknęłaś bez większego słowa wyjaśnienia...
-Ale Leli! -doskoczyła nagle do mnie kładąc dłonie na moich ramionach.
Przypadkiem straciłem puszkę z ławki, a ta poturlała się po podłodze z hałasem zwracając na nas uwagę wszystkich obecnych w klasie. I po co odstawia znowu te swoje teatrzyki?
Zawsze tak robiła. Kiedy jej się coś nie podobało lub robiłem coś nie po jej myśli zrzucała na mnie winę przy innych, robiąc ze mnie tyrana bez serca.
-Ja naprawdę chciałam ci to wszystko wytłumaczyć ale...
-Ale? To śmieszne. Tak trudno powiedzieć, że się wyprowadza? Co w tym takiego? -prychnąłem odsuwając się od niej.
-Leli... -spojrzała na mnie szkolącymi się oczyma.
No nie, chce się tu rozryczeć? Znowu robi ze mnie bezdusznika!
-Porozmawiamy później. -mruknąłem odwracając się w stronę Corniego.
Na moje szczęście zadzwonił dzwonek więc musiała pójść do swojej klasy.
Cholera, wkurzyłem się przez nią! Dlaczego nie zerwałem z nią przed jej wyjazdem? Teraz to muszę naprostować, chcę mieć święty spokój z nią. Tylko mnie irytuje...
-Ej! -nagle ktoś klepnął mnie w głowę. -Już się tak nie wkurzaj. -rudzielec posłał mi pokrzepiający uśmiech i usiadł w swojej ławce, która znajduje się za moją.
-Och daj spokój. -burknąłem zły siadając na swoim miejscu ponieważ nauczyciel wszedł już do klasy i zaczął uspokajać rozhulane towarzystwo.
    Gniotąc ołówek w dłoni siedziałem wpieniony i wpatrywałem się w linijki zeszytu. Rzecz jasna olewałem jakiekolwiek wywody nauczyciela, lekcja historii z rana, nie ma nic bardziej fascynującego.
Postanowione! Muszę skończyć z tą dziewczyną bo mnie rozsadza od środka. Dwie minuty! Wróciła i wystarczyły jej dwie minuty żeby mnie wpienić!
Ok... może reaguję tak przez to, że gdy wyjechała poczułem się wystawiony i porzucony. Co z tego, że już wtedy przestało mi tak mocno zależeć na związku z nią. Mogła chociaż wcześniej powiedzieć, że wyjeżdża! Nawet się umówiła ze mną! A tu co? Dowiaduję się potem dzień później, że dawno już jej nie było w mieście.
-Hej... -słyszę nagle szept Corniego.
Nad ramieniem przelatuje mi skrawek pomiętego papieru i ląduje na moim zeszycie. Z irytacją rozwijam go by sprawdzić co znowu wymyślił ten nadpobudliwy rudzielec.

"Słonko, zrywamy się następnych lekcji?" 

Cóż, czasami i jemu zdarzają się dobre pomysły. Rozprostowałem papier by odpisać.

"Jak najdalej od tego wariatkowa." 

Zwinąłem papier w kulkę i odrzuciłem z powrotem do pierwotnego nadawcy. Nie musiałem czekać długo by otrzymać liścik z powrotem.

"Yey!  \(^o^)/"



W gwoli ścisłości, Straconego nie mam zamiaru porzucić, rozdział kolejny napisany ale dla mnie niekompletny, strasznie mu czegoś brakuje. Ale zanim się dowiem czego, kolejne notki będą z nowym opowiadaniem.
Bardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Co prawda ostatnio coś ten blog mi podupada, ale na większość z Was nadal mogę liczyć. Dziękuję. 





9 komentarzy:

  1. Yeaaa kolejny rozdział .. bardzo dziekować .. z rozdziału na rozdział akcja sie powulutku rozkręca.. supcio.. czekam na moment spotkania demona z naszym bohaterem <3 yupiii .. życze weny i czekam na kolejną porcje..<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Blog Ci podupada bo zamiast 'Straconego' piszesz o gościu z rogami. Sorry ale ludzie się zniechęcają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... Nudzi mnie powtarzanie tego cały czas, ale jeszcze raz: nie mam pomysłu na ubranie w słowa dalszej fabuły pierwszego opowiadania. Wolę wstawiać nowe opowiadanie niż wybrakowany rozdział Straconego. Gusta są różne, wątpię czy wszyscy wypieli się na tą stronkę tylko dlatego, że zaczęłam publikować opowiadanie z wątkiem fantasy.

      Ale skoro tak bardzo Wam zależy, proszę bardzo. Następny rozdział będzie niedokończonym chłamem z Yuukim.
      Ta... a potem narzekajcie, że opowiadanie jest mdłe.
      I bądź tu pokornym autorem.

      Usuń
    2. weźcie nie naciskajcie na kochaną Sabate, bo się kobieta stara jak może, a wy i tak traktujecie ją, jakby wszystko robiła źle, co jest nieprawdą. </3
      Wiem jak to jest, gdy nie ma się pomysłu na kolejne części, czy po prostu ciąg dalszy danej historii. Czekajmy cierpliwie. Autorka naprawdę się stara i widać, że przypadło jej do gustu tworzenie owego opowiadania. Nieważne co pisze, istotne jest to, że tworzy nadal, a jej prace powinniśmy doceniać, a nie bezpodstawnie krytykować z powodu gatunku. Literatura to sztuka. Nauczcie się doceniać cudzą pracę.

      *Hopie*

      Usuń
  3. Czytam twoje opowiadania, bo podoba mi się twój styl. To opowiadania zaczyna się rozkręcać. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli jest coś nie tak ze Straconym to wiadomo że lepiej go nie wstawiać :)
    A co do nowego opowiadania to jest też fajne i już czekam jak rozwinie się akcja :D

    OdpowiedzUsuń
  5. super opowiadanie czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  6. KAMIEŃ SPADŁ MI Z SERCA, AŻ WAŻĘ Z 5 KILO MNIEJ C:
    Cieszę się, że znów piszesz. Pieprzyć to *dosłownie*, że inne opowiadanie, ale istotne jest to, że zaglądasz <3

    KOCHAM CIĘ MOJA ZAPALONA, ALE W CHUJ LENIWA YAOISTKO C:
    MIŁOŚCI MOJA ! <3 BĄDŹ MOIM SEME, CO? *-*

    Mimo wszystko i tak czekam na "Straconego"! <3
    NIE ODPUSZCZĘ CI TEJ HISTORII :* :* :*

    WENY życzę i całuję :3

    *Twoja Hopie*

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    czyli jednak ktoś tam naprawdę był... ciekawe jakie ma zamiary naprawdę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń